Weekend na Silverstone upływa pod znakiem dyfuzorów i zamiast cieszyć się z wizyty na zmodernizowanym obiekcie, który wreszcie zaczął przypominać współczesny tor wyścigowy, trzeba przyglądać się bałaganowi, który zgotowała kibicom FIA. Na szczęście to nie wszystko, na co warto zwrócić uwagę w oczekiwaniu na jutrzejszy start. Popatrzmy…

Opony (i pogoda)
Jak to zwykle w Zjednoczonym Królestwie bywa, życie kierowcom i zespołom urozmaicił deszcz. Poza oczywistym wpływem na wyniki kwalifikacji (najwięcej do powiedzenia w tej sprawie ma duet Toro Rosso, który w komplecie zakończył swoje popisy już na etapie Q1), piątkowe i sobotnie opady mogą mieć wpływ także na przebieg wyścigu. Długa pętla toru Silverstone z kilkoma potwornie szybkimi łukami dość mocno obciąża ogumienie, a tymczasem za sprawą pogody zespoły nie były w stanie wykonać pełnego programu przygotowań pod kątem wyścigu. Długie przejazdy z dużym obciążeniem paliwem wykonuje się z reguły w piątek, a na Silverstone można było co najwyżej pojeździć na deszczówkach i przejściówkach. Pirelli nigdy nie testowało swoich produktów na brytyjskim torze, więc jeśli w niedzielę będzie sucho – a ma być – to ze strategicznego punktu widzenia może dojść do kilku niespodzianek.

Lokalni herosi
Dwaj brytyjscy mistrzowie świata nie zaliczą kwalifikacji przed własną publicznością do udanych. Jenson Button, który jeszcze nigdy nie ukończył domowej Grand Prix na podium, ruszy z piątego pola. Lewis Hamilton uzyskał najgorszy czas spośród dziesięciu uczestników ostatecznej rozgrywki o pole position, bo McLaren zdecydował się na wykonanie pierwszego przejazdu w Q3 na używanym komplecie miękkich opon. Jedyny pozostały zestaw świeżych gum z żółtymi oznaczeniami planowano wykorzystać w końcówce sesji, ale deszcz pokrzyżował misterny plan.

W tej sytuacji największe brawa należą się Paulowi di Reście. Szkot uzyskał swój najlepszy wynik w karierze i jutro powalczy o punkty po starcie z szóstego pola. Zespołowy kolega Adrian Sutil znów pozostał w cieniu debiutanta i to każe kolejny raz zastanowić się nad sensem jego dalszych startów w Formule 1.

Z okresu startów Davida Coultharda w McLarenie pamiętam ciekawą praktykę niektórych brytyjskich mediów. Kiedy David uzyskiwał dobre wyniki, pisano o nim „Brytyjczyk”. Gdy coś szło nie tak, zastępowano to określeniem „Szkot”. Ciekawe, jak będzie w przypadku di Resty…

Różnica zdań w Renault
Sporo rozrywki dostarczyło kilkunastominutowe spotkanie dziennikarzy z przedstawicielami Lotus Renault. Na pierwszy ogień poszedł Eric Boullier, który kiepskie wyniki swoich podopiecznych skomentował następująco: – Witalij popełnił mały błąd na ostatnim okrążeniu. Nasze tempo nie jest rewelacyjne, ale mimo tego powinien znaleźć się w Q3.

Uzyskanie wypowiedzi na temat postawy Heidfelda wymagało zadania dodatkowego pytania. – Nie wiem, nie podobało mu się zachowanie samochodu – odpalił krótko Boullier, po czym zajęto się drobiazgową analizą sytuacji wokół dyfuzorów.

Kilka minut później Pietrow stwierdził, że żadnego błędu nie popełnił, a na najszybszym okrążeniu przeszkodził mu Vettel. Heideld powiedział z kolei, że w kwestii doboru ustawień samochodu urządzili sobie z inżynierami zgadywankę, bo w piątek za sprawą deszczu nie dało się nad niczym popracować, a w sobotę kłopoty z wadliwie działającym tylnym skrzydłem także uniemożliwiły wykonanie założonych zadań.

Pamiętacie początek sezonu i podia w Australii oraz Malezji? Heidfeld utrzymuje, że powód spadku formy jest zespołowi znany, ale jednocześnie zastrzega, że na szybkie rozwiązanie nie ma co liczyć.

Wizyta Naraina Karthikeyana i jego menedżera w pomieszczeniach gościnnych Lotus Renault może oznaczać, że powrót do formy może wymagać pewnego zasilenia skarbonki. Red Bull podobno płaci za miejsce Daniela Ricciardo w HRT 200 000 euro za wyścig, a posada kolejnego kierowcy testowego w Lotus Renault powinna być dużo tańsza. Czy naprawdę ekipa potrzebuje takich „drobniaków”?

Czerwone veto?
No dobra, na koniec jeszcze słów parę o dyfuzorach. W ostatnim zwrocie akcji FIA stwierdziła, że od Grand Prix Niemiec gotowa jest odpuścić narzucenie zakazu „dmuchania” przy ujętym gazie – o ile zgodzą się na to wszystkie zespoły. Sprytna próba zrzucenia odpowiedzialności za niewyobrażalny bałagan na kogoś innego. Prawdopodobnie będzie to Ferrari, bo jakoś nie sądzę, aby po wynikach sobotnich kwalifikacji na torze, na którym Red Bull powinien był zdemolować opozycję, ekipa z Marenello z radością wyrazi zgodę na przywrócenie regulaminu sprzed Grand Prix Wielkiej Brytanii. Więcej dowiemy się jeszcze przed startem wyścigu – jutro o 10:30 szefowie zespołów odbędą kolejną nasiadówkę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here