Kibice czekają na Kubicę - fan Roberta na węgierskim Hungaroringu.

Łatwo mi zrozumieć, dlaczego rzadko pojawiające się oficjalne informacje na temat stanu zdrowia Roberta Kubicy wywołują tak duże poruszenie w światku kibiców Formuły 1. Fani chcą wiedzieć, co się dzieje u ich idola i przede wszystkim czekają na potwierdzenie daty powrotu Polaka za kierownicę samochodu wyścigowego. Nawet najbardziej skąpa informacja jest obrabiana ze wszystkich stron i trudno się temu dziwić – każdy „news” jest na wagę złota.

Wokół wiadomości o postępach rehabilitacyjnych polskiego kierowcy występuje „konflikt” dwóch stron. Kibice pożądają wieści, a sam zawodnik i jego management stawiają przede wszystkim na informacje sprawdzone i pewne, a skoro takich aktualnie nie ma – Kubica czeka na ostatni, bardzo ważny zabieg chirurgiczny prawego łokcia – wolą nie spekulować i nie puszczać pary z ust. Wobec ogromnego publicznego zainteresowania łatwo wyobrazić sobie scenariusz, w którym do ostrożnych i mało precyzyjnych wypowiedzi natychmiast dorabiane są legendy przez tych, którzy próbują czytać między wierszami. I odwrotnie – optymistyczne zapowiedzi mogą łatwo skończyć się wielkim rozczarowaniem, bo gdy w grę wchodzą siły natury, nic tak naprawdę nie jest pewne. Wiem, że pokłady cierpliwości kibiców nie są nieskończone, ale po prostu cały czas trzeba czekać na potwierdzone i pewne informacje.

Niedawno w delikatny ton alarmowy uderzyli dziennikarze „Gazety Wyborczej”, którzy w rozmowie telefonicznej z Daniele Morellim dowiedzieli się, że menedżer Kubicy nie ma na razie nic do powiedzenia, choć podczas wizyty w Warszawie twierdził, że w sierpniu będzie wiadomo, kiedy Polak wróci na tor. Skoro jeszcze nie wiadomo – to może znaczy, że coś idzie nie tak? Spokojnie. Do końca sierpnia zostały jeszcze dwa tygodnie i z moich informacji wynika, że planowany zabieg zostanie przed końcem miesiąca wykonany.

To może być kolejny przełomowy moment w rehabilitacji: poprzednie zabiegi tego typu, przeprowadzone na wierzchniej i spodniej stronie nadgarstka, przyniosły pozytywne rezultaty i po kilkudniowym odpoczynku kierowca był w stanie ćwiczyć odblokowane części ciała. Jednak gdy w grę wchodzą siły natury – wspomagane co prawda przez medycynę – pewności nigdy nie ma i dlatego doskonale rozumiem ostrożność, z jaką obóz Kubicy podchodzi do przekazywania informacji.

Kilka dni wcześniej światło dzienne ujrzały „rewelacje” holenderskiego dziennika z zacięciem tabloidowym, „De Telegraaf”. W dość obszernym artykule dziennikarze zreferowali sytuację Kubicy: przypomnieli o wypadku i przechodzonej obecnie rehabilitacji. W treści pojawiła się także wypowiedź kierowcy o dacie powrotu na tor. „Wracam na początku przyszłego roku” – miał stwierdzić Polak. Do niektórych rewelacji należy jednak podchodzić ze sporą rezerwą, bo wplątana w artykuł wypowiedź jest zgrabnie przerobionym cytatem z odpowiedzi Kubicy na pytania internautów, zadawane mu parę miesięcy temu za pośrednictwem oficjalnej strony internetowej Lotus Renault.

To ostatnie źródło jest zresztą najbardziej wiarygodne – Morelli potwierdził, że w najbliższym czasie będzie to wyłączny kanał komunikacyjny dotyczący sytuacji Kubicy. Obecni w padoku dziennikarze z całego świata mają zresztą podobny „problem” z dostępem do informacji. Podczas ostatnich wyścigów kilku z nich skarżyło mi się, że Morelli nie informuje ich o postępach w rehabilitacji. Skwitować można to krótko: sprawy toczą się swoim biegiem, a jak będzie można powiedzieć coś ze stuprocentową pewnością, to na pewno to usłyszymy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here