Wygląda na to, że dwa punkty zdobyte w zeszłym sezonie przez Jules’a Bianchiego nie pójdą na marne.

Manor (dawniej Marussia) zapowiada obecność w Australii. Zespół przygotował modyfikację zeszłorocznego samochodu, który musi jeszcze przejść dwa testy zderzeniowe. Nie podano jeszcze drugiego kierowcy, potwierdzając jak dotąd tylko Willa Stevensa. Na giełdzie nazwisk najwyżej stoi Giedo van der Garde. Debiut nowej konstrukcji zapowiadany jest na późniejszą fazę sezonu.

Za uratowaniem Marussi stoi Stephen Fitzpatrick, założyciel i szef firmy energetycznej Ovo. W zespół wpompował prywatne pieniądze, bo nie mógł znieść widma upadku ekipy po przełomowym sezonie 2014. – Utrzymali się przez pięć ciężkich lat, doszli do dziewiątej pozycji w mistrzostwach, przez dwa sezony byli w pierwszej dziesiątce, osiągnęli pierwszy stopień finansowej stabilności i mieli dostać premię, ale zabrakło im pary na ostatniej prostej… To zbyt dobra historia, żeby pozwolić jej tak się skończyć. Motywowało mnie to, jak wspaniale byłoby znaleźć sposób na uratowanie zespołu – tłumaczy z gracją zbawca ekipy.

Tymczasowo funkcję prezesa zespołu objął Justin King, były dyrektor generalny koncernu spożywczego Sainsbury, który w zeszłym roku był przymierzany do roli ewentualnego następcy Berniego Ecclestone’a u steru FOM. – Po latach spędzonych w Sainsbury wiem, że dzięki właściwym ludziom, odpowiednim wartościom i ciężkiej pracy można odwrócić los każdego przedsięwzięcia – optymistycznie zapowiada nowy prezes.

W strukturach zespołu pozostali ludzie, którzy prowadzili zespół od samego początku: czyli od zgłoszenia przed sezonem 2010 jako Manor, poprzez epizod z Richardem Bransonem i Virgin Racing po nieszczęsną Marussię, finansowaną (do czasu) przez Andrieja Czegłakowa. To oczywiście John Booth – założyciel i ojciec sukcesów Manor Motorsport w niższych seriach – oraz Graeme Lowdon. Booth pozostaje szefem zespołu, a Lowdon dyrektorem sportowym. Po sprzedaży siedziby w Banbury amerykańskiej ekipie Haas F1, Manor działa ze swojej starej siedziby w Dinnington. Samochody mają trafić na pokład samolotu transportowego w piątek, a kolejne części będą dosyłane do ostatniej chwili.

Manor nie obawia się o tempo zmodyfikowanych aut z sezonu 2014, napędzanych zeszłorocznymi jednostkami Ferrari. Zdaniem ekipy po założeniu opon Pirelli w tegorocznej specyfikacji nie powinni mieć problemów ze zmieszczeniem się w regulaminowych 107% najlepszego czasu Q1.

Nie ukrywam, że uratowanie zespołu to dla mnie bardzo dobra wiadomość. Wiem, że na tym etapie ze sportowego punktu widzenia nic nie wnoszą do stawki, ale nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Wystarczy przypomnieć sobie skromne początki wielu ekip, które później odnosiły wielkie sukcesy. Do tego zawsze jest to sporo miejsc pracy dla wielu porządnych ludzi i dwa kokpity do zapełnienia – nawet przez płacących kierowców.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here