Ci panowie mają już obgadany każdy możliwy scenariusz jutrzejszego wyścigu. Ten po prawej ma nikłe szanse na zwycięstwo...

Kierowcy Red Bulla po raz drugi w tym sezonie i drugi z rzędu zajęli pierwszy rząd na starcie. Kolejność jest jednak niezwykła: pierwsze tegoroczne pole position „w walce” zdobył Mark Webber, a Sebastian Vettel przegrał z zespołowym kolegą o zaledwie 0,073 sekundy. Jutro musimy się liczyć z zabawą w polecenia zespołowe ze strony Red Bulla – wszak o mistrzostwo walczy kierowca ruszający z drugiego pola. Nie jest jednak wykluczone, że wcale nie usłyszymy przekazu w stylu: „Mark, Sebastian jest od ciebie szybszy”.

Jeśli obaj kierowcy Red Bulla obronią swoje pozycje po pierwszych zakrętach, w myśl taktyki zespołowej Webber powinien od razu przepuścić partnera i zająć się blokowaniem reszty stawki – oczywiście na tyle, na ile pozwoli mu układ toru. Co prawda dwa lata temu zespół Red Bull nie uciekł się do stosowania poleceń zespołowych (po pierwsze były wówczas nielegalne, po drugie w mistrzostwach wyżej sklasyfikowany był Webber…), ale to nie znaczy, że teraz będzie inaczej – zwłaszcza, że przy okazji licznych pojedynczych Grand Prix mogliśmy się już przekonać, że Australijczyk bywa sprowadzany do roli „pomocnika”. Tak czy inaczej, niezależnie od przebiegu wyścigu, zawsze możemy się spodziewać zamiany miejsc pomiędzy jadącymi jeden za drugim Webberem i Vettelem. Punktów bardziej potrzebuje Niemiec, więc taka taktyka będzie jak najbardziej zrozumiała, a także legalna – po sezonie 2010 skreślono z Regulaminu Sportowego zakaz „manipulowania” przez zespoły swoimi kierowcami.

Jednak od startu do flagi w biało-czarną szachownicę trzeba przejechać 55 okrążeń i już pierwsze z nich może być poważną przeszkodą w realizacji planu Red Bulla, polegającego na dowiezieniu do mety dubletu (oczywiście w odwrotnej kolejności). Zabałaganiony pierwszy i drugi sektor w ostatniej próbie kwalifikacyjnej Vettela oznaczają, że mistrz świata musi ruszać z parzystej, brudnej i mniej przyczepnej strony toru. Sam podkreśla, że akurat na tym torze nie ma to większego znaczenia, a w duchu z pewnością powtarza sobie, że żaden z dwóch dotychczasowych wyścigów w Korei nie padł łupem kierowcy ruszającego z pole position. Zwycięstwo da mu prowadzenie w mistrzostwach, ale najpierw trzeba będzie poradzić sobie z ruszeniem z gorszej strony toru. Jeśli utrzyma się przed Lewisem Hamiltonem i pozostałymi rywalami, na drodze do zwycięstwa będzie mógł stanąć mu tylko alternator…

Hamilton nie ma nic do stracenia: rusza z czystego pola, w dwóch poprzednich wyścigach na Yeongam był dwa razy drugi, a jakiekolwiek nadzieje na ponowne włączenie się do walki o tytuł daje mu tylko zwycięstwo. Dla niego pierwszym zadaniem będzie zyskanie co najmniej jednej pozycji na starcie (jeśli Webberowi znów „start nie wyjdzie”, może nawet dwóch), a następnie próba wykorzystania lepszego tempa wyścigowego w połączeniu z mniejszą degradacją opon. Daje to także pewne nadzieje na sukces przy „scenariuszu marzeń” dla Red Bulla, ale jeśli Webber umożliwi Vettelowi ucieczkę na co najmniej kilka sekund, to dla kierowcy McLarena szczytem marzeń pozostanie druga lokata. Tak czy inaczej, walczyć będzie.

Z kolei Fernando Alonso ryzykować nie może. W jego statystykach straszą dwa okrągłe zera z Belgii i Japonii, a w pięciu startach od zwycięstwa w GP Niemiec kierowca Ferrari zdobył tylko 40 punktów – dokładnie dwa razy mniej niż Vettel. Jeśli w tej fazie sezonu pozwoli rywalowi na przejęcie inicjatywy w mistrzostwach, odrobienie strat może być już niemożliwe – zwłaszcza przy obecnym tempie Ferrari na tle Red Bulla.

Kolejnemu kierowcy też jest raczej wszystko jedno: Kimi Räikkönen, umiarkowanie zadowolony z nowego wydechu w swoim Lotusie, kalkulować nie musi. Jest w podobnej sytuacji do Hamiltona, chociaż jego szanse na zwycięstwo wydają się mniejsze. Niemniej jednak po nim również możemy spodziewać się odważnej jazdy po starcie. Ciekawie się to ułożyło: na parzystych polach startowych mamy kierowców, którzy muszą uważać i nie powinni ryzykować: Vettel, Alonso, także wciąż czekający na nowy kontrakt Felipe Massa, który mógłby pomagać Alonso i odbierać punkty rywalom, gdyby tylko był w stanie z nimi powalczyć. Z kolei po drugiej stronie prostej startowej ustawią się Webber, Hamilton czy Räikkönen – oni mogą zaryzykować, przedłużenie nadziei na mistrzostwo da im tylko miejsce w ścisłej czołówce, jeszcze w połączeniu z pechem tych, którzy muszą uważać.

Zobaczymy, jak ułoży się sytuacja po pierwszym okrążeniu – i nie zapominajmy, że w Korei chaos nie kończy się po przejechaniu pierwszych 300 metrów dzielących pola startowe od pierwszego zakrętu. W Zakręcie 3, nawrocie po długiej prostej, też mogą się dziać dantejskie sceny – choć oczywiście podczas dwóch pierwszych okrążeń kierowcy nie będą mogli korzystać z DRS. Jak zwykle będzie to szansa dla kierowców Red Bulla: skuteczna ucieczka poza „zasięg” DRS na pierwszych kółkach znacznie ułatwi im kontrolowanie wyścigu. Jeśli jednak po starcie wedrą się między nich rywale, „zarządzanie” przebiegiem Grand Prix Korei nie będzie już takie proste.

Zwłaszcza, że od strony taktycznej raczej nie powinniśmy się spodziewać sensacji. Zdaniem Pirelli przejechanie wyścigu z jedną wizytą na pasie serwisowym jest możliwe, choć oczywiście nie należy się spodziewać takiej strategii po kierowcach z pierwszej dziesiątki. Pierwszymi podejrzanymi na liście są przyszli koledzy zespołowi, ruszający z 11. i 12. pola Jenson Button oraz Sergio Pérez. Mogą wybrać na start twardsze opony i spróbować wprowadzić w życie „plan B” – czyli jeden postój.

Gdyby Button zdecydował się na taką taktykę, to McLaren straci możliwość „eksperymentowania” z ogumieniem – pozostałe czołowe ekipy (Red Bull, Ferrari, Lotus) mają w pierwszej dziesiątce obu kierowców i „ten drugi” może pełnić rolę królika doświadczalnego dla lidera. Wcześniejsza zmiana i ocena tempa na świeżym komplecie ogumienia może czasem pomóc w podjęciu taktycznej decyzji w przypadku pierwszego kierowcy ekipy. Oczywiście przy starcie na dwóch różnych mieszankach McLaren będzie musiał polegać na podglądaniu czasów uzyskiwanych przez innych kierowców, co też czasem bywa pożytecznym narzędziem przy wybieraniu momentu zmiany opon.

Jeśli wyścig będzie przebiegał po myśli Red Bulla (tzn. Vettel popędzi po trzecie z rzędu zwycięstwo, a Webber w najlepszym razie zajmie się pilnowaniem jego tyłów), to poza próbami walki ze strony Hamiltona, Alonso czy Räikkönena oraz pogonią Buttona warto będzie zwrócić uwagę na sytuację w środku stawki, ze szczególnym naciskiem na Mercedesa i Saubera. Po japońskim podium Kamuiego Kobayashiego szwajcarska ekipa traci już tylko 20 punktów do potężnych i zasobnych rywali, a stawką jest piąte miejsce w mistrzostwach świata – Mercedes nigdy nie upadł tak nisko, a dla Saubera byłoby to wyrównanie osiągnięcia z sezonu 2002 (jak dotąd drugi najlepszy w historii ekipy, po czwartej lokacie w sezonie 2001).

Zauważyliście, że nie wspomniałem ani słowem o Romainie Grosjeanie? Kierowca Lotusa burzy mi teorię o kierowcach startujących z nieparzystych pól, którzy mogą sobie pozwolić na odrobinę agresji: ruszający z siódmego pola Grosjean jest na cenzurowanym i będzie się starał trzymać z daleka od kłopotów. Pierwszą lekcję (trzymanie się swojego toru jazdy po starcie) chyba już przyswoił, teraz czas na poziom zaawansowany: nie wjeżdżać w inne samochody. Powodzenia!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here