Przed emocjami związanymi z Grand Prix Węgier i środowym testem Roberta Kubicy zapraszam Was na wyprawę w przeszłość – konkretnie na zimny i mokry Hungaroring z 2006 roku. To właśnie wtedy nasz rodak zaliczył swój bojowy chrzest w Formule 1, prezentując światu próbkę swojego niesamowitego talentu. W środę krakowian zaliczy w Dolinie Trzech Źródeł kolejny ważny egzamin – być może najważniejszy – na drodze powrotnej do królowej sportów motorowych. Myślę, że choćby ze względu na to, co Robert przeszedł przez siedem ostatnich lat, z czym musiał się zmagać i jak gorzkich zwątpień doświadczać, warto zacisnąć kciuki i potrzymać je przez kilka najbliższych dni.

Materiał, który będzie mieli okazję przeczytać, powstał 11 lat temu po debiucie krakowianina. Zapraszam do lektury.

Robert zdał egzamin
Na zimnym i mokrym Hungaroringu Robert Kubica zaliczył swój chrzest bojowy w Formule 1. Polak od razu został rzucony na głęboką wodę, ponieważ po radości związanej z finiszem na siódmej pozycji przyszło gorzkie rozczarowanie w postaci dyskwalifikacji. Okazało się bowiem, że BMW Sauber naszego rodaka ważył o dwa kilogramy poniżej limitu. Koniec końców nie miało to żadnego znaczenia w ocenie jego występu – eksperci i tak dostrzegli skalę talentu młodego Polaka.

Nie tylko deszcz sprawił, że Formuła 1 dała pod Budapesztem najlepsze widowisko od lat – pełne dramaturgii i zwrotów akcji. Ten wyścig mógł znacząco wpłynąć na losy rywalizacji o mistrzostw świata, jednak ani Fernando Alonso, ani Michael Schumacher nie dotarli do mety, chociaż Niemiec ostatecznie zainkasował 1 punkt po dyskwalifikacji Kubicy. Cztery godziny po wyścigu sędziowie wykluczyli zdobywcę siódmej lokaty, ponieważ BMW Sauber wraz z kierowcą ważył o 2 kilogramy mniej od regulaminowego limitu. – Dyskwalifikacja jest frustrująca, mam jednak nadzieję, że przede mną jeszcze wiele przyjemnych chwil w Formule 1 – podkreślał po decyzji jury Robert. Bez wątpienia. Dzień po wyścigu Jacques Villeneuve ogłosił bowiem, że definitywnie żegna się z zespołem.

A Magyar Nagydij powędrowała do Jensona Buttona, który w 113 starcie wygrał swój pierwszy wyścig Formuły 1. – Co za dzień! Zwycięstwo po starcie z czternastego pola to coś wspaniałego – mówił autor pierwszego samodzielnego sukcesu Hondy od 1967 roku i wyczynu Johna Surteesa w Monzy.

Idioci
– Schumacher i Alonso są cholernymi idiotami. Znają przepisy, a jednak je złamali – skomentował wyczyny mistrzów świata podczas wolnych treningów Bernie Ecclestone. Obaj otrzymali po dwie sekundy kary, które dorzucono im do najlepszych wyników w kwalifikacjach. Hiszpana skarcono w piątek za przyblokowanie Roberta Doornbosa i wyprzedzanie przy żółtych flagach. W rezultacie Fernando zajął na starcie 15. miejsce. Michael podpadł następnego dnia, mijając Kubicę i Alonso – kiedy na torze wisiała czerwona flaga. Ostatecznie Niemiec ustawił swoje Ferrari na 11. polu. Pod nieobecność głównych faworytów pole position wywalczył Kimi Räikkönen, który pokonał Felipe Massę o 0,287 sekundy.

Pękła nakrętka
W niedzielę w Dolinie Trzech Źródeł spadł deszcz. Zapowiadało się mokre popołudnie z całą masą atrakcji. Przejściówki Michelina okazały się o niebo lepsze od konkurencyjnych opon Bridgestone’a. Po pierwszym kółku Alonso zameldował się w szóstce, po czym bez trudu objechał „Schumiego”. Kiedy Räikkönen zatrzymał się po paliwo, mistrz świata został liderem, oddalając się od rywali przynajmniej po 3 sekundy na okrążeniu! Na 24 rundzie dublował Michaela Schumachera!

Szansa za zwycięstwo prysła 18 okrążeń przed metą, kiedy Alonso zakończył wyścig na barierach. Rozpadła się nakrętka prawego tylnego koła. – Po pit stopie poczułem, że coś jest nie tak. Chciałem wrócić do boksu, ale to nie było możliwe. Szkoda, bo mogliśmy odnieść wspaniałe zwycięstwo – przyznawał kierowca z Oviedo.

Nic straconego?
Początek wyścigu dla Michaela Schumachera był koszmarem. Przejściówki Bridgestone’a kompletnie nie trzymały – na dodatek podczas walki z Giancarlo Fisichellą Niemiec stracił fragment przedniego skrzydła. Wszystko wydawało się stracono, ale sytuację uratował Kimi Räikkönen, który wpakował się w Tonio Liuzziego, powodując neutralizację. „Schumi” zyskał trochę czasu. Wysychająca nawierzchnia i problemy Fernando przywróciły mu pewność siebie.

Podczas drugiego pit stopu został na przejściówkach. Rywale zaczęli zjeżdżać po slicki, a on przesunął się za prowadzącego Jensona Buttona. Warunki grały teraz przeciwko niemu, lecz Michael postawił wszystko na jedną kartę. Po ostrej walce przegrał najpierw z Pedro de la Rosą, a potem z Nickiem Heidfeldem, który zapewnił stajni BMW Saubera historyczne podium. W trakcie manewru tego ostatniego Schumacher stuknął w koło rywala i na trzy rundy przed metą zaparkował Ferrari w garażu. – Oczywiście, jestem rozczarowany, ale to jeszcze nic straconego i zrobię wszystko, żeby zdobyć tytuł – oświadczył Niemiec. Wtedy jeszcze nie wiedział, że otrzyma prezent po dyskwalifikacji Kubicy.

Pusta gaśnica
Robert Kubica zdał pierwszy egzamin w wyścigu Formuły 1. Przy okazji zapewnił nam sporą dawkę adrenaliny. Początek nie był najlepszy, bo już na drugim kółku krakowianin zaliczył piruet w szykanie. Błąd kosztował go spadek na szesnastą pozycję. Potem przyszedł drugi, dużo poważniejszy (o jego konsekwencjach za chwilę) – po uderzeniu w barierę Robert musiał zmienić przednie skrzydło. Nie poddał się jednak i na wilgotnym torze poradził sobie z Ralfem Schumacherem i Felipe Massą. Zostając na przejściówkach, podjął podobne ryzyko, jak Michael. Konkurencja zdecydowała się na slicki i pod koniec wyścigu Polak przegrał z Ralfem, ale zdołał umknąć przed szarżującym Massą. Sęk w tym, że kontakt z barierami miał dużo poważniejsze skutki. – Z wyniku jestem zadowolony, z jazdy – nie za bardzo – ocenił swój debiut.

Po wyścigu krakowianin stracił swoje dwa punkty. Jak się okazało F1.06 wraz z Robertem ważył tylko 598 kg, czyli o dwa poniżej limitu. Początkowo sądzono, że za niedowagę odpowiadały opony, które „schudły” w trakcie wyścigu o 5,5 kilograma, Ostatecznie stanęło jednak na tym, że przyczyną dyskwalifikacji była gaśnica, która w efekcie kontaktu z barierami rozszczelniła się i opóźniła zawartość.

Nie były to najprzyjemniejsze chwile dla Roberta, wkrótce miało się to jednak zmienić. Podczas weekendu na Monzy, w swoim trzecim starcie w Formule 1, Polak sięgnął bowiem po trzecią lokatę, po czym wdrapał się na podium w towarzystwie Michaela Schumachera i Kimiego Räikkönena, ale to już całkiem inna historia.

3 KOMENTARZE

  1. Doskonale pamiętam jego debiut, byłem wtedy w Zakopanem i śledziłem jego poczynania… w telefonie. A chyba każdy pamięta jak wtedy wyglądał internet w telefonie na 1.5″ wyświetlaczu.

  2. Obiecalem synowi Mikolajowi 2 lata temu (teraz ma 6), ze kupie niedlugo gran torino 1972 i bedziemy tego sluchac jezdzac tylko we dwojke (mama nie ma wstepu).
    https://www.youtube.com/watch?v=UePtoxDhJSw
    Slowa dotrzymam nedlugo… To powinno sie stac piosenka numer jeden polskich kibicow. Wiz Khalifa nie wiedzial, ze stworzyl arcydzielo…
    Renault ma ciekawe barwy. just saying…

Skomentuj abc Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here