Dwa Ferrari na czele i festiwal czerwonych flag: piątek w stolicy Azerbejdżanu upłynął pod znakiem jednej barwy. Charles Leclerc i Sebastian Vettel robią jak do tej pory niezły użytek z poprawek w swoich maszynach (Scuderia przywiozła do Baku m.in. nową podłogę, deflektory i tylne skrzydło). Rywale obawiali się przewagi ekipy z Maranello na długich prostych, a tymczasem lwia część przewagi Leclerca nad Lewisem Hamiltonem wzięła się z drugiego, najbardziej krętego sektora. Tam Charles zyskał prawie pół sekundy z siedmiu dziesiątych, które dzieliły go od obrońcy tytułu. To oznacza, że Ferrari dobrze wstrzeliło się w kompromis, wykorzystując swój atut w postaci skutecznej jednostki napędowej. Przewaga mocy wystarcza, by „zdjąć” mniej tylnego skrzydła i zostawić sporo docisku, potrzebnego w krętej części toru – a większy opór przezwyciężyć lepszymi osiągami jednostki.

Pozostaje jeszcze pytanie, co poszczególne ekipy kryją jeszcze w rękawach i co mogą jeszcze odkryć w ostatnich 60 minutach przygotowań. Mercedes zdążył sprawdzić dwie konfiguracje tylnego skrzydła w samochodzie Hamiltona, więc biorąc pod uwagę przerwy w piątkowych jazdach i stracony pierwszy trening, mistrzowie świata zdołali zgromadzić sporo danych. Czy to jednak wystarczy do pokonania Scuderii? Kierowcy uważają, że nie – z kolei ich rywale z Maranello twierdzą, że „Srebrne Strzały” mają jeszcze sporo zapasu na sobotę. Pozostaje jeszcze pytanie, jak zakończy się wewnętrzna walka w obu ekipach i jakie podejście w pogoni za maksymalnymi korzyściami zastosują szefowie, Toto Wolff i Mattia Binotto.

Red Bull cieszy się z poprawionych jednostek napędowych Hondy, które mają umożliwiać nieco bardziej agresywne tryby pracy w wyścigu – chociaż u podstaw modyfikacji leżały obawy o niezawodność. Agresja w niedzielę przyda się szczególnie Pierre’owi Gasly’emu – zaliczający niełatwy początek sezonu Francuz po kuriozalnym błędzie z końcówki FP2 wystartuje z alei serwisowej.

Kierowca Red Bulla został wezwany na ważenie przy zjeździe (czerwone światło plus jego numer startowy na wyświetlaczu), ale nie zauważył sygnału – zespół przez radio polecił mu „zaatakować” wjazd do alei serwisowej, w ramach ćwiczebnego pit stopu.

W myśl Artykułu 29.1 a) i) Regulaminu Sportowego kierowca, który nie zjedzie na ważenie, a przy jego samochodzie zostaną wykonane prace (w tym przypadku treningowy pit stop, czyli wymiana kół), musi ruszyć do wyścigu z alei serwisowej. Gdyby zorientowano się w pomyłce i bezzwłocznie dostarczono samochód na wagę FIA, bez wykonywania przy nim żadnych prac (w stanie, w jakim zjechał do alei serwisowej), wówczas sędziowie poprzestaliby na reprymendzie dla kierowcy.

W dalszej części stawki uwagę zwróciła postawa kierowców Toro Rosso i McLarena, którzy uzupełnili pierwszą dziesiątkę. Tyle, że Daniił Kwiat, Carlos Sainz i Lando Norris wykonali swoje symulacje kwalifikacji później niż większość rywali, wykorzystując tym samym poprawiające się warunki na torze. Najlepsze wrażenie na długich przejazdach zrobił natomiast plasujący się w połowie drugiej dziesiątki Kimi Räikkönen.

Fin stwierdził po treningach, że sytuacja z poluzowaną pokrywą studzienki sprawia, że „F1 wygląda amatorsko”. Trudno nie zgodzić się z tym osądem. Pechowo trafiło akurat na zespół, który najmocniej odczuje skutki spisania na straty całej podłogi oraz pęknięcia nadwozia. – Na szczęście mieliśmy tu zapasowy samochód, w przeciwnym razie nie wystartowałbym w wyścigu – mówił George Russell.

Dla ekipy, która nie narzeka na nadmiar zapasowych części, nie jest to sytuacja idealna. Do tej pory Williams nie był w stanie przygotować obu maszyn na jednakowym poziomie, więc taka przygoda tylko pogarsza sytuację. Robert Kubica, który podczas weekendu w Bahrajnie mówił na antenie Eleven Sports, że najpierw trzeba mieć zapasowe nadwozie, aby poprzez zmianę uporać się z problemami trapiącymi jego auto wyścigowe, jest zatem na razie skazany na dalsze korzystanie z maszyny, która na torze zachowuje się co najmniej dziwnie. W Baku ponownie pojawiły się problemy z utrzymaniem opon w optymalnym oknie pracy – brak docisku sprawia, że nie da się naciskać na tyle, by dogrzać ogumienie. Próby szybszej jazdy kończyły się „ostrzeżeniami” ze strony samochodu – a ryzykować nie warto, gdy wiadomo, jak zakończy się nawet pozornie mało poważne uszkodzenie auta.

– To był niełatwy dzień dla całego zespołu, dla George’a, ale także dla mnie – mówił Robert po zakończeniu jazd. – Pierwszy trening właściwie się nie odbył, nie zaliczyłem ani jednego okrążenia, a jeżdżę po tym torze pierwszy raz. Miałem nadzieję, że drugi trening rozpocznę mając już na koncie trochę przebiegu na tym torze, ale tak nie było. Musiałem przyspieszyć naukę, starając się nabrać pewności siebie, ale to nie był łatwy dzień. Mieliśmy problemy z przyczepnością i opony nie pracują, bo nie możemy naciskać na nie. Mamy kiepską przyczepność i ponieważ nie możemy odpowiednio obciążać opon, to nie pracują one w optymalnym oknie. Nie był to idealny dzień.

Wielu kierowców może podpisać się pod tym ostatnim zdaniem, chociaż oczywiście czołówka zawsze sobie jakoś poradzi. A biednemu zawsze wiatr w oczy i jak nie urok, to… studzienka.

1 KOMENTARZ

Skomentuj fabrizzio Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here