Senna i Mansell zgotowali fantastyczne widowisko.

Występy Ayrtona Senny w Monako zawsze były elektryzujące. Brazylijczyk zwyciężał na torze dla artystów sześciokrotnie. W kategorii „dreszczowiec” w moim rankingu zdecydowanie wygrywa jednak triumf z 1992 roku, z zapierającym dech w piersiach pojedynkiem na finiszu z Nigelem Mansellem.

Dla Nigela Mansella i ekipy Franka Williamsa początek 1992 roku stanowił jedno wielkie pasmo sukcesów. Zbudowany pod okiem Patricka Heada i Adriana Neweya model FW14B, wyposażony w półautomatyczną skrzynię biegów, aktywne zawieszenie, kontrolę trakcji i fantastyczny silnik Renault, dosłownie miażdżył konkurencję. Żeby uświadomić sobie przewagę Williamsa, wystarczy prześledzić wyniki kwalifikacji pierwszych pięciu rund mistrzostw świata. Przewaga Mansella nad konkurencją spod znaku McLarena i Benettona oscylowała w granicach 0,7-2,1 sekundy.

Po pięciu zwycięstwach Mansell miał na koncie komplet 50 punktów, natomiast jego kolega, Riccardo Patrese, czterokrotnie drugi, 24 oczka. Dla porównania trzeci w rankingu Michael Schumacher mógł się pochwalić siedemnastoma punktami, a Ayrton Senna zaledwie ośmioma.

Nic dziwnego, że w Monako nikt nie spodziewał się większych emocji. Zresztą czasówka potwierdziła supremację ekipy Williamsa. Mansell sięgnął po pole position, wygrywając o 0,8 sekundy z Patrese i o 1,1 z Senną. Zapowiadało się kolejne długie i nudne niedzielne popołudnie z dwoma FW14B na czele procesji na ziemiach Księcia Rainiera III.

Łaska pańska
Senna nie zamierzał jednak składać broni, zdając sobie sprawę, że w Monako cierpliwość popłaca. Pierwszą sprawą był dobry start. W sprincie do Sainte Devote Brazylijczykowi udało się przedzielić Williamsy, a mogło być jeszcze lepiej. – Gdybym wiedział, że Nigel będzie hamował tak szybko, to pokusiłbym się o atak na pierwszą pozycję – zdradził później trzykrotny mistrz świata.

Aż tak różowo jednak nie było. Awans na drugie miejsce wyglądał zachęcająco, ale z przodu pozostawał Mansell i Senna musiał pogodzić się z perspektywą oddalającego się Williamsa z „dużą czerwoną piątką”. Pozostało zacisnąć zęby i robić swoje. Niewiele brakowało, żeby na 60. okrążeniu Ayrton pożegnał się z wyścigiem. Michele Alboreto popełnił bowiem błąd i zawirował przed nosem McLarena z jedynką. Brazylijczykowi cudem udało się uniknąć kolizji, ale przygoda kosztowała go niemal 10 sekund.

W tej chwili przewaga Mansella przekraczała już pół minuty, więc sprawa zwycięstwa wydawała się przesądzona. Wtedy jednak swoje pięć groszy dorzucił los, fundując wszystkim piorunującą dawkę emocji. W trakcie 71. okrążenia w tunelu lider poczuł nagle, że „coś jest nie tak z tyłem samochodu”. – Sądziłem, że złapałem gumę [w rzeczywistości zgubił nakrętkę koła] i wolno potoczyłem się do alei serwisowej – stwierdził później Nigel. Pit stop okazał się wolny, poza tym Mansell otrzymał nierozgrzane opony.

Jak po lodzie
Wykorzystując kłopoty rywala, Senna przejął prowadzenie. Po raz pierwszy w sezonie na czele wyścigu nie znalazł się samochód Williamsa. Gdy Nigel opuścił aleję serwisową, tracił do Brazylijczyka około 5 sekund, a do końca wyścigu pozostawało 7 okrążeń.

Dystans dzielący Mansella od jadącego na starych oponach Senny (cały dystans na jednym komplecie) topniał wprawdzie w oczach, ale łatwo sobie wyobrazić determinację trzykrotnego mistrza świata, który poczuł szansę na zwycięstwo. Williams z piątką znalazł się tuż za tylnym skrzydłem McLarena z jedynką. Rozpoczął się szalony, zapierający dech w piersiach taniec, trwający kilka ostatnich rund.

Mansell próbował dosłownie wszystkiego, szukając najdrobniejszej choćby luki. Dwoił się i troił, żeby przeskoczyć Sennę. Wszystko na nic. Nie z tym kierowcą i nie tutaj. Na mecie obu rywali przedzieliły 0,2 sekundy.

Ayrton nie posiadał się ze szczęścia. – Wiedziałem, że Nigel był o kilka sekund na kółku szybszy ode mnie. Moje opony były bardzo zużyte i ostatnie okrążenia przypominały jazdę po lodzie – mówił Brazylijczyk po piątym zwycięstwie w księstwie hazardu.

Mansell, który po wyścigu z trudem utrzymywał się na nogach, podkreślił, że to najważniejsze drugie miejsce w jego karierze i dodał, że Senna w pełni zasłużył na wygraną. – Muszę skomplementować Ayrtona, bo przewidział każdy mój ruch, a przy tym pozostał fair. Miałem wrażenie, że jego samochód jest dosłownie wszędzie. Ayrton pojechał fantastycznie i dlatego wygrał – przyznał Anglik.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here