Bohaterem czwartkowej konferencji prasowej z kierowcami został Fernando Alonso. Pozostała piątka wystąpiła w zasadzie w roli statystów, pytano głównie Hiszpana – zwłaszcza że McLaren zapowiedział, że o wypadek można go pytać tylko dzisiaj. Ci, którzy liczyli na całkowite wyjaśnienie sprawy, srodze się zawiedli: sytuacja jest jeszcze bardziej zagmatwana, a wypowiedzi Alonso postawiły McLarena w bardzo niezręcznej sytuacji.

Przypomnijmy: na świeżo po wypadku podczas testów w Barcelonie podano do publicznej informacji, że przyczyną był nagły podmuch wiatru w Zakręcie 3. Teraz Alonso powiedział, że układ kierowniczy zablokował się w prawym zakręcie i nie dało się wyprostować toru jazdy. Hiszpan hamował, zredukował z piątki do trójki i uderzył bokiem w barierę. Podkreślał, że przez cały czas był przytomny, a po zatrzymaniu samochodu wyłączył najpierw radio, a potem zabezpieczył system hybrydowy, widząc zbliżających się porządkowych. Przyznał, że stracił świadomość na kilka godzin, pod wpływem środków podanych przed transportem helikopterem.

Jego wersja oczywiście nie zgadza się z wypowiedziami jego menedżera oraz szefostwa McLarena. Kierowca tłumaczył, że wypowiedzi o podmuchu wiatru były „zgadywaniem”, bo trzeba było coś na szybko powiedzieć mediom. – Nawet huragan nie poruszyłby samochodu jadącego z taką prędkością – mówił. Stawia to w niekorzystnym świetle Toro Rosso i Carlosa Sainza, którego kraksę w tym samym miejscu toru zespół tłumaczył właśnie podmuchem wiatru.

Alonso wyśmiał także przeróżne spekulacje, które szerokim echem odbiły się nie tylko w światku Formuły 1: – To nieprawda, że obudziłem się w 1995 roku albo że obudziłem się, mówiąc po włosku.

Hiszpan dodał także, że w jego samochodzie były zainstalowane części przygotowane specjalnie dla niego, pod jego styl jazdy. Teraz jednak wraca do przekładni kierowniczej, którą stosowano w autach Jensona Buttona i Kevina Magnussena. Może to niezręczne w tej sytuacji, ale – jak to ujęła jedna z ważnych postaci w padoku F1 – modyfikacje w układzie kierowniczym wprowadził Williams przed tragicznym wypadkiem Ayrtona Senny na Imoli w maju 1994 roku.

Co ciekawe, z danych telemetrycznych nie sposób odczytać żadnych anomalii w działaniu samochodu. Dlatego zespół początkowo trzymał się wersji, że nie było żadnych problemów technicznych. Mimo tego Alonso nie ma żadnych obaw przed wyjazdem na tor: – Przez ostatni miesiąc zespół bardzo dokładnie badał samochód i to chyba najdokładniej sprawdzone auto w stawce. Ja też jestem chyba najlepiej przebadanym kierowcą w historii. Będzie dobrze!

Humor wyraźnie mu dopisywał: kiedy po konferencji musiał nadrobić straty z Melbourne i wziąć udział w obowiązkowej sesji fotograficznej w kombinezonie i kasku, złapał aparat jednego z fotografów i próbował robić zdjęcia. Nie bardzo mu to wychodziło – mimo podpowiedzi fachowców Canon nie łapał ostrości. – Widzicie, chyba jednak mam coś z ręką, może nie powinienem startować? – śmiał się Alonso.

Za sprawą sprzecznych komunikatów wokół tego wypadku niejasności pozostaną już na zawsze. Trudno uwierzyć, by McLaren popełnił tak amatorski błąd PR-owy i wypuścił w świat kompletnie niesprawdzoną hipotezę, uginając się pod – jak to ujął Alonso – „potężną presją publiczną”. Z kolei dzisiaj kierowca rzucił cień na wiarygodność komunikatów nie tylko swojego zespołu, ale także swojego menedżera. Jedno jest pewne: jeśli znów dojdzie do niejasnej sytuacji w obozie McLarena, to do wszystkich oficjalnych komunikatów trzeba będzie podchodzić z dużą rezerwą.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here