Coraz grubsza warstwa lat oddziela nas od czarnego weekendu na przełomie kwietnia i maja 1994 roku. Jednak upływający czas nie zdoła zniszczyć smutnych wspomnień. Obrazów i postaci, które na zawsze powinny zapaść w pamięć każdego wyścigowego kibica. Nie da się wymazać tych chwil, w których okrutne demony, uśpione od niemal dekady, znów wyciągnęły swoje macki w stronę kierowców Formuły 1. Tamten weekend na włoskim torze Imola przypomniał, że śmierć upomni się o każdego – a wszyscy są przed nią równi. Zarówno wielki mistrz, charyzmatyczna legenda i głęboko religijny artysta kierownicy, jak i debiutant, pełny pasji i niemłody już zawodnik, który dopiero co spełnił swoje wielkie życiowe marzenie i dostąpił zaszczytu startów w Formule 1.

Wielu pamięta tylko o tym pierwszym: Ayrton Senna był kontrowersyjnym geniuszem, znanym na cały świat arcymistrzem, obok którego nikt nie mógł przejść obojętnie. Roland Ratzenberger? To był jego trzeci wyścigowy weekend. Jeździł samochodem, który do czołówki tracił sześć sekund na okrążeniu. Mógł stać się jednym z wielu, którzy dochrapali się fotela w F1, trochę pojeździli i zniknęli gdzieś bez śladu. Tragiczna śmierć sprawiła, że został jednym z bohaterów, o których pamięć powinna trwać wiecznie.

Zasługują na nią nie tylko Senna, Jim Clark, Alberto Ascari i inni poświęceni na ołtarzu wyścigów mistrzowie. Nie tylko Gilles Villeneuve, Ronnie Peterson, François Cevert czy Elio de Angelis, którzy zdążyli zabłysnąć szybkością i wygranymi wyścigami. Nie tylko Stefan Bellof, Tom Pryce albo Jules Bianchi, którzy pokazali talent, ale nie zdążyli potwierdzić go zwycięstwami. Także Ratzenberger i wielu innych z benzyną w żyłach – może i nie wdarli się przebojem do świata wyścigów, nikt nie okrzyknął ich gwiazdami jutra, a ich kariery i życia zgasły, zanim zdążyli w pełni nacieszyć się swoją pasją. Zdołali jednak jej posmakować, sięgnęli po swoje marzenia – i odeszli robiąc to, co kochali robić.

Powtarzam to co roku, w rocznicę czarnego weekendu. Pamiętajmy o wszystkich, którzy do samego końca żyli pasją do wyścigów.

Przypominam kilka innych tekstów o Sennie i Ratzenbergerze, przeważnie pióra Roberta Smoczyńskiego:
O Ayrtonie
Wspominając Sennę
Żyli dla swoich marzeń
Senna od A do Z
Roland Ratzenberger (1960-1994)
Dzięki, Ayrton!
Osiemnaście lat temu

Recenzja książki „Wieczny Ayrton Senna”

9 KOMENTARZE

  1. Panie Mikołaju,

    Ostatnio bardzo mocno spadła frekwencja pojawiania się wpisów, artykułów i analiz na blogu, nie mówiąc już o podsumowaniach roku czy „notach za styl”. Rozumiem, że jest to spowodowane obowiązkami związanymi z pracodawcą E., jednakże jako wieloletni czytelnik niepokoi mnie fakt, że blog podupada. Czy planuje Pan zwiększyć swój udział w pisaniu bloga obok Roberta Smoczyńskiego?

    Z poważaniem,

    • Mam wiele służbowych obowiązków (nie tylko Eleven) plus życie rodzinne. Jeśli mam wolną chwilę, chętnie poświęcam ją na pisanie tutaj. Niczego nie mogę obiecywać i nie obiecuję, ani też nie wymagam od Was 😉 Jeśli ktoś uważa, że strona podupada – trudno, czas nie jest z gumy. Dziękuję za troskę i wierność 🙂

      • Ja tam nie mam żadnych pretensji. Wiem, że prowadzi Pan bloga z własnej inicjatywy i za darmo, więc niczego nie wymagam, a jeśli coś się pojawi do przeczytania to przeczytam, jeśli nic nie będzie to też nie koniec świata 🙂

      • Zgadzam się z opinią przedmówcy i nie roszczę żadnych pretensji, po prostu zauważam brak Pana profesjonalnych artykułów w moim życiu 🙂
        Po prostu profesjonalnie i z sensem ludzi piszących o F1 w Polsce jest niewielu a Pan zawsze im przodował (nie ujmując Robertowi Smoczyńskiemu), więc mniejsza ilość Pana artykułów do dość duży cios dla czytelników.

        Też nie wymagam, po prostu dzielę się opinią jako wierny czytelnik, którym oczywiście pozostanę na dobre i na złe (mniej).

  2. Tak tylko z ciekawostek to powiem, ze koles który wtedy spawal kolumne kierownicza Senny do tej pory pracuje w Wiliamsie :-]

  3. . Z blogiem jest o tyle fajnie, że to wisi przez dłuższy czas, niż chwila. Ponadto zwykle nie ma tych wpisów wiele i można spokojnie się zapoznać. Nawet kròtka notka pozwala na wpis aktualny, więc jest to potrzebne. Co do Kubicy, no to moja nadzieja podupada. Sytuacja z Renault ustawiła temat powrotu, bo naturalne było wrócić z nimi. A jeśli do tego nie doszło, no to trudno wierzyć, że z czasem dojdzie. Jeżeli chodzi o ten sezon i występy dla Williamsa, no to tylko w sytuacji gdy ktòregoś z dwòjki Stroll -Sirotkin zabrakłoby w skutek kontuzji, pkt. karnych. Istnieje możliwość jazdy dla innego teamu, ale to też tylko w sytuacji wyjątkowej. Nie wygląda też różowo możliwość startów w 2019 r. Sirotkin raczej zostanie, a Stroll na pewno. Ja byłem zwolennikiem zaczepienia się w Wiliamsie, ale teraz widzę, że najlepsza szansa była raz. Przykro mi jest, bo wtedy było najbliżej i najlepiej. Czy nie został wtedy popełnione błędy? Na pewno nie było odpowiednich działań, gdy szef Renault podważał stan ręki RK, a przynajmniej zasugerował to. Skąd taki zwrot akcji? Decyzja Renault zaszkodziła więcej, niż bardzo. Musi chodzić jakaś wersja na temat tego, dlaczego Kubica nie startuje. Mam nadzieję, że oddająca rzeczywistość.

  4. tamten weekend jak i cały sezon był parszywy: samochody były niebezpieczne – testy-uraz kręgosłupa Alesiego, później ta Imola – o mało Barrichello też nie dołączył do Senny i Ratzenbergera, Monaco i Wendlinger-śpiączka później chyba w Australii – Hakkinen to samo , świństwo Bennetona z nielegalnym oprogramowaniem wspomagania startów, machlojki z instalacjami do tankowania, wytarte deski podłogowe wprowadzone na szybko przez FIA, no i finalny taran Schumachera zdechniętym Bennetonem na D. Hillu zapewniający mistrzostwo…
    Parę lat potem Schumi na Jerez próbował podobnie załatwić Villeneva , ale mu się wyśliznął – śmieliśmy się z kolegą , że Willams pomny przeszłości opancerzył boczne pontony specjalnie na ten wyścig

Skomentuj Atz Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here