Jaki początek, taki koniec. W piątek Vettel zaliczył przerwę w zajęciach, w niedzielę ujechał ledwie kilkaset metrów i po raz pierwszy w tym sezonie nie dotarł do mety.

Chciałoby się rzec: a nie mówiłem? Na nic DRS, na nic opony Pirelli – na Yas Marina, jak to sugerował jeden z czytelników SokolimOkiem, do uatrakcyjnienia wyścigu potrzebne byłyby zraszacze, włączające się w losowo wybranych momentach. Owszem, wyprzedzania było więcej niż w poprzednich dwóch edycjach Grand Prix Abu Zabi, ale rozpieszczonym tegoroczną akcją kibicom to zapewne nie wystarcza. Jedyną sensację zgotowali nam kierowcy Red Bulla: Sebastian Vettel po raz pierwszy od zeszłorocznej Grand Prix Korei nie dotarł do mety, a Mark Webber jako jedyny zastosował taktykę trzech postojów, aby przeskoczyć Felipe Massę.

Ciekaw jestem, jak potoczyłby się wyścig, gdyby nie tajemniczy, acz gwałtowny spadek ciśnienia w prawym tylnym kole mistrzowskiego Red Bulla. Kilka godzin po dekoracji na podium wciąż nie wiadomo, co stoi za przerwaniem passy 19 ukończonych wyścigów w wykonaniu Vettela – podejrzenia krążą wokół pozostałości po jednym z wyścigów serii towarzyszących. Nie jest wykluczone, że na tarce po zewnętrznej pierwszego zakrętu mógł się znaleźć element oderwany od auta innej serii. Mistrz świata jako pierwszy ze stawki przejechał przez to miejsce – trzeba podkreślić, że wyjechał dość szeroko na zewnętrzną, szerzej niż jadący za nim rywale – i mógł po prostu nadziać się na leżącą tam drobną niespodziankę.

Tak czy inaczej fantastyczna passa dobiegła końca: w poprzednich 19 startach Vettel wygrał 13 razy, cztery razy był drugi i po razie trzeci oraz czwarty. Teraz wyścig obejrzał ze stanowiska dowodzenia Red Bulla, co – jak sam przyznaje – też było pożytecznym doświadczeniem. Szkoda tylko, że chłopina się nieźle wynudził… Przy okazji prysło marzenie o wyrównaniu rekordu 13 zwycięstw w sezonie, ustanowionego w 2004 roku przez Michaela Schumachera (przy okazji: stała forma siedmiokrotnego czempiona zasługuje na wyróżnienie, regularne baty od Rosberga nie są powodem do dumy – ale przynajmniej „Schumi” dobrze się bawi, a nie leniuchuje na emeryturze).

Lewis Hamilton wreszcie zaliczył spokojny weekend, trzymając się z dala od sędziów i Felipe Massy. Nie wiadomo, jak potoczyłby się wyścig gdyby nie przygoda Vettela, ale świetne i równe tempo kierowcy McLarena zasługuje na pochwałę – Fernando Alonso nie mógł nawet marzyć o zbliżeniu się do lidera i jego radość z drugiej pozycji jest zrozumiała. Ferrari po prostu nie jest wystarczająco szybkie.

Mimo problemów z KERS, Jenson Button rozsądnie uratował dużo punktów i trzeci raz z rzędu zajął na Yas Marina trzecią lokatę. Anglik zwrócił uwagę, że szwankujący „dopalacz” nie tylko oznacza mniejszą moc, ale także przysparza kłopotów przy hamowaniu. System odzyskiwania energii pracuje w sposób bardzo odczuwalny podczas hamowania, wspomagając ten proces. Jeśli zawodnik ma działający KERS, hamuje nieco później. W przypadku problemów może go spotkać przykra niespodzianka – na szczęście Yas Marina jest torem, gdzie ewentualna wycieczka na pobocze niekoniecznie oznacza koniec jazdy.

Przekonał się o tym Massa, relegowany przez Ferrari do roli „kierowcy doświadczalnego”. Drugi weekend z rzędu Brazylijczyk sprawdzał skrzydło o takim samym kształcie jak w samochodzie Alonso, ale wykonane z bardziej elastycznego materiału. Znów projektanci Ferrari przesadzili – skrzydło uginało się zbyt mocno i w kwalifikacjach oraz wyścigu Massa korzystał ze starej specyfikacji tego elementu. Cóż, przy braku testów w trakcie sezonu trzeba takie pomysły sprawdzać w ogniu walki, a Brazylijczyk w tym sezonie i tak już nie ma nic do ugrania. Mógłby co prawda pomóc Alonso w zdobyciu wicemistrzostwa świata, odbierając punkty rywalom, ale smutna statystyka – zero miejsc na podium w tym sezonie – pokazuje, że jest to zadanie raczej poza jego zasięgiem.

Na uwagę zasługuje taktyka obrana przez Red Bulla. Po stracie mniej więcej sześciu sekund przy pierwszej zmianie kół (problem z nakrętką) Webber znalazł się za Massą i kiedy podczas drugiej wizyty w alei serwisowej założono mu trzeci komplet miękkich opon stało się jasne, że czeka go trzeci postój w samej końcówce wyścigu. Kto wie, gdyby nie trudności z wyprzedzeniem Buttona, Mark być może znalazłby się na podium – na mecie dzieliło ich niecałe dziesięć sekund, a po wyprzedzeniu rywala Red Bull z numerem 2 miejscami uzyskiwał czasy okrążeń lepsze o sekundę-dwie od korzystającego już z twardszej mieszanki Anglika. Wystarczyło przynajmniej do pokonania Massy, który nie pomógł sobie przygodą na 49. kółku, kiedy na poboczu pierwszego zakrętu uciekło sześć sekund.

Cieszę się, że sędziowie w końcu zwrócili uwagę na skandaliczną postawę niektórych dublowanych kierowców. Przepisy są jasne: po trzech sygnałach od porządkowych (niebieskie światło lub flaga) maruder musi przepuścić zawodnika z czołówki. Massa i Webber mieli dużo szczęścia, gdy przed nimi radosną walkę o pietruszkę toczyli Pastor Maldonado i Jaime Alguersuari. Trochę dziwi ukaranie ich dopiero po wyścigu doliczeniem karnych sekund – niby strata czasowa jest porównywalna z odbyciem faktycznej kary w trakcie zawodów, ale jej nałożenie w warunkach realnej rywalizacji mogłoby zmienić ostateczne wyniki wyścigu. Wszak po karnym zjeździe na drive through (Alguersuari) czy stop & go (Maldonado – drugie przewinienie) winowajcy mogli utknąć za innymi zawodnikami. Oczywiście w walce o 14. czy 15. miejsce nie ma to większego znaczenia, ale fakt pozostaje faktem.

Za dwa tygodnie czeka nas ostatnia odsłona tegorocznej rywalizacji. Zastanawiam się, czy Webber – chyba największe rozczarowanie tego sezonu – zakończy sezon w lepszym stylu. Jego przewaga nad piątym w klasyfikacji Hamiltonem stopniała do sześciu punktów i szczerze mówiąc ukończenie mistrzostw cztery pozycje za zespołowym kolegą powinno być powodem do wstydu. Porównując zdobycze Vettela i Webbera, Australijczyk ma na koncie niecałe 63% punktów swojego partnera z ekipy. W czołówce większa dysproporcja panuje tylko w Ferrari, gdzie Alonso zdobył ponad dwa razy tyle punktów co Massa (zdobycz Brazylijczyka to 44% w porównaniu z zespołowym kolegą).

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here