Lubię wyścigi, w których trudno wybrać nawet nie jednego, tego największego bohatera, ale chociażby trzech zasługujących na wyróżnienie kierowców. Na Monzy zaimponował mi nie tylko zwycięzca Lewis Hamilton, który przez cały weekend – mimo że wszystko układało się po jego myśli – rzadko się uśmiechał i trudno było jednoznacznie stwierdzić, czy dzieje się tak za sprawą wyjątkowego skupienia, czy może napięcia. Zdawał sobie sprawę, że jeśli Nico Rosberg znów powiększy przewagę w punktacji, to ciężko będzie go dopaść.

Problemy pojawiły się już na okrążeniu rozgrzewkowym, kiedy przy sprawdzaniu procedury startowej coś poszło nie tak. Przy właściwym starcie też nie było OK, ale tym razem Lewis nie dał się ponieść emocjom.

Mamy przycisk, który aktywuje sekwencję startową i przed okrążeniem rozgrzewkowym on nie zadziałał – powiedział Hamilton. – Pomyślałem sobie, że nie ma problemu, przy właściwym starcie już zadziała. Tak się nie stało i to było bardzo, bardzo dziwne. Nigdy wcześniej nic takiego się nam nie przytrafiło. Spróbowałem wystartować jak najszybciej, obroty wariowały jak szalone i na szczęście straciłem tylko trzy pozycje. Nie ćwiczymy takich startów. Nie miałem pojęcia, co robić – wcisnąłem gaz i miałem nadzieję, że będzie dobrze…

Dziesięć okrążeń zajęło mu przebicie się za plecy zespołowego partnera, a potem walki w zasadzie nie było – inżynierowie planowali przypuszczenie ataku w końcówce, ale proszony o oszczędzanie ogumienia Hamilton przycisnął od razu po pit stopie. Ledwo zdążył wejść w zasięg DRS, a Rosberg już popełnił decydujący błąd.

Próbował pilnować zużycia tylnych opon i przestawił balans hamulców na przód – tłumaczył Toto Wolff. – Mocno zahamował i przestrzelił szykanę.

Taki sam błąd wcześniej, na dziewiątym okrążeniu, kosztował Rosberga 1,6 sekundy w pierwszym sektorze. Za drugim razem slalom wokół styropianowych bloków ustawionych w trzech rzędach na drodze ewakuacyjnej oznaczał podobną stratę, ale tym razem Hamilton był już niespełna sekundę za nim. Sądzę, że nawet bez przestrzelonego hamowania Lewis poradziłby sobie z Nico – to był po prostu jego weekend. Potrzebował tego wyniku i sam go sobie wywalczył, w równej walce – mimo problemów z elektroniką na starcie.

Co z miłośnikami spiskowych teorii dziejów, którzy w takich sytuacjach wyrastają jak grzyby po deszczu i dopatrują się umyślnej gry ze strony Rosberga, w ramach rzekomej rekompensaty za wydarzenia sprzed dwóch tygodni? – Taki pomysł mógł zaświtać tylko w umyśle paranoika – skwitował Wolff.

Na mojej długiej liście bohaterów GP Włoch widnieją także Valtteri Bottas i Daniel Ricciardo. Kierowca Williamsa ruszył do wyścigu jeszcze gorzej niż stojący przed nim Hamilton. – Początkowo zakładaliśmy problem ze sprzęgłem, ale kiedy przyjrzeliśmy się jego pracy oraz krzywej momentu obrotowego w obu samochodach, to okazało się, że wygląda to OK – mówił Rob Smedley. – Wygląda na to, że tylne koła wpadły mu w bardzo duży poślizg. Przyczepność była słaba i nie potrafił jej wyczuć, miał kłopoty z doprowadzeniem opon do optymalnej temperatury. Felipe też miał takie problemy.

Massie start wyszedł jednak bardzo dobrze, a Bottas po pierwszym okrążeniu jechał na jedenastej pozycji. Znakomicie odrabiał straty, robiąc dobry użytek z jednostki napędowej Mercedesa. Kłopoty pojawiły się w walce z Kevinem Magnussenem – Duńczyk dostał pięciosekundową karę za wypchnięcie rywala poza tor w pierwszej szykanie, ale nawet zdaniem Valtteriego sędziowie może zbyt surowo potraktowali kierowcę McLarena.

– Trudno ocenić, czy to było warte kary – stwierdził Fin. – Dla mnie niczego to nie zmieniło, bo i tak musiałem go wyprzedzić, więc nie miało to znaczenia. W jego sytuacji można postąpić dwojako: tak jak on albo utrzymać nieco wyższą szybkość, ale zostawić miejsce o szerokości samochodu i obronić pozycję dzięki lepszemu wyjściu.

Nie chcę tego komentować, bo moja opinia nie ma znaczenia – skwitował kierowca McLarena, który w tym sezonie często wpada w oko sędziom. – I tak robi się lepiej: poprzednio dostałem 20 sekund, teraz tylko pięć.

Moim zdaniem tym razem można było odstąpić od wymierzania kary. Walka była twarda, ale sędziowie od kilku wyścigów mieli trochę łagodniej traktować takie zagrania. Zwłaszcza, że samochód Bottasa nie ucierpiał. – To była przepisowa obrona – skwitował Eric Boullier.

Ricciardo po wycieczce przez pobocze pierwszej szykany spadł na dwunastą pozycję, ale doskonale wykorzystał możliwości strategiczne. – Jechał w czystym powietrzu i nie musieliśmy reagować na pit stopy rywali – tłumaczył Christian Horner późny zjazd Australijczyka. Red Bull z #3 zjechał dopiero na 26 okrążeniu, osiem rund po pierwszym samochodzie z czołówki – czyli zespołowym partnerze. Przewaga dzięki świeższym oponom była oczywista i Ricciardo świetnie ją wykorzystał. Red Bull nie wprowadził poleceń zespołowych i Sebastian Vettel bronił się ze wszystkich sił na swoim zużytym komplecie opon, bo zdaniem Hornera szans na tytuł i tak nie ma, bo straty Daniela do duetu Mercedesa są zbyt duże. OK, kupuję to tłumaczenie i gratuluję Ricciardo doskonałych 52 okrążeń – wszystkich poza pierwszym.

Duże słowa uznania należą się też Sergio Pérezowi, dla którego walka z kierowcami McLarena ma dodatkowy smak. Mimo widocznych gołym (Sokolim…) okiem problemów z hamulcami, Meksykanin w pojedynkę odrobił jeden punkt straty do rywali z Woking.

Gdzie jest Jean-Eric Vergne? Byłem pewny, że Red Bull podejmuje słuszną decyzję, żegnając się z Francuzem z końcem tego sezonu – znów dał się ograć Daniiłowi Kwiatowi, który po starcie z 21. pola otarł się o punkty i byłby dziesiąty, gdyby nie problem z hamulcami na ostatnim okrążeniu. To też jeden z bohaterów wyścigu – nie tylko dzięki efektownemu opanowaniu szalejącego po trawie samochodu.

Cieszę się też z podium Felipe Massy – zwłaszcza, że miało to miejsce we Włoszech, po ośmiu latach startów w Scuderii. Jest chimerycznym kierowcą i daleko mu do formy z sezonu 2008, ale miło się przekonać, że przynajmniej od czasu do czasu potrafi pojechać szybki, spokojny wyścig. Może i nie zgromadził w tym sezonie wielu punktów (na tle Bottasa…), ale też dzięki jego zdobyczom Williams znów znalazł się przed Ferrari w klasyfikacji konstruktorów.

Wracając jeszcze do naszego pierwszego bohatera… – Wiedziałem, że to najlepszy moment, żeby wywrzeć na Nico presję. Zrobiłem to kilka wyścigów temu, on zdaje się tego nie lubić i postaram się robić tak częściej.

Doskonały plan, ale wywieranie presji to w tym przypadku broń obusieczna. Kolejna odsłona już za dwa tygodnie… A Vettelowi czy Ferrari poświęcimy więcej miejsca innym razem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here