Brawo, JB. Zasłużyłeś na łyczek szampana... albo dwa

Jenson Button fantastycznie zakończył pełne przygód popołudnie na Circuit Gilles Villeneuve. Sędziowie nie popsuli mu zabawy, rezygnując z ukarania go za dwa incydenty, w których wziął udział.

Mam nadzieję, że Anglik zaplanował powrotny lot do Europy przynajmniej na poniedziałek, bo szkoda by było, gdyby nie mógł świętować wspaniałej wygranej w tak świetnym do tego miejscu, jakim jest Montreal. Trzy lata temu Robert Kubica po zejściu z podium musiał pędzić na lotnisko, żeby złapać samolot na Stary Kontynent, ale Polak w przeciwieństwie do mistrza świata z sezonu 2009 nie gustuje w hucznym świętowaniu sukcesów.

Nie dziwię się Buttonowi, że trudno mu było po wyścigu ubrać w słowa to, co spotkało go w deszczowe popołudnie na wyspie Notre Dame. Podsumujmy: dwie kolizje, po których jazdę zakończyło dwóch innych mistrzów świata. Przebita opona, spadek na ostatnie miejsce i potem awans na czwartą pozycję w ciągu zaledwie piętnastu okrążeń. Sześć wizyt na pasie serwisowym, w tym karny przejazd za zbyt ciężką prawą nogę przy neutralizacji. Wreszcie wygrane pojedynki z Markiem Webberem i Michaelem Schumacherem, najlepszy czas okrążenia w wyścigu i zmuszenie do błędu Sebastiana Vettela.

Jego przygodami można spokojnie obdzielić kilku kierowców. Jeśli chodzi o incydent z Lewisem Hamiltonem, moim zdaniem Jenson nie przegiął. Miał prawo do jednego ruchu w obronie pozycji i wydaje się, że płynnym ruchem zjeżdżał do lewej krawędzi toru – linią zbliżoną do tej, którą zwyczajowo obierają kierowcy na prostej startowej. Jedynym argumentem przemawiającym przeciwko takiej akcji byłby fakt, że była to walka między kolegami z zespołu, ale Hamilton nie powinien się spodziewać łatwego ustępowania pola. Trafiła kosa na kamień, jak to ujął kolega „cypi” w komentarzach. A ruch głowy w prawo wcale nie oznaczał, że Jenson widział kolegę w lusterku – mógł patrzeć w lusterko i go nie dostrzec.

Z kolei w przypadku kolizji z Fernando Alonso moim zdaniem Button nie był bez winy. Na jego obronę świadczy fakt, że na dohamowaniu zdołał zrównać się z rywalem i wyglądało na to, że Hiszpan tak czy inaczej nie zdołałby się zmieścić w zakręcie. Jednak to Anglik uderzył swoim przednim kołem w tylne koło Ferrari i w takiej sytuacji sędziowie mogli mieć argument przemawiający za ukaraniem zwycięzcy Grand Prix Kanady. Rzadko się jednak zdarza, aby przy rozpatrywaniu incydentu po wyścigu zawodnik został ukarany doliczeniem karnych sekund. W sumie nie zaskoczyła mnie ostateczna decyzja sędziów, utrzymująca w mocy wyniki z toru.

Być może w przeszłości zdarzyło mi się powiedzieć lub napisać kilka nie do końca przychylnych słów na temat Buttona, ale jego dzisiejsza jazda była czymś, czego Formuła 1 potrzebuje. Dużo przygód i twardej walki na granicy faulu, no i bezcennny widok: Jessica Michibata pokazująca palcem wskazującym „gest Vettela”. Dzięki za te emocje, Jenson!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here