Pamiętacie jeszcze, jaka była Formuła 1 kilkanaście lat temu? Tak?/Nie? (skreśl właściwą odpowiedź) Świetnie. Jeśli zatem macie ochotę na krótką podróż w przeszłość, to zapraszam na Hockenheim z 2003 roku – poniższy tekst powstał jedenaście lat temu, po GP Niemiec.

Badeńskie piekło Schumachera
Rok temu było już po wszystkim. „Czerwoni” bezwzględnie zdominowali Formułę 1. Michael Schumacher pojawił się w Hockenheim jako „najszybszy” champion w dziejach i wspólnie ze swoimi kibicami oblewał wyrównanie rekordu pięciu tytułów legendarnego Juana Manuela Fangio. Dwanaście miesięcy później układ sił wygląda jednak zupełnie inaczej. Wprawdzie mistrzowie świata przodują w obu klasyfikacjach, ale przewaga sprzętowa leży już po stronie Williamsa.

Dojazd do Hockenheim z pobliskiego St. Leon, gdzie znajduje się nasza baza wypadowa, zajmuje nam kwadrans. Przed nami krótkie formalności w biurze akredytacyjnym i chwilę później paradujemy z Wojtkiem z wejściówkami w kolorze zielonym, które zdobi napis: Media – Grosser Mobil 1 Preis von Deutschland. W F1 to najniższy stopień wtajemniczenia. Przepustka obowiązuje tylko na jeden wyścig i umożliwia wejście na padok, do centrum prasowego i na strefy dla fotoreporterów. W czasie zajęć nie mamy wstępu na pit lane, a przed wyścigiem na pola startowe, do czego upoważnia wejściówka w kolorze czerwonym lub stała akredytacja, obowiązująca przez cały sezon.

Docieramy na miejsce z małym opóźnieniem, kilka minut po piętnastej. Jeszcze tylko szturm przez bramki, gdzie sprawdzają naszą tożsamość, i już maszerujemy na konferencję prasową z udziałem czołówki tabeli mistrzostw świata – Michaela i Ralfa Schumacherów, Juana Pablo Montoi, Rubensa Barrichello oraz Kimiego Räikkönena. Po części oficjalnej kierowców czeka spotkanie z dziennikarzami telewizyjnymi i prasowymi.

Teraz szybki odwrót na pit lane. Około siedemnastej Justin Wilson w garażu Jaguara dzieli urodzinowym tortem. Kolejnego dnia 25-latek podczas pierwszej oficjalnej sesji w barwach brytyjskiej stajni uzyskuje siódmy czas. Całkiem nieźle jak na kogoś, kto wcześniej nie miał do czynienia z „zielonym kotem”, oponami Michelina oraz nie znał obiektu w Hockenheim w nowej wersji. Za swój wyczyn otrzymuje gorące oklaski od dziennikarzy zgromadzonych w biurze prasowym.

Dzieje „pierścienia”
Położony w Badenii-Wirtembergii Hockenheimring został oddany do użytku w 1932 roku. Początkowo służył jako tor motocyklowy, a następnie obiekt testowy Mercedesa i Auto Uniona. Dopiero w latach 70., na dobre po fatalnym wypadku Nikiego Laudy na Nürburgringu, przeniesiono tutaj Grand Prix Niemiec. Od tamtej pory tylko raz [ten tekst powstał w 2003 roku] pod badeńskim niebem nie zagrały silniki F1.

W przeszłości Hockenheim był areną wielkich dramatów. 7 kwietnia 1968 roku podczas wyścigu Formuły 2 Lotus 48 Jima Clarka wypadł z toru i uderzył w ścianę drzew. Szkot nie miał żadnych szans. Dwanaście lat później w trakcie testów ekipy Alfa Romeo życie stracił Patrick Depailler. Znacznie więcej szczęścia miał Jos Verstappen, gdy w 1994 roku jego Benetton stanął podczas tankowania w płomieniach. Holender zawdzięcza życie przytomności umysłu i błyskawicznej akcji swoich mechaników.

W minionym roku „pierścień” przeszedł gruntowną modernizację. Za 62 mln euro, z rozmachem, zrealizowano projekt Hermanna Tilke. Niemal 7-kilometrowa pętla została skrócona do 4574 metrów. Era ultraszybkiego Hockenheim odeszła bezpowrotnie.

Telenowela na żywo
Życie F1 tętni w padoku. Każda ekipa rozstawia tam swój motorhome – to miejsce towarzyskich spotkań, zakulisowych rozgrywek i jadalnia F1. Wokół spaceruje mnóstwo zaproszonych przez zespoły gości, dziennikarze polują na kierowców, natomiast fotoreporterzy na piękne kobiety. A jest na czym zawiesić oko. David Coulthard paraduje w towarzystwie uroczej Simone Abdelnour, w ciężarówce Williamsa Cora Schumacher czule tuli męża. Tymczasem Connie z okrzykiem „Juan” goni po padoku wyraźnie poirytowanego Montoyę. Kolumbijczyk nawet nie zwalnia. Ach ten gorący, latynoski temperament… Nie mamy szczęścia. As Williamsa nie jest w nastroju do rozmów.

Coulthard wręcz przeciwnie – ucinamy ze Szkotem pogawędkę, w trakcie której DC zapewnia, że w niedzielę będzie walczył o podium. Co u innych? Fernando Alonso i Jarno Trulli rozdają autografy. Michael Schumacher, z szerokim uśmiechem na twarzy, pędzi po padoku za swoją świtą, zawzięcie o czymś dyskutując. Tylko Mark Webber jest jakby w innym świecie, bo akurat pogrywa na padoku z kumplami w rugby.

Nie brakuje znakomitości piłki nożnej, show-biznesu oraz byłych sław F1. W niedzielę widzimy Giovene Elbera z Bayernu Monachium oraz zwycięzcę niemieckiej edycji „Idola”. Keke Rosberg, champion z 1982 roku, spaceruje od Williamsa do McLarena. Czyżby załatwiał posadę 18-letniemu Nico, rywalowi naszego Robert Kubicy w F3 Euro Series? Niki Lauda, etatowy komentator RTL rozmawia z Jochenem Massem. Norbert Haug z Mercedesa dyskutuje z szefem sportowym BMW, Mario Theissenem. Bernie Ecclestone w towarzystwie Flavio Briatore znika z kolei w ciężarówce Renault. Ciekawe, o czym debatowali?

Zbliża się druga czasówka. Padok błyskawicznie pustoszeje. Fotoreporterzy busami docierają na wybrane przez siebie odcinki toru, gdzie czeka ich praca w niewiarygodnym skwarze, natomiast dziennikarze kryją się w chłodnym wnętrzu centrum prasowego.

Williams jest w doskonałej formie. Ostatni na torze pojawia się Ralf Schumacher, który poprzedniego dnia był najszybszy. Prowadzi Montoya, lecz po dwóch sektorach Niemiec notuje lepsze czasy. Na Motodromie jego Williams wpada jednak w podsterowność i Ralf przegrywa z Kolumbijczykiem pojedynek o pole position różnicą 0,018 sekundy. Junior nie kryje rozczarowania, podobnie jak publiczność, którą wyrzuca w siebie głośny pomruk niezadowolenia, ale pamiętajmy, że najważniejsze rozdanie dopiero jutro.

Kolumbijski władca „pierścienia”
Nazajutrz zaczynamy od spenetrowania okolic toru. Słońce znowu pali niemiłosiernie. Już przed południem Hockenheimring zapełnia się kibicami. Przeważają „czerwoni”, choć nie brakuje Anglików, Finów, Francuzów, Holendrów i Japończyków. Po drodze na Sudkurve spotykamy także naszych. Trzyosobowa grupa z Koszalina niczym nie wyróżnia się z tłumu – czerwone stroje z emblematami Ferrari.

Przepychamy się przez korek, który utworzył się przed muzeum motoryzacji – i docieramy od stoisk firmowanych przez ekipy wyścigowe. Ale tu zaskoczenie. Jest ich znacznie mnie niż w poprzednich latach – tym razem tylko Jaguar, McLaren, Toyota i Williams. Bridgestone przegrywa z Michelinem nie tylko na torze. Francuzi postawili dwa bolidy i zorganizowali zawody w wymianie opon na czas. Chętnych nie brakuje, zaś najlepsi schodzą poniżej 10 sekund. Nie wiemy tylko, czy poczynania amatorów podpatrywali jacyś łowcy talentów wprost z padoku. Po zabawie można zobaczyć interaktywny pokaz produktów Michelina. W namiocie japońskiej konkurencji kusi z kolei replika „czerwonej bogini”. Jeszcze tylko krótka wizyta u Jaguara i szybko wracamy do padoku. Zbliża się godzina startu.

Powietrze przeszywa ogłuszający ryk dwudziestu silników F1. Gasną czerwone światła, z przodu panuje ogromne zamieszanie. Williams młodszego Schumachera potrąca Ferrari Rubensa Barrichello. Ten z kolei zderza się McLarenem Kimiego Räikkönena, który potrąca samochód Ralfa i w pozbawionym kół aucie uderza w bariery z opon na Nordkurve.

Trójka pretendentów do mistrzowskiej korony odpada z rywalizacji, tymczasem wyścig trwa nadal. Prezent dla mistrza świata? Być może, ale tego dnia nikt nie jest w stanie dotrzymać kroku Montoi – władcy badeńskiego pierścienia. A Michaela Schumachera dopada jeszcze pech. Pięć rund przed końcem wyścigu Ferrari łapie kapcia i zanim Niemiec powróci do walki, z drugiego miejsca spada na siódme.

Montoya wygrywa na podwórku Schumacherów i zostaje wiceliderem generalki. Connie całuje kask Juana, wszystko pięknie, zupełnie jak w kolumbijskiej telenoweli. Ciekawe, na jak długo?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here