Rob Smedley musi jeszcze trochę wytrzymać ze swoim podopiecznym...

Doskonały występ Sergio Péreza dolał oliwy do ognia miłośnikom plotek, którzy od razu zaczęli przymierzać Meksykanina do fotela w Ferrari. Umieszczenie go u boku Fernando Alonso byłoby z kilku względów posunięciem logicznym, ale na taki ruch jest zdecydowanie za wcześnie.

To prawda, zeszłoroczny debiutant zaimponował swoją jazdą w niełatwym wyścigu o Grand Prix Malezji. Bój o zwycięstwo toczył właśnie z Alonso, co nadaje całej sprawie ciekawy z punktu widzenia łowcy sensacji wymiar. Mamy pogrążony w kryzysie potężny zespół, w którym jeden z zawodników wyraźnie odstaje od lidera ekipy. Mamy młodego gniewnego w samochodzie ze środka stawki, któremu niewiele zabrakło do odniesienia sensacyjnego zwycięstwa. Przyjrzyjmy się zatem poszczególnym elementom układanki.

Fakty są następujące: Felipe Massa dojechał do mety w Malezji niemal z okrążeniem straty do zespołowego kolegi. Na plecach Alonso wisiał niesamowity Pérez, członek Ferrari Driver Academy. Brazylijczyk kompletnie nie radzi sobie z jazdą na oponach Pirelli, co widzieliśmy już w zeszłym sezonie. Dla odmiany kierowca Saubera już w debiutanckim występie w GP Australii 2011 pokazał, że umie wyjątkowo troszczyć się o ogumienie. Jeśli w którymś wyścigu jest szansa na to, że da się wykonać o jedną zmianę kół mniej od rywali, należy w ciemno obstawiać, że taką taktykę obierze Pérez. Nie oznacza to jednocześnie, że nie potrafi wykrzesać z ogumienia maksymalnego potencjału na jednym okrążeniu, bo w 19 startach za kierownicą Saubera dziewięć razy ruszał do wyścigu z pozycji lepszej niż bardziej doświadczony zespołowy kolega Kamui Kobayashi.

Wydaje się, że styl jazdy Péreza mógłby być odpowiedzią na problemy Ferrari z obsadą drugiego samochodu, ale coś mi podpowiada, że z taką decyzją nie należy się spieszyć. Występ w Malezji był doskonały, jednak jedna jaskółka wiosny nie czyni. Pierwszy od czasów Pedro Rodrigueza Meksykanin na podium Formuły 1 musi teraz udowodnić, że ten wyścig nie wyszedł mu przypadkowo. W historii było już kilku kierowców, których stać było na jednorazowe wyskoki, a Ferrari potrzebuje wszak stabilnego zawodnika.

Z pewnością grube ryby z Maranello będą teraz z jeszcze większą uwagą przyglądać się występom Meksykanina i nie może on sobie pozwolić na powtórkę z kilku zeszłorocznych startów. W sezonie 2011 debiutant aż czterokrotnie podpadł sędziom: wlepili mu trzy karne przejazdy przez pas serwisowy za spowodowanie kolizji (z Adrianem Sutilem w Chinach i Sébastienem Buemim w Belgii) i wyprzedzanie przy żółtej fladze (Węgry) oraz przesunęli o trzy pozycje na starcie za ignorowanie żółtych flag w czasie treningu (Indie). Więcej „fauli” zaliczyli tylko cieszący się zasłużonymi opiniami wyścigowych rozrabiaków Pastor Maldonado i Lewis Hamilton. Pérez pokazał, że potrafi dbać o ogumienie i pojechać szybko, ale odpowiedź na pytanie o jego regularność musimy dopiero otrzymać.

Przeciwko szybkiemu transferowi świadczy także historia i liczne przykłady kierowców, którym zdarzało się błysnąć świetnym występem w samochodzie ze środka stawki, a w lepszych autach z różnych przyczyn nie prezentowali wysokiej formy. Tak było chociażby z Giancarlo Fisichellą, który potrafił wyciskać budzące respekt wyniki z aut Jordana czy Saubera, ale w mistrzowskim Renault grał zdecydowanie drugie skrzypce za plecami Alonso. Posadzenie go w Ferrari pod koniec sezonu 2009 też nie przyniosło dobrych wyników – choć był zauważalnie szybszy niż poprzedni zastępca kontuzjowanego Massy, Luca Badoer. Także w przypadku Péreza mogłoby się okazać, że przedwczesna przesiadka – bez odpowiedniego przygotowania i testów – byłaby błędem.

Przyjrzyjmy się jeszcze potencjalnym mechanizmom, które mogłyby stać za błyskawiczną, niespodziewaną zamianą. Sauber straci kierowcę, który przynosi poważne wsparcie finansowe. Można co prawda natychmiast awansować innego Meksykanina Estebana Gutiérreza, ale po pierwsze zainteresowanie rodzimych kibiców (czyli także sponsorów) skupi się na zawodniku jeżdżącym w Ferrari, a nie w Sauberze. Po drugie trzeba znaleźć miejsce dla Massy – samo spłacenie kontraktu może nie wystarczyć, jeśli Brazylijczyk chciałby kontynuować karierę, choć z drugiej strony przejście do Saubera byłoby mimo wszystko krokiem wstecz.

Ogólnie rzecz biorąc Massa oraz szwajcarski zespół mieliby w całej sytuacji najwięcej do stracenia i najmniej do powiedzenia: liczyć się będzie potęga Ferrari i przewaga negocjacyjna w postaci umowy na dostawy silników ekipie z Hinwil oraz oczywiście pieniądze meksykańskiego bogacza Carlosa Slima.

Nie przyspieszałbym tu zanadto biegu wydarzeń i nie wysadzał na siłę Massy z siodła. Choć zarówno dla Ferrari, jak i dla Péreza takie posunięcie wydaje się być dobre, to równie dobrze może się okazać, że dla jednej ze stron – a może nawet dla obu? – jest na to jeszcze za wcześnie. Pamiętajmy też o wszystkich nazwiskach, które pojawiały się w plotkach dotyczących rychłego zwolnienia Brazylijczyka – i co z nich wyszło?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here