Obowiązujący od 2015 roku nakaz stosowania jednakowego projektu graficznego na kasku przez cały sezon odchodzi do lamusa. Przepis był rzekomo ukłonem w stronę kibiców i miał im ułatwiać rozpoznawanie poszczególnych kierowców. Według mnie nie miało to kompletnie sensu. Jeśli zawodnik chce mieć swój znak rozpoznawczy i jeździć przez całą karierę albo jej znaczną część z takim samym projektem, to proszę bardzo – ale jeśli inny kierowca woli na każdy wyścig czy nawet dzień wyścigowego weekendu mieć na głowie inne barwy i wzory, to czemu mielibyśmy mu tego zabraniać?

Dopiero w 2017 roku pojawiła się możliwość jednorazowego startu w kasku z innym projektem, w wybranym przez kierowcę wyścigu. Dodatkowo umożliwiono zmianę projektu przy zmianie zespołu w trakcie sezonu. Cóż jednak z sytuacjami, w których zawodnik chciałby skorzystać z różnych okolicznościowych wersji przy różnych okazjach? Nie ma mowy!

W zeszłym roku przekonał się o tym Daniił Kwiat, który chciał skorzystać z różnych kasków podczas swoich dwóch domowych wyścigów – we Włoszech i w Rosji. Na torze w Soczi musiał jednak zrezygnować z planu, bo sędziowie nie wyrazili na to zgody. Może niepotrzebnie pytał, wszak naczelny buntownik Sebastian Vettel na każdy wyścig przygotowywał nieco inną wersję swojego kasku. Wraz z projektantem Jensem Munserem uczynili z tego niezłą zabawę, ale cały czas trzymali się dość mglistego zapisu w przepisach, mówiącego o „zasadniczo jednakowym projekcie”. Dodawali lub zmieniali drobiazgi, głównie w tylnej części – której i tak nie widać, gdy kierowca siedzi w kokpicie.

Teraz nie trzeba już kombinować. Lando Norris już zapowiedział, że na każdy wyścig przygotuje coś innego. Podobnie Vettel, który przed sezonem 2015 niejednokrotnie puszczał wodze fantazji (diody w Singapurze to tylko pierwszy z brzegu przykład).

Powtarzam: jeśli ktoś tak chce, to niech sobie robi. To nic, że kibice niektórych zawodników mają przez to trudniej – i nie mam tu na myśli rozpoznawania ulubieńców na torze (kto robi to po kasku, zwłaszcza po wprowadzeniu pałąków ochronnych?). Chodzi mi o to, że fan Ayrtona Senny może sobie ustawić na półce miniaturkę kasku swojego idola – albo oryginał, jeśli go stać – i od razu wiadomo, o kogo chodzi. Z drugiej strony w przypadku takiego Vettela, ale też wielu innych współczesnych kierowców, można pokusić się o stworzenie niezłej kolekcji różnych projektów. Co kto woli – a im mniej zbędnych przepisów, tym lepiej.

Z tej wspaniałej okazji przypomnijmy sobie, jak to z kaskami i różnymi projektami bywało dawniej…

Embed from Getty Images

Alberto Ascari
Niebieski kask Ascariego nie tylko wyróżniał go na torze, ale także pełnił rolę talizmanu. Mistrz świata z lat 1952-53 nie zasiadał bez niego za kierownicą. Zrobił wyjątek na Monzy, w maju 1955 roku – kilka dni po tym, jak cudem wyszedł cało z przymusowej kąpieli w Monako, gdzie jego Lancia D50 wpadła do portowego basenu. Skusił się na przejażdżkę sportowym Ferrari 750 Monza, które tego dnia testował jego przyjaciel Eugenio Castellotti. Nie miał swojego sprzętu, więc pożyczył od Castellottiego jego biały kask. Na trzecim okrążeniu wypadł z toru i zginął w koziołkującym samochodzie – w tym miejscu Monzy jest teraz szykana Variante Ascari.

 

Embed from Getty Images

Graham Hill
Niewielu kierowców w latach 60. mogło pochwalić się wyjątkowym, rozpoznawalnym z daleka wzorem na kasku. Jednym z wyjątków był Graham Hill. Ciemnogranatowy kask i osiem pionowych białych pasków w kształcie wioseł symbolizują Londyński Klub Wioślarski, w barwach którego Graham wiosłował w ósemce. Projekt po dwukrotnym mistrzu świata odziedziczył jego syn Damon, który także zdobył mistrzowski tytuł.

 

Embed from Getty Images

Jackie Stewart
Rekordzista przełomu lat 60. i 70., czyli Jackie Stewart, również miał rzucający się w oczy kask. Jego nakrycie głowy zdobiła charakterystyczna szkocka kratka. Klanowy tartan pojawił się także na samochodach zespołu, który Jackie wraz z synem Paulem wystawiał w Formule 1 w sezonach 1997-1998. Później ekipę przejął Ford (pod szyldem Jaguara), a następnie… Red Bull.

 

Embed from Getty Images

Dan Gurney
Zastanawialiście się, kiedy kierowcy zamienili staroświeckie „orzeszki” na kaski z całkowicie zakrytą twarzą? Pionierem był Dan Gurney, który postawił na lepszą ochronę w 1968 roku. A wiecie, że Amerykanin przeszedł także do historii jako pierwszy kierowca, który zamiast wznosić toast szampanem na podium, postanowił popryskać nim dookoła? Miało to miejsce po wygraniu 24h Le Mans w sezonie 1967. Rok później – źródła nie są zgodne, czy podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii, czy może jednak Niemiec – Gurney jako pierwszy kierowca F1 wystąpił w zamkniętym kasku. Kto i kiedy jako ostatni pojechał w otwartym? Aż siedem lat później – fiński kierowca Leo Kinnunen w Grand Prix Szwecji 1974. Był to jedyny start pierwszego w historii reprezentanta Finlandii w Formule 1 – później nie zakwalifikował się do czterech innych wyścigów. W Szwecji też zresztą nie uzyskał czasu dającego kwalifikację, ale organizatorzy po koleżeńsku dopuścili go do startu.

 

Embed from Getty Images

Jo Siffert
Wątek narodowy, szczególnie widoczny w przypadku Szwajcarów. Jo Siffert, zwycięzca dwóch Grand Prix na przełomie lat 60. i 70., startował w czerwonym kasku z białym pasem i krzyżem. Nieco mniej widoczny narodowy symbol miał na swoim kasku Clay Regazzoni, wicemistrz świata z sezonu 1974 i triumfator pięciu Grand Prix. Charakterystyczne barwy brytyjskiej flagi miał na bokach swojego kasku Nigel Mansell, przez wiele lat także Jenson Button. Od narodowych barw nie stroni Sebastian Vettel, a motyw flagi na boku miał chociażby Gerhard Berger.

 

Embed from Getty Images

James Hunt
Na autopromocję – czy raczej najprostszą możliwą identyfikację – stawiał chociażby James Hunt. Czarny kask z barwnymi paskami i wyraźnie wypisanym imieniem i nazwiskiem również przeszedł do historii. Ładnie kontrastował z wzorem jego przyjaciela i największego rywala – Niki Lauda w połowie lat 70. korzystał z czerwonego kasku.

 

Embed from Getty Images

Hans Stuck
Moda na gwiazdki, które przez wiele lat były chętnie stosowanym motywem, pojawiła się w latach 70. Jednym z prekursorów był Hans-Joachim Stuck, którego ojciec, Hans Stuck von Villiez, był przedwojennym asem kierownicy i zwyciężał m.in. na ulicach Lwowa. W nieco późniejszych czasach gwiazdki, świadczące najwyraźniej o wysokich aspiracjach, stosowali na przykład bracia Schumacherowie czy Jean Alesi.

 

Embed from Getty Images

Carlos Pace
Popularnym motywem w latach 70. stał się także wzór strzały. Miał go na swoim kasku Carlos Pace, dziś patron toru Interlagos. Kilka lat po Brazylijczyku podobny projekt zastosował Derek Daly, pod koniec lat 80. Julian Bailey, a w połowie lat 90. – Pedro Diniz.

 

Embed from Getty Images

Desiré Wilson
Prawdziwie królewski klimat na swoim kasku wprowadziła Desiré Wilson. Zawodniczka z RPA co prawda ani razu nie zakwalifikowała się do rundy mistrzostw świata (próbowała w 1980 roku, w Grand Prix Wielkiej Brytanii), ale za to jako jedyna kobieta w historii wygrała wyścig samochodów Formuły 1. W 1980 roku na Brands Hatch zwyciężyła w jednej z rund brytyjskiej serii Aurora F1, startując Wolfem WR4 Cosworth. W wygranych przez Emilio de Villotę mistrzostwach zajęła szóste miejsce.

 

Embed from Getty Images

Alex Ribeiro
Były już gwiazdy, strzały i korona – czas na wątek religijny. Niestety, na zdjęciu nie widać całości napisu (lepszego nie mogłem znaleźć), ale Brazylijczyk Alex Ribeiro jeździł w kasku z napisem „Jesus Saves”. Umieszczał go także na niektórych samochodach, którymi startował. Później pełnił funkcję padokowego kapelana, przez kilka lat był też kierowcą samochodu medycznego. Fanów futbolu może zainteresować fakt, że Ribeiro był także kapelanem reprezentacji Brazylii na mistrzostwach świata w 1994 roku.

 

Embed from Getty Images

John Watson
Jeden z ciekawszych pomysłów z przełomu lat 70. i 80.: kask firmy Bell, wyposażony w dwa osobne otwory. Z wersji „twin window” korzystali m.in. widoczny na zdjęciu John Watson, Emerson Fittipaldi czy Jacky Ickx.

 

Embed from Getty Images

Jacky Ickx
Belgijski kierowca używał także innej wersji kasku Bell – z powiększonym otworem. Wyglądało to szczególnie efektownie w połączeniu z białą obwódką wizjera na ciemnym tle. Porównajcie sobie z obecnymi wymiarami wizjera, zwłaszcza po wprowadzeniu najnowszej homologacji kasków…

 

Embed from Getty Images

Elio de Angelis
Inny efektowny projekt z przełomu lat 70. i 80.: groźnie wyglądający kask Simpson Bandit. Jeździli w nim m.in. Elio de Angelis (na zdjęciu), Riccardo Patrese, Emerson Fittipaldi czy Jochen Mass. Jeśli komuś wzór na kasku de Angelisa wydaje się dość znajomy, to pewnie chodzi o Jeana Alesiego – urodzony na Sycylii francuski kierowca inspirował się właśnie barwami włoskiego triumfatora dwóch Grand Prix, który nie przeżył wypadku podczas testów na Paul Ricard w 1986 roku.

 

Embed from Getty Images

Michael Schumacher
Wracamy do tematu gwiazdek i swoistego przeczucia czy też proroctwa w wykonaniu Michaela Schumachera. Niemiecki arcymistrz zmieniał kilkakrotnie projekt swojego kasku, ale na tym klasycznym – z samego początku kariery – na górze, na niebieskim tle, widniało siedem gwiazdek. Tyle, ile „Schumi” zdobył później mistrzowskich tytułów. Przypadek?

 

Embed from Getty Images

Ayrton Senna
Chyba najsłynniejsze barwy z torów Formuły 1: narodowe kolory Brazylii na kasku Ayrtona Senny. Tak historię tego projektu opowiada Alan Mosca, którego ojciec – Sid Mosca – malował kaski wielu brazylijskim kierowcom. W 1978 roku przygotowywał kaski dla czterech reprezentantów Brazylii na kartingowe mistrzostwa świata. Zalecenie było takie, by użyć narodowych barw.
– Mój ojciec mawiał, że barwy kasku są twarzą kierowcy – wspomina Alan Mosca. – Wielu kierowców jest bardziej rozpoznawalnych po ich kaskach. Chcieliśmy, żeby można było każdego zidentyfikować właśnie po kasku. Skupiliśmy się na Ayrtonie, bo on miał największe szanse. Ojciec chciał, żeby paski po bokach wychodziły z oczu kierowcy. Zielony z oczu, a niebieski – cięższy – miał być niżej, żeby podkreślić jego skupienie i koncentrację za kierownicą.
Żółty kask stał się łatwo rozpoznawalną ikoną. W takich samych barwach juniorską karierę i pierwsze sezony w Formule 1 przejeździł Lewis Hamilton i chociaż współcześnie zdarza się tłumaczyć to właśnie inspiracją Senną, to w starszych biografiach Anglika można doszukać się bardziej prozaicznego powodu. Żółty kask łatwiej było dostrzec w tłoku na torze, więc jego ojciec miał łatwiejsze zadanie przy obserwowaniu zmagań i sprawdzaniu, czy syn przypadkiem nie wziął udziału w jakiejś kraksie. Za to Robert Kubica za młodu jeździł w zwykłym, białym kasku, bo zamiast wydawać pieniądze na projekt i malowanie, można było kupić komplet opon.

 

Embed from Getty Images

Gilles i Jacques Villeneuve
To o co chodzi z tytułowym swetrem? No nie, wcale nie o skruszonego gangstera „Gruchę”. Zacznijmy od kasku Gilles’a Villeneuve’a: ultraszybki, widowiskowo jeżdżący Kanadyjczyk nosił na głowie czerwono-czarne barwy, z pasami układającymi się w kształt litery V. Za projekt odpowiedzialna była jego żona Joann, która pośrednio przyczyniła się także do zaprojektowania kłującej w oczy mozaiki na kasku jej syna. Młody Jacques podświadomie pokolorował swój kask w barwy, które zapamiętał ze swetra swojej mamy. Poniżej możecie porównać tekstylny wzór z tym, co na kasku miał triumfator Indianapolis 500, mistrz CART i ostatni czempion Formuły 1 w barwach Williamsa.

 

Embed from Getty Images
Embed from Getty Images

3 KOMENTARZE

  1. Alex Ribeiro to pan pastor ewangelicki nie jest duchownym więc taki kapelan jest dość bezużyteczny nie wyspowiada, nie dokona Przeistoczenia. Odpowiednik katechety.

Skomentuj Sarto Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here