Piękny, ale i straszny tor Spa-Francorchamps pochłonął kolejną ofiarę. Żyjemy w cudownie bezpiecznych czasach, lecz motorsport od czasu do czasu – na szczęście już rzadziej niż częściej – przypomina nam o swojej mrocznej, tragicznej stronie. Można pocieszać się banałami w stylu „robił to, co kochał”, „realizował swoją pasję i marzenia” czy „motorsport jest niebezpieczny” – ale nic nie zmieni faktu, że 22-letni kierowca, mistrz GP3 i junior Renault, nigdy nie wróci już do domu.

Uśpione ryzyko wciąż się budzi, śmiertelne niebezpieczeństwo wciąż czai się w naszym światku. Owszem, to już nie te czasy, o których Jackie Stewart mawia, że w bagażu kierowcy zawsze znajdował się garnitur, bo nigdy nie było wiadomo, kiedy trzeba będzie zjawić się na pogrzebie kolegi. Tym większym szokiem, tym bardziej brutalnymi ciosami są tragiczne wypadki, które zdarzają się w naszych czasach. Niby bezpiecznych, sterylnych – ale ślepy los potrafi uderzyć, potrafi naprawdę mocno i boleśnie zaskoczyć.

Anthoine Hubert startował w Formule 2, ale wyścigowy padok – nawet szerzej, motorsportowy świat – jest, banalnie mówiąc, wielką rodziną. Więzi w naszej społeczności są bardzo silne, a specyfika rywalizacji na różnych szczeblach sprawia, że właściwie każdy zna każdego, a przynajmniej kogoś, z kim dany kierowca się ścigał. Dlatego każda tragedia mocno dotyka wszystkich – nie tylko George’a Russella, Lance’a Strolla, Charles’a Leclerca czy Estebana Ocona, którzy rywalizowali z francuskim kierowcą w seriach juniorskich albo kartingu. Nikt nie dopuszcza do siebie myśli, że mogło to spotkać także jego – niezależnie od umiejętności, samochodu, doświadczenia, talentu, szybkości czy okoliczności. Nie wszystko też da się przewidzieć, mimo coraz lepszego poziomu bezpieczeństwa nie sposób zabezpieczyć człowieka – najsłabszego fizycznie ogniwa – przed każdym scenariuszem.

Podczas niedzielnych relacji ze Spa-Francorchamps miałem przypomnieć na antenie postać Stefana Bellofa – 1 września mija 34. rocznica śmierci niemieckiego kierowcy o talencie przyrównywanym do Ayrtona Senny. W pamiętnej, deszczowej GP Monako 1984, w której objawił się talent słynnego Brazylijczyka, Bellof za kierownicą Tyrrella z wolnossącym silnikiem był na mecie trzeci – a przed przedwczesnym przerwaniem wyścigu przez dyrektora zawodów Jacky’ego Ickxa doganiał Sennę oraz prowadzącego Alaina Prosta.

Nieco ponad rok później nieustraszony Bellof podczas wyścigu samochodów sportowych 1000 km Spa-Francorchamps walczył właśnie z Ickxem – przy próbie ataku w Eau Rouge ich samochody się zderzyły i prowadzone przez Niemca Porsche 956 czołowo uderzyło w barierę. Nie zdążył skorzystać z oferty samego Enza Ferrariego, który proponował mu reprezentowanie barw Scuderii w Formule 1 od sezonu 1986…

Bellof, Hubert czy Chris Bristow i Alan Stacey – dwaj kierowcy, którzy zginęli (w osobnych wypadkach) podczas jednego wyścigu, w Grand Prix Belgii 1960 – to ledwie kilka nazwisk z liczącej już ponad pół setki pozycji listy śmiertelnych ofiar Spa-Francorchamps. Zdecydowanie zbyt wiele. Zbyt długa jest też smutna lista dotycząca całego motorsportu – i nie miejmy złudzeń, będzie jeszcze dłuższa.

2 KOMENTARZE

  1. Wyszedłem z toru po pierwszym okrążeniu z konstatacją, że wszyscy oni zasługują na awans do F1, bo nauczyli się wzorowo jeździć w konwoju. Jak bardzo się pomyliłem. Spoczywaj w pokoju.
    Minuty ciszy w niedzielę były wzruszające ze względu na piękne zachowanie kibiców.

  2. Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj Mu świeci na wieki. Niech odpoczywa w pokoju wiecznym.
    Requiescat in pace,
    Amen

Skomentuj Wiślanin Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here