Przebita opona w Q2 oznacza, że na wyścig Hamilton ma o jeden komplet supermiękkich Pirelli mniej.

Tegoroczne zawody na oświetlonym blaskiem reflektorów torze Marina Bay rozegrają się w atmosferze oczekiwania na przypieczętowanie mistrzostwa świata przez Sebastiana Vettela, ale mimo kolosalnej dominacji kierowcy Red Bulla w trakcie całego sezonu 2011 i świetnej postawy w sobotnich kwalifikacjach, świętowanie tytułu chyba trzeba będzie odłożyć do Suzuki. Nie znaczy to jednak, że w Singapurze czeka nas tylko kalkulacja punktów z uwzględnieniem Vettela, Fernando Alonso, Marka Webbera i duetu McLarena.

To już czwarta wizyta Formuły 1 w Singapurze i kierowcy od dawna już mają świadomość ogromnego wyzwania, które czeka na nich w niedzielny wieczór. Niech nie zwiedzie Was brak jasno świecącego słońca na niebie – nawet po zmierzchu w azjatyckiej metropolii panuje piekielna duchota. Wyścig nie jest bynajmniej spacerkiem po parku. Na każdym z 61 okrążeń zawodnicy walczą z brakiem przyczepności, a kara za chwilę nieuwagi jest okrutna: bariery stoją bliziutko. Nie jest to sprint w rodzaju zawodów na Monzy, tutaj na pokonanie regulaminowych 300 kilometrów ledwie wystarcza przewidziany w przepisach limit dwóch godzin. Spośród trzech dotychczas rozegranych edycji Grand Prix Singapuru żadna nie trwała krócej niż godzinę i 56 minut. To morderczy test dla maszyn i zasiadających w ich kokpitach najlepszych kierowców globu.

Neutralizacja – więcej niż pewna
Na śliskim i wąskim torze interwencję samochodu bezpieczeństwa można obstawiać właściwie w ciemno. Jak to wyliczył Mercedes w zapowiedzi tegorocznego wyścigu, tylko Alonso i Hamilton mają na koncie więcej okrążeń na prowadzeniu w Grand Prix Singapuru od Bernda Mayländera. Kierowca srebrnego SLS-a w trzech edycjach zawodów na Marina Bay był wzywany do akcji pięciokrotnie i łącznie prowadził stawkę przez 19 rund. Tym razem może być podobnie – sekwencja zakrętów tuż po starcie sprzyja przeróżnym incydentom.

Strategia i opony
Przedstawiciele Pirelli spodziewają się, że czołowe zespoły obiorą strategię trzech postojów w boksie. Oczywiście głównym czynnikiem decydującym o taktyce będzie forma ogumienia (Vettel podczas piątkowych treningów był w stanie pokonać 15-16 okrążeń na supermiękkich oponach bez wyraźnych śladów degradacji), ale trzeba też wziąć pod uwagę długość i konfigurację zjazdu i wyjazdu z alei serwisowej. Jeśli porównamy wszystkie tory z kalendarza, to w Singapurze kierowca zjeżdżający na zmianę traci najwięcej czasu w porównaniu z rywalami pozostającymi na torze.

Pirelli ocenia różnicę pomiędzy obiema mieszankami na około 0,8-1,0 sekundy na okrążeniu, ale czasy uzyskiwane podczas kwalifikacji sugerują, że w przypadku nowych kompletów ogumienia różnica jest jeszcze większa. Optymalną strategią (zakładając, że neutralizacje nie pokrzyżują za bardzo planów taktycznych) wydają się być zatem trzy zjazdy: jazda na supermiękkich oponach do mniej więcej 45. okrążenia i finisz na twardszej, „żółtej” mieszance. Jednak jeden z czołowych kierowców być może będzie zmuszony do przyjęcia innej taktyki.

Pod koniec Q2 Lewis Hamilton, nie czujący się zbyt bezpiecznie z ósmym czasem wykręconym na twardszych oponach, wyjechał na tor na „czerwonym” ogumieniu. Pomiarowego okrążenia nie dokończył, bo po zbyt ostrym ataku na tarkę w szykanie Zakrętu 10 z prawego tylnego koła zaczęło uchodzić powietrze. Jeśli opona jest przecięta (możliwe, choć mało prawdopodobne jest, że jej struktura nie została naruszona, a do rozszczelnienia doszło na styku opony z obręczą), to Hamilton ma o jeden zestaw supermiękkiego ogumienia mniej i przy strategii trzech postojów będzie musiał dwukrotnie pojechać na twardszej mieszance.

Przepisy dopuszczają przyznanie dodatkowych opon tylko w przypadku uszkodzenia będącego wynikiem działania siły wyższej (np. usterka powstała w czasie transportu). Kierowca co prawda ma jeden zestaw całkowicie świeżych „czerwonych” opon, ale pamiętajmy o tym, że przejechanie na nich trzech okrążeń w kwalifikacjach nie zmniejszyłoby drastycznie ich żywotności. Jest to czysto iluzoryczna przewaga i być może nie po raz pierwszy w karierze (w sezonie 2008 w Turcji na wniosek Bridgestone’a, obawiającego się o związane z jego stylem jazdy przeciążenie prawej przedniej opony w Zakręcie 8, Hamilton pojechał na trzy pit stopy  i zajął drugie miejsce) kierowca McLarena będzie musiał wybrać taktykę narzuconą przez okoliczności.

Pogoda
W dotychczasowych trzech edycjach nocnych zawodów w Singapurze deszcz zawsze oszczędzał kierowców. Na niedzielny wyścig meteorolodzy zapowiadają 40% szans na opady, ale ze specami od pogody różnie bywa i osobiście nie bardzo wierzę w te zapowiedzi. Jednak deszcz byłby bez wątpienia ciekawym sprawdzianem: nie wiadomo, jak wygląda widoczność w świetle reflektorów. Rozpryskujące się krople, wodna mgiełka powstająca za samochodami czy światła odbijające się od mokrej nawierzchni toru – to może sprawiać dodatkowe problemy kierowcom. W czasie testów Pirelli Pedro de la Rosa jeździł co prawda po oświetlonym torze Abu Zabi, ale nawierzchnia była sztucznie zroszona i Hiszpan jeździł samotnie. Jeśli będzie padać, kierowców czeka zatem kolejny krok w nieznane. Za to Hamilton nie będzie się już musiał martwić, że zabraknie mu supermiękkich opon.

Wyprzedzanie
Wszyscy polscy kibice pamiętają chyba zeszłoroczny popis Roberta Kubicy, który po nieplanowanym zjeździe spowodowanym przebitą oponą na dystansie dziewięciu kółek wyprzedził siedmiu rywali, w tym sześciu okrążenie po okrążeniu. Optymistom, którzy liczą na podobnie spektakularne akcje w tegorocznym wyścigu, chciałbym jednak przypomnieć, że show Polaka był możliwy przede wszystkim dzięki świeżemu ogumieniu. Mamy w tym roku strefę DRS, ale jej konfiguracja – delikatny łuk w prawo na szybkim dojeździe do Zakrętu 7 – raczej utrudniać będzie ataki, za to będziemy mogli oglądać efektowne manewry obronne. Nadzieja pozostaje jeszcze w ogumieniu – zwłaszcza przy realizacji różnych strategii przez czołowych kierowców. Przy znacznej różnicy w zużyciu opon może nas czekać efektowna walka o pozycje, ale raczej należy się spodziewać, że czołowe ekipy zastosują podobne zagrywki taktyczne i będą reagować łańcuchowo na decyzje rywali o zmianie ogumienia.

Kto wygra?
Najłatwiej postawić na Vettela, którego najgorszą lokatą w tym sezonie pozostaje 4. miejsce z Grand Prix Niemiec, ale… każda seria, nawet tak wspaniała jak tegoroczne osiągnięcia mistrza świata musi się kiedyś skończyć. Z punktu widzenia globalnego zainteresowania Formułą 1 przydatna byłaby pierwsza wpadka kierowcy Red Bulla w tym sezonie, ale jeśli nie popsuje się sprzęt, to trudno wyobrazić mi sobie scenariusz, w którym mistrz mógłby coś zepsuć. Jeśli Webberowi nareszcie wyjdzie start, to dwa austriackie auta powinny szybko odskoczyć od rywali.

Alonso pokłada swoje nadzieje w oszczędnym obchodzeniu się z oponami, które w chłodniejszym klimacie przysparza Ferrari więcej problemów niż korzyści za sprawą powolnego dogrzewania twardszych mieszanek. Tutaj powinno to zagrać na plus, ale Hiszpan nie może raczej liczyć na podobnie rakietowy start jak przed dwoma tygodniami, bo dojazd do pierwszego zakrętu jest tu bardzo krótki. Button jeszcze nie jeździł w ten weekend z pełnym obciążeniem paliwem i nie jest wykluczone, że dobór ustawień (choćby ciśnienia w oponach) może nie okazać się idealny. Hamilton ma z kolei gumowy ból głowy i wychodzi na to, że najspokojniej – nie po raz pierwszy w tym sezonie – przedwyścigową noc przespano w Red Bullu.

Na koniec jeszcze statystyczna ciekawostka dotycząca ruszającego z 18. pola Witalija Pietrowa. W siedmiu poprzednich wyścigach kierowca, któremu przypadł w udziale wątpliwy zaszczyt zakończenia pracy już po pierwszej fazie kwalifikacji, za każdym razem zdobywał punkty. Pocieszać Rosjanina jednak nie będę, bo bez nieprzewidzianych zdarzeń trudno mi sobie wyobrazić scenariusz, w którym kierowca Lotus Renault byłby w stanie przebić się do czołowej dziesiątki. Formuła 1 ma jednak to do siebie, że do ostatnich metrów wyścigu nie można być niczego pewnym…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here