Nieprędko – oby nigdy – Formuła 1 przebije zawinioną przez firmę Michelin farsę z Indianapolis 2005 i startu zaledwie sześciu samochodów w Grand Prix USA, ale wydarzenia z kwalifikacji na Monzy mieszczą się w ścisłej czołówce największych wpadek w dziejach mistrzostw świata. Zabawy na okrążeniu wyjazdowym skończyły się tak, że jedynie Carlos Sainz i już pewny w tym momencie zdobycia pole position Charles Leclerc zdążyli rozpocząć pomiarowe okrążenia.

Na nic terabajty danych i sowicie opłacane tęgie głowy na stanowiskach dowodzenia: niemal wszyscy, jak jeden mąż, pokpili sprawę. W decydujących kilkunastu-kilkudziesięciu sekundach zawiodły wszystkie scenariusze. Dziwi to zwłaszcza w przypadku tych kierowców, którzy z powodu czerwonego flagi po kraksie Kimiego Räikkönena nie mieli jeszcze na koncie czasu okrążenia. Inżynierowie dali ciała, a kierowcy nie wykazali się wystarczającym sprytem. Jak dzieci we mgle…

Rozumiem, że odpowiednie złapanie się w strugę na Monzy może być warte aż siedem dziesiątych sekundy. Współczesne samochody generują znaczny opór – przyczyniają się do tego zarówno nowe przednie skrzydła, jak i powiększone dwa lata temu tylne, a także szerokie opony. Inżynierowie zwracają również uwagę, że na otoczonej drzewami nitce toru, w relatywnie nieruchomym powietrzu, efekt tunelu aerodynamicznego za poprzedzającym samochodem (lub samochodami) może być minimalnie większy niż zazwyczaj.

Jednak ważniejsze powinno być samo podjęcie walki o czas – na nic siedem dziesiątych czy nawet piętnaście sekund zysku, jeśli kierowca nie zdąży rozpocząć pomiarowego okrążenia. Jeśli w obrębie niektórych zespołów zapadły ustalenia co do kolejności, to należało trzymać się wytycznych, a nie polować na strugę za Renault, McLarenem czy Racing Point. W Ferrari drugi przejazd miał być przeprowadzony w odwrotnej kolejności – Leclerc miał „holować” Sebastiana Vettela – a w Mercedesie przywilej decydowania o pozycji na torze przypadł tym razem Lewisowi Hamiltonowi (robią to na zmianę), więc to Valtteri Bottas miał rozcinać powietrze.

Co ciekawe, wszyscy kierowcy zmieścili się w minimalnym czasie okrążenia wyjazdowego, narzuconym przez jakże przewidującą dyrekcję wyścigu. Tyle, że nawet trzymając się wytycznych, można przeszkadzać innym i stwarzać zagrożenie na torze. Zdarzały się momenty, w których potencjalny chętny do przebicia się na czoło stawki nie byłby w stanie ominąć jadących bok w bok spryciarzy. Nie kupuję też sytuacji z Nico Hülkenbergiem, który ordynarnie wyjechał poza tor w pierwszej szykanie, by przepuścić jadących za nim. Rozumiem, że na podstawie prędkości i biegu (trójka, na poprzednim okrążeniu wyjazdowym jechał na dwójce) nie dało się udowodnić celowości tego manewru, ale wystarczy mieć trochę oleju w głowie, by zinterpretować tę zagrywkę w jedyny słuszny sposób.

W dokumentach o nałożeniu reprymendy na Hülkenberga, Sainza i Lance’a Strolla czytamy, że sędziowie „zdecydowanie rekomendują” Międzynarodowej Federacji Samochodowej, by ta przygotowała rozwiązanie na tego typu okazje. Zespoły mają przygotować symulacje różnych scenariuszy, a jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się odwrotność przepisu o wirtualnej neutralizacji – czyli ustanowienie minimalnych czasów minisektorów, z aktualizowaną w czasie rzeczywistym deltą na wyświetlaczu w kokpicie. Należy trzymać się powyżej niej, a kontrola czasów w minisektorach wyklucza manewry w rodzaju powolnej jazdy na dłuższym fragmencie toru.

Zobaczymy, czy i jakie pomysły powstaną w najbliższym czasie. Koncepcja rzucona przez Roberta Kubicę – czyli rozgrywanie kwalifikacji w formacie pojedynczych okrążeń na czas (tak było w latach 2003-2005, w różnych wariantach) – jest zbyt karkołomna. Wdrażanie zupełnie innego systemu kwalifikacji tylko na jeden wyścig po prostu nie przejdzie. Zresztą kto wie, czy wkrótce nie pojawiłyby się podobne potrzeby w Baku czy na Spa-Francorchamps…

Zresztą właśnie w Belgii późniejszy zwycięzca, Leclerc, mądrze postanowił nie bawić się w żadne łapanie strugi i w decydującej rozgrywce po prostu pojechał sam, nie bawiąc się w żadne gierki. Teraz też mógł sobie na to pozwolić, wszak jako jedyny miał więcej do stracenia niż do zyskania… Tylko co na to szefostwo Ferrari, skoro Vettel utknął na czwartym polu, za duetem Mercedesa – pozbawiając Scuderią taktycznej przewagi przed dzisiejszym wyścigiem?

Ustawienie na starcie po karach: 1. Leclerc; 2. Hamilton; 3. Bottas; 4. Vettel; 5. Ricciardo; 6. Hülkenberg; 7. Sainz; 8. Albon; 9. Stroll; 10. Giovinazzi; 11. Magnussen; 12. Kwiat; 13. Grosjean; 14. Russell; 15. Kubica; 16. Norris; 17. Gasly; 18. Pérez; 19. Verstappen. Start z alei serwisowej: Räikkönen.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here