Lewis jest na najlepszej drodze do przerwania pasma zwycięstw Nico i poprawy swojej statystyki z Kanady.

Z reguły niewiele trzeba, by wyścig w Kanadzie przyniósł sporo emocji. Oczywiście wielka w tym zasługa układu pętli. Nie brakuje tu dobrych miejsc do wyprzedzania, a blisko stojące bariery, o które praktycznie trzeba się ocierać, prowokują do błędu. O tym, co z wyścigiem może zrobić neutralizacja, przekonaliśmy się chociażby w Malezji i Monako – dwa miejsca na „M” (jak Montreal…), w których Lewis Hamilton po strategicznych wpadkach ponosił porażki. Wygląda na to, że w Kanadzie tylko podobna wtopa (lub rzecz jasna defekt) może pozbawić go 37. zwycięstwa w karierze. Mistrz świata zawsze świetnie sobie radzi na wyspie Notre Dame, co potwierdził rzecz jasna w kwalifikacjach.

W Q1 i Q2 różnice między kierowcami Mercedesa wyniosły odpowiednio 0,002 i 0,012 sekundy, ale w decydującej rozgrywce Hamilton odskoczył od Nico Rosberga aż na trzy dziesiąte. Niemiec i jego strona garażu popełnili kluczowy błąd z doborem ustawień. Wicemistrz świata wykonał pierwszy wyjazd na komplecie opon wydawanym przez Pirelli kierowcom, którzy zakwalifikowali się do Q3. Ten zestaw ekipa dostaje w ostatniej chwili i nie może go przygotować tak, jak pozostałe opony – dogrzewając przez odpowiedni czas w kocach. Zawsze jest ryzyko, że taki komplet ogumienia będzie najgorszy, o czym zresztą poinformowano Rosberga przez radio.

W taki sposób powstała okazja do popełnienia błędu: Nico postanowił zmienić ustawienia, które nie sprawdziły się na drugim, odpowiednio przygotowanym komplecie opon. – Na początku Q3 brakowało przyczepności tylnych opon i postanowiłem zdjąć trochę przedniego skrzydła – tłumaczył Rosberg swój sposób na poprawę balansu i likwidację nadsterowności. – Jednak na ostatnim komplecie opon przyczepność wróciła do normy i miałem za dużą podsterowność.

W ten sposób Nico znacznie ułatwił zadanie swojemu zespołowemu partnerowi i teraz pozostaje mu już tylko nadzieja na udany start. Szanse na wyczarowanie czegoś od strony strategicznej są mizerne, bo przy niskiej degradacji obu mieszanek Pirelli zapowiada, że możliwa będzie jazda na jeden pit stop, choć niewykluczone są także dwa zjazdy – zwłaszcza że strata czasowa związana z przejazdem przez aleję serwisową w Montrealu jest najmniejsza w całym sezonie i wynosi około 17 sekund. Jednak po urozmaiconych deszczem i czerwonymi flagami treningach pewną niewiadomą pozostaje wyścigowe tempo supermiękkiej mieszanki.

O strategiczną niespodziankę mogą się za to pokusić kierowcy, którzy z powodu usterek podczas kwalifikacji i/lub kar startują z odległych pozycji. W samochodzie Felipe Massy pojawił się problem z zaworem upustowym turbosprężarki, a Sebastian Vettel miał kłopoty z elektroniką i obaj niespodziewanie odpadli już na etapie Q1. Później kierowca Ferrari dostał jeszcze karę +5 pozycji za wyprzedzenie Roberto Merhiego przy czerwonej fladze w trzecim treningu i ostatecznie ruszy z 18. pola – jedno miejsce przed Maksem Verstappenem, który zaliczył kumulację: najpierw +5 za kolizję z GP Monako, a do tego +10 za zgłoszoną już 1 czerwca wymianę silnika spalinowego na piątą sztukę. Holender nie zdołał odbyć całej kary, więc brakująca jej część została przeliczona na karę czasową 10 sekund w wyścigu, do odbycia przy pierwszym zjeździe na zmianę opon.

W jeszcze gorszej sytuacji znalazł się Jenson Button, który z powodu problemów z jednostką napędową w ogóle nie wziął udziału w kwalifikacjach. Sędziowie oczywiście dopuścili go do startu, z ostatniej pozycji, ale już wczoraj Anglik pisał na Twitterze, że będzie musiał odbyć karę przejazdu przez aleję serwisową. To oznacza, że McLaren zastosuje piątą turbosprężarkę i MGU-H w jego samochodzie – łącznie 15 pozycji do tyłu na starcie, co przekłada się na karny przejazd przez boksy. Cztery lata temu Button odniósł pamiętne zwycięstwo po wielu przygodach – m.in. kolizji z Hamiltonem, sześciu wizytach w boksach (w tym jedna kara) i spadku na ostatnią pozycję – ale tym razem pozostaje mu tylko obserwowanie z dystansu, jak o laury będą bili się inni.

McLaren raczej nie dostarczy nam wielu emocji w dzisiejszym wyścigu, ale na szczęście mamy w stawce innych kandydatów. Massa i Vettel mogą spróbować startu na miękkich oponach i przebić się w górę stawki dzięki odwróconej strategii. Za plecami Mercedesa mamy dwóch Finów (Kimi Räikkönen wszedł do pierwszej trójki po raz pierwszy od GP Chin 2013), a z trzeciego rzędu startuje duet Lotusa. Romain Grosjean i Pastor Maldonado już podczas kwalifikacji zaliczyli spięcie, wyjeżdżając synchronicznie z garażu przed ostatnią próbą w Q3. Francuz musiał przepuścić kolegę i skarżył się później, że nie zdołał odpowiednio przygotować swojego okrążenia pomiarowego (tracąc szansę na złapanie się w tunelu aerodynamicznym Pastora). Podkreślił, że przez to nie zdołał przeskoczyć na trzecie miejsce, od którego ostatecznie dzieliły go niecałe dwie dziesiąte sekundy.

Fajerwerków nie możemy się za to spodziewać po Red Bullu. Zeszłoroczny zwycięzca GP Kanady, Daniel Ricciardo, po raz drugi w tym sezonie przegrał kwalifikacyjny pojedynek z Daniiłem Kwiatem i po zdobyciu dziewiątego pola startowego poskarżył się na brak formy swojej ekipy. – W ostatnich paru wyścigach mieliśmy poprawki, ale szczerze mówiąc nie przyniosły nam żadnych korzyści – powiedział Australijczyk. – Myślę, że sami nie wiemy, czego teraz potrzebujemy i jak to znaleźć. Staramy się, ale nic z tego nie wychodzi.

Coś jak Ferrari w ostatnich latach: są poprawki, ale nie ma efektów. Kierowcy Red Bulla, podobnie zresztą jak siostrzanej ekipy Toro Rosso, tym razem mogą być jedynie tłem dla zaciętej rywalizacji w pierwszej dziesiątce – z niedoborem mocy w jednostkach Renault nie za wiele zdziałają na długich prostych kanadyjskiego toru.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here