Turcji w kalendarzu już nie ma, ale wizyta na Istanbul Park byłaby lepsza od wyprawy do Bahrajnu.

Jeśli Bernie Ecclestone przeforsuje swoją wizję nowej wersji kalendarza, w sezonie 2012 będziemy mieli dwadzieścia Grand Prix ze szczególnie intensywną końcówką sezonu: od września do listopada zaplanowano po trzy wyścigi w każdym miesiącu.

Zaakceptowanie pozbawionego Grand Prix Turcji kalendarza, w którym wyścigi w Bahrajnie i USA przeniesiono na listopad, podobno zależy już wyłącznie od decyzji FIA, ale nie jest wykluczone, że swoje trzy grosze wtrącą jeszcze zespoły. Problemem jest oczywiście Grand Prix Bahrajnu, wokół której już w tym sezonie zrobiło się bardzo gorąco. W padoku na Węgrzech mówi się, że ekipy niechętnie podchodzą do pomysłu powrotu do kraju, w którym sytuacja polityczna wciąż jest niepewna i który zasłynął ostatnio z łamania praw człowieka. Z jednej strony do listopada 2012 roku jest jeszcze dużo czasu, ale po pierwsze nikt nie gwarantuje nadejścia stabilizacji, a po drugie – jak to napisałem wczoraj o Sebastianie Vettelu – niesmak pozostanie.

Nowa wersja kalendarza, jak chyba każda rzecz na tym świecie, ma swoje plusy i minusy. Do tych drugich należy nie tylko groźba kolejnych kontrowersji wokół potencjalnej wyprawy do Bahrajnu, ale także rozmieszczenie niektórych wyścigów. Na początku sezonu terminy ułożono dość luźno i jedyną parą Grand Prix rozgrywanych tydzień po tygodniu jest Australia i Malezja. Dziwne, że wprowadzono jeden weekend przerwy między kolejnymi zawodami: Chiny i Indie można było także połączyć w parę. Takie rozwiązania nie przeszkadzają zbytnio zespołom, które za to chcą za wszelką cenę unikać europejskich „podwójnych” wyścigów.

Pod względem logistyki jest to koszmarne zadanie: poza Europę zespoły nie zabierają swoich pomieszczeń gościnnych, które w przypadku większości ekip (zwłaszcza Red Bulla czy McLarena) mają niewiele wspólnego ze stosowanymi przed laty przyczepami z dołączonym namiotem. Aby na czas rozłożyć i złożyć srebrzyste Brand Centre pomiędzy oddalonymi o tydzień wyścigami (jak na przykład Niemcy i Węgry w tym sezonie), McLaren musi zatrudnić dodatkowe 40 osób. Poza Europą panuje demokracja i każdy zespół korzysta z wybudowanych na torze pomieszczeń i nie trzeba się martwić składaniem i rozkładaniem piętrowych domów. Na szczęście w sezonie 2012 ma pojawić się większy odstęp czasowy między Barceloną i Monako – jazdy w księstwie Grimaldich rozpoczynają się zawsze w czwartki, co dodatkowo zabierało jeden dzień na przemieszczenie się z jednego padoku do drugiego.

Luźny początek sezonu i długa, trwająca pięć tygodni wakacyjna przerwa sprawiają, że w europejskiej części sezonu możemy mieć dwie pary „sąsiadujących” czasowo wyścigów: Niemcy i Węgry oraz Belgię i Włochy. Dłuższa niż zwykle przerwa ma posłużyć zorganizowaniu jednej sesji testowej w trakcie sezonu, ale jeśli ten pomysł nie przejdzie, być może wakacje zostaną skrócone.

Końcówka sezonu to prawdziwy maraton: po trzy Grand Prix w każdym miesiącu i aż cztery pary wyścigów z tygodniowymi odstępami. Japonia i Korea, a także USA i Brazylia wyglądają w porządku, ale połączenie Abu Zabi i Bahrajnu nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Zainteresowanie Formułą 1 w tym regionie jest wciąż znikome, zatem walka o kibiców jest bardzo ostra i należy się spodziewać, że organizatorzy Grand Prix Abu Zabi także będą mieli coś przeciwko nowemu terminowi wyścigu w Bahrajnie.

W padoku na Hungaroringu zaczęto się natomiast zastanawiać, jaka pogoda panuje na początku listopada w Turcji. Wyścig na torze pod Stambułem również nie cieszy się wielką popularnością wśród kibiców, ale tak samo jest w Bahrajnie i moim zdaniem lepszym rozwiązaniem byłaby rezygnacja z zawodów pod Manamą i zorganizowanie w zamian Grand Prix na świetnym torze Istanbul Park. Niestety, Bernie Ecclestone zażądał chyba zbyt dużego haraczu i może się okazać, że w przyszłym sezonie znów będziemy mieli 19 wyścigów.

Największym plusem dla mnie jest przeniesienie otwarcia sezonu do Melbourne. Atmosfera i klimat w Parku Alberta sprawiają, że powrót do ścigania po zimowej przerwie nabiera dodatkowego smaku. Podobnie finał w Brazylii – tam dochodziło do pięknych rozstrzygnięć w walce o mistrzowskie tytuły i choć zeszłoroczny wyścig w Abu Zabi też dostarczył niesamowitych emocji w nowoczesnej oprawie, to dla mnie zakończenie sezonu na Interlagos ma w sobie odrobinę magii.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here