Niewykluczone, że tegoroczna edycja Grand Prix Indii będzie ostatnim wyścigiem Formuły 1 w tym kraju – przynajmniej w najbliższej przyszłości. Sebastian Vettel jest więc na dobrej drodze do utrzymania stuprocentowej skuteczności na torze Buddh. W dwóch poprzednich edycjach dwa razy wygrał po starcie z pole position, prowadząc od startu do mety. Do perfekcyjnej skuteczności zabrakło mu tylko najlepszego czasu okrążenia w zeszłorocznym wyścigu – najszybsze kółko wykręcił Jenson Button.

Stawką niedzielnego wyścigu jest oczywiście mistrzostwo świata, ale sytuacja zdaje się być przesądzona. Jeśli Vettel dojedzie do mety w pierwszej piątce, to po raz czwarty z rzędu zgarnie tytuł. Kierowca Red Bulla rozpoczął weekend od uzyskania najlepszych czasów w obu piątkowych treningach, a rywale mogą szukać nadziei tylko w ewentualnych usterkach (znów szwankował KERS) lub nadmiernym zużyciu opon. Pirelli przywiozło do Indii dość odważną kombinację ogumienia miękkiego i pośredniego – w zeszłym roku stosowano mieszankę miękką i twardą, a większość kierowców bez problemów zastosowała taktykę jednego pit stopu. Tegoroczne mieszanki są mniej więcej o jeden stopień miększe niż zeszłoroczne, zatem teraz opony podstawowe („prime”), czyli twardsze, są o dwa stopnie miększe niż rok temu. Celem są dwa lub trzy pit stopy w niedzielnym wyścigu, ale na razie nawierzchnia toru dość szybko ewoluuje i warunki będą się jeszcze zmieniały.

Na to liczy Red Bull – ich samochody, dysponujące najlepszym dociskiem w stawce, dość mocno obciążały miękkie ogumienie. „Żółta” mieszanka jest dużo lepsza na kwalifikacje – jak na razie pośrednie opony są wolniejsze o około 0,8 sekundy na okrążeniu – ale ci kierowcy z pierwszej dziesiątki, którzy pojadą czasówkę na szybszym ogumieniu, będą musieli zaliczyć dość wczesny zjazd na pierwszą zmianę i mogą utknąć za wolniejszymi rywalami ze środka stawki.

Nie wiem, czy w tym przypadku najlepszy zespół w stawce nie zdecyduje się na strategiczny manewr w postaci zaliczenia kwalifikacji na pośredniej mieszance. Kilka dziesiątych sekundy straty to przy aktualnym tempie Red Bulla różnica dwóch, trzech rzędów na starcie – co można z łatwością nadrobić, wykorzystując przewagę osiągów i przede wszystkim więcej okrążeń na torze przed pierwszym zjazdem do boksów. Decyzje taktyczne będą jednak podejmowane w ostatniej chwili, bo stan nawierzchni cały czas się poprawia.

Rywale nie mają złudzeń, że w normalnych warunkach walka z Red Bullem nie będzie możliwa. Jeśli mistrzów świata nie pogrążą ewentualne kłopoty ze zużyciem ogumienia, to szykuje się dublet, a reszcie stawki pozostaje walka o najniższy stopień podium. Tutaj jak zwykle liczyć się będzie Lotus (raczej Romain Grosjean, bo nominalny lider ekipy wyraźnie obniżył loty po wprowadzeniu nowej konstrukcji opon) i Mercedes. Wicelider punktacji Fernando Alonso jak zwykle trzyma się w cieniu i tak już pozostanie do końca sezonu – zamrożony rozwój Ferrari nie pozwoli już na więcej, choć trzeba oczywiście podkreślić, że nawet przy pracach pełną parą skuteczność poprawek pozostawiała wiele do życzenia.

Jeśli chodzi o wiadomości z końca stawki, to wrażenie robi przede wszystkim seria kar w wykonaniu Williamsa. Kolejny raz zawiódł system zabezpieczający koło i sędziowie po raz drugi z rzędu wlepili ekipie 60 000 euro mandatu. Niby to recydywa, ale tym razem koło nie odpadło, więc kara jest dokładnie taka sama jak przed dwoma tygodniami w Japonii.

Zespół z Grove ma jeszcze więcej zmartwień. Pastor Maldonado kombinuje, jak przenieść wsparcie PDVSA do Lotusa – tam niby czekają na Nico Hülkenberga, ale zatrudnią go tylko wtedy, jeśli pojawią się obiecane fundusze od inwestora Quantum Motorsports. To kolejny przykład dylematu talent kontra pieniądze. Jeśli pojawi się budżet, to będzie można pójść w stronę talentu (czyli Nico), jeśli nie – kasę wniesie sponsor Maldonado i zobaczymy w akcji ciekawy duet kierowców 😉 …

Na miejsce w Williamsie poluje z kolei Felipe Massa, a sznurki za kulisami pociąga oczywiście Nicolas Todt – menedżer tak Brazylijczyka, jak i Maldonado. Znaków zapytania jest jednak sporo: poza Lotusem i ich inwestorem nie wiadomo jeszcze, czy PDVSA zdoła wyplątać się z obowiązującej jeszcze przez dwa sezony umowy z Williamsem.

Budżet znalazł też podobno Witalij Pietrow, który przymierza się do Saubera. Jeśli jego plan wypali, to dla Siergieja Sirotkina pozostanie rola kierowcy rezerwowego. Podręczniki do nauki rosyjskiego muszą mieć aktualnie spore wzięcie w Hinwil…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here