Choćby nie wiem, jak intrygujący w swoich rozwiązaniach był nowy Red Bull RB15, ile by nie posiadał genialnych myśli Adriana Neweya, to i tak wszystko leży w rękach inżynierów Hondy. Nic bowiem nie pomoże, jeśli skośnooka jednostka napędowa nie okaże się konkurencyjna i niezawodna. Nie zmienia to faktu, że od wczoraj inżynierowie konkurencyjnych ekip drobiazgowo analizują zdjęcia najmłodszego byczka.

Moim zdaniem od strony wizualnej (mam na myśli linie, a nie specjalne barwy) jest bardzo dobrze. Może nawet znakomicie. Model RB15 wygląda tak, jakby Adrian Newey przysiadł nad rysunkami „czternastki” i zaczął rozmyślać, co by tu jeszcze podciąć, w którym miejscu wraz z ciałem można urwać jeszcze kilka dziesiątych części sekundy, gdzie zoptymalizować linie, a gdzie nakreślić je od nowa.

Byczy wygląd
Prawdę mówiąc najbardziej nurtuje mnie po prezentacji to, ile Newey chciał i zdołał przed nami ukryć? Z jednej strony model RB15 jest pełen znaków firmowych genialnego Brytyjczyka (z tą różnicą, że w jeszcze bardziej radykalnej postaci) – jak zwężone do granic możliwości sekcje boczne z ciasnymi wlotami powietrza czy kompaktowy tył, dzięki czemu w okolice dyfuzora trafia możliwie dużo powietrza. Nie dziwi rozwijana od lat koncepcja z mocno pochyloną podłogą.

Z drugiej strony na pokładzie upstrzonego specjalnym malowaniem samochodu znalazło się sporo intrygujących rozwiązań – zarówno autorskich, jak i zaadaptowanych. Warto zwrócić uwagę chociażby na wyprofilowany element regulujący płaty przedniego skrzydła, płetwy pod nosem, nowatorski kanał S, wzorowane na rozwiązaniu Ferrari lusterka ze szczelinami umożliwiającymi przypływ powietrza czy wyrafinowane elementy aerodynamiczne wokół nich. Sęk jednak w tym, że Newey zwykle starał się utrzymywać swoje pomysły w tajemnicy do samego końca, albo szlifując je do końca, albo odwracając uwagę od tego, co naprawdę ważne.

Tymczasem po pierwszym teście na Silverstone zespół udostępnił zdjęcia RB15, na których można było obejrzeć dyfuzor. Nie chce mi się wierzyć, że Red Bull popełnił taki błąd. Co to zatem może oznaczać? Czas pokaże, ale prawdopodobne jest to, że w samochodzie nie znalazła się ostateczna wersja dyfuzora. Podobnie zresztą (co bardziej oczywiste) jak innych elementów aerodynamicznych.

Zagadka Hondy
Największą zagwozdkę dla Maksa Verstappena, Pierre’a Gasly’ego i całej ekipy stanowi jednostka napędowa Hondy. Jakiś czas temu pojawiły się doniesienia (pisałem o tym przy okazji Toro Rosso), że Japończycy zmagają się z wibracjami i nie mogą sprawdzić silnika na pełnych obrotach. Helmut Marko potwierdził rozstanie z zajmującą się testami firmą AVL i przyznał również, iż w prace zaangażowany jest Mario Illien.

Niepewna dyspozycja Hondy sprawia, że mnożą się pytania o sensowność rozstania z Renault. Sęk w tym, że Red Bull nie widział już przyszłości dla tego związku. Pogłębiająca się z każdym rokiem frustracja co jakiś czas kończyła się awanturą. Atmosfera stała się tak gęsta, że można ją było dosłownie kroić nożem.

– Płaciliśmy jak za zboże, a dostawaliśmy towar daleki od pierwszej klasy. Kooperacja z Hondą zapewnia nam prawdziwe partnerstwo – wyjaśnia Christian Horner. Z punktu widzenia Red Bulla nawiązanie współpracy z Hondą było logicznym krokiem, nawet jeśli w Milton Keynes mieli (i mają) świadomość piętrzących się problemów. Nie ma co ukrywać, że los Red Bulla leży w rękach inżynierów z Sakury.

Pozytywne wrażenia
Po prezentacji Red Bull przeprowadził na Silverstone shakedown modelu RB15. Pierwsze wrażenia? Pozytywne. – Już po pierwszym przejeździe uśmiechałem się, ponieważ byłem zadowolony z tego, jak zachowywał się samochód i jak działał silnik – oznajmił Max Verstappen po przejechaniu 39 okrążeń. Ile w tym zadowoleniu było szczerości, to dopiero się okaże.

Przed testami, a tym bardziej przed prawdziwym chrztem bojowym, trudno snuć jakiekolwiek przypuszczenia co do tego, czy w modelu RB15 znajduje się pierwiastek geniuszu, którym Adrian Newey bezwstydnie epatuje od lat. Być może zabrzmi to życzeniowo, gdyż Honda nie należy jeszcze do silnikowej ekstraklasy, dla F1 byłoby jednak lepiej, gdyby byk z japońskim sercem zaczął szarżować.

Wysoko podniesiony tył i jeszcze bardziej kompaktowe sekcje boczne.
Lusterka sprawiają wrażenie dopieszczonych. Na nosie ciekawa interpretacja kanału S.
Pod nosem znalazły się płetwy odpowiednio kierujące strugę powietrza.
Zgodnie z przepisami panele przed sekcjami bocznymi zmieniły swoje wymiary.
Pojedyncze mocowanie tylnego skrzydła z systemem DRS.
Przednie skrzydło z wyprofilowanymi elementami regulującymi płaty.
Dyfuzor w pełnej krasie – czyżby zmyłka? Powyginane boczne płaty tylnego skrzydła. Zintegrowane wahacze tylnego zawieszenia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here