Lewis Hamilton: zdaniem Berniego Ecclestone’a, dobry ambasador Formuły 1 na całym świecie.

Bernie Ecclestone powiedział niedawno, że Lewis Hamilton żyje jak prawdziwy mistrz, pokazuje się na czerwonym dywanie i ponieważ zna go cały świat, to jest dobrym ambasadorem sportu. Ja oceniam kierowców przez pryzmat tego, co osiągają na torze i tutaj nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że Lewis jest prawdziwym mistrzem. Jednak świat nie kończy się na kokpicie wyścigówki F1, a słowa Ecclestone’a od razu skojarzyły mi się z opowieścią Rafała Rokickiego, znanego niektórym z Was (z TEGO materiału) kolekcjonera autografów.

Rafał jest na wyścigu w Malezji i w środę wybrał się na spotkanie z kierowcami Mercedesa, organizowane w podwójnych wieżach Petronas w centrum Kuala Lumpur. Dla kibiców przygotowano kilkaset kart ze zdjęciami, podpisanych przez zawodników. Jednak zanim fani zdążyli dostać je do rąk, stosik autografów Hamiltona w tajemniczy sposób zniknął. Rafał musiał się zadowolić niepodpisaną kartą, którą na drugi dzień chciał podsunąć Lewisowi przy wyjściu z padoku, aby złożył na niej swój autograf.

– Powiedziałem Lewisowi, że wczoraj ktoś zwinął wszystkie karty z jego autografami – relacjonuje Rafał. A on na to: „To byłem ja!”. Poprosiłem, żeby podpisał mi tę kartę, ale odmówił, dodając: Nie podoba mi się moje zdjęcie!. Byłem twardy i powiedziałem, że taka karta to unikat, ale odparł, że przecież podpisał mi dwie inne rzeczy.

Wiadomo, że kontakty ze zwykłymi fanami może nic nie znaczą dla Ecclestone’a, który przywiązuje wagę do globalnego wizerunku swojego sportu, ale np. Sebastian Vettel, który zdaniem Berniego ogranicza się do jeżdżenia po torze (tak jak Fernando Alonso), mimo zdobycia dwukrotnie większej liczby mistrzowskich tytułów od Hamiltona zawsze chętnie spełnia prośby wszystkich kibiców, chcących zdobyć jego autograf lub zrobić sobie z nim zdjęcie. Pamiętam, jak w Melbourne Vettel spędzał zdecydowanie najwięcej czasu z kibicami, czekającymi przed wejściem do padoku na swoich idoli. Cierpliwie podpisywał wszystko wszystkim, a inni próbowali jak najszybciej czmychnąć za elektroniczne bramki swojego sanktuarium. Nawet Kimi nie odmawia fanom, pod warunkiem, że nikt go nie dotyka…

Problem z akceptacją własnego wizerunku przez Hamiltona poruszył też czołowy fotoreporter Mark Sutton, który w tekście na ESPN.com opisał sytuację z prezentacji kierowców przez Grand Prix Australii. Podczas odgrywania hymnu narodowego ustawieni na prostej startowej zawodnicy zdejmują czapki. Kiedy Lewis zobaczył wycelowane w niego obiektywy, po prostu się odwrócił. „Wygląda na to, że on ma problem z fotografami, robiącymi zdjęcia jego fryzury. Jeśli tak jest, to powinien nam o tym powiedzieć, bo koniec końców pracujemy razem. Wychodzi na to, jakby robił się trochę arogancki. Można było poczuć się urażonym” – napisał Mark.

Wcześniej podczas tego samego weekendu wydarzyła się inna historia. Zespół Mercedes pozował do zdjęcia wspierającego akcję charytatywną Red Nose Day (organizowany co dwa lata od 1988 roku brytyjski odpowiednik WOŚP). Członkowie ekipy pozowali w specjalnych t-shirtach i pozakładali czerwone nosy – wszyscy poza Hamiltonem. Nico Rosberg stał w pierwszym rzędzie, z nosem, a Lewis schował się z tyłu, bez nosa.

 

Niektórzy z Was być może pamiętają wywiad, którego parę lat temu udzieliłem portalowi NaTemat (można zerknąć TUTAJ). Rozmawialiśmy wtedy m.in. właśnie o Hamiltonie – stąd wiele mówiący tytuł – i parę osób, które znają Formułę 1 tylko z internetu i telewizji, w mniej lub bardziej kulturalny sposób nie zgodziło się wówczas z moją oceną. Powyższe przykłady służą temu, by każdy mógł sobie wyrobić własne zdanie na podstawie paru konkretnych sytuacji z ostatnich dwóch tygodni.

Wracając jeszcze na koniec do słów Ecclestone’a o światowej rozpoznawalności Lewisa… Po GP Australii mistrz świata odwiedził Sydney i pod słynną operą został zaczepiony przez australijskie małżeństwo, chcące zrobić sobie zdjęcie. Swoje zdjęcie, a nie zdjęcie z Lewisem – poprosili go, żeby cyknął im fotkę z gmachem opery w tle.

11

22

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here