Robert Kubica i Maciek Szczepaniak liderują po pierwszym dniu Rajdu Jänner i jednocześnie objęli prowadzenie w klasyfikacji mistrzostw Europy, dzięki siedmiu punktom za triumf w pierwszym etapie. Niestety, z rywalizacji odpadli Kajetan Kajetanowicz i Jarek Baran – na szóstym odcinku zaciął się pedał gazu w ich rajdówce i polska załoga wypadła z trasy. W kraksie ucierpiała klatka bezpieczeństwa i powrót na trasę w systemie Rally2 nie jest możliwy.

Robert tradycyjnie podkreśla, że wyniki nie mają dla niego żadnego znaczenia, a do tego są w pewnym stopniu niespodzianką. – Na pewno jest to zaskoczenie – powiedział po pierwszym dniu. – Wyniki nie mają znaczenia. Będą miały znaczenie, kiedy będę na nie gotowy – a na razie nie jestem na nie gotowy. Każdy rajd, gdzie startują kierowcy lokalni lub znający oesy jest trudny. Uważam, że specyfikacja takich rajdów jest trochę inna niż w przypadku mistrzostw świata. Oczywiście w mistrzostwach świata czołówka też zna oesy i rajdy bardzo dobrze, ale tam jest inny rytm. Tutaj większość ma wydeptany każdy zakręt i dobrze wie, gdzie są jakie cięcia. Dzisiaj byłem zaskoczony, bo w prawie każdym zakręcie są takie drewniane patyki i nawet na zapoznaniu upewniałem się, że są drewniane. Ale ktoś z czołówki wie, że można po nich jeździć i nic się nie stanie, bo znikały w mgnieniu oka. To też było duże zaskoczenie, bo nagle zakręt się robi całkiem inny, można dużo bardziej ciąć. To są cenne doświadczenia i lekcje, których ciężko jest doświadczyć siedząc w domu i nic nie robiąc.

Wybrana przez Roberta pozycja startowa – dwunasta, czyli ostatnia z możliwych – także była elementem nauki, bo podobną będzie miał w Rajdzie Monte Carlo. – Był powód, dlaczego wybrałem tak ekstremalną pozycję – przyznał. – Zaakceptowałem to wiedząc, że tak naprawdę musiałby się przytrafić tak naprawdę jeden scenariusz, w którym miałbym przewagę. Oczywiście się nie wydarzył, a w przypadku większości pozostałych scenariuszy miałbym gorzej i to było wiadome. Tak naprawdę tutaj jest dużo cięć, o tym wiedziałem i to nie pomaga. Do tego przedostatnią pętlę pojechałem bardziej po ciemku, a inni właściwie o zmroku. To w sumie też było celowe, ponieważ po ciemku za dużo nie jeżdżę.

Przed rajdem Robert przyznawał, że im trudniejsze warunki, tym dla niego lepiej, bo będzie mógł się więcej nauczyć. Czy jego oczekiwania się spełniły? – Miało być trudno, ale nie aż tak! – powiedział po pierwszym dniu. – Dzisiaj było trudno, sądzę też dla lokalnych kierowców, którzy znają odcinki na pamięć i wiedzą, jakich warunków się spodziewać, jak się wszystko zmienia. A co dopiero dla nas, my mieliśmy bardzo trudno – zwłaszcza druga pętla, kiedy mieliśmy poprawki [w opisie] gdzie jest lód i gdzie nie ma lodu. Jednak w większości miejsc nie było lodu, za to zostawał tam, gdzie miało go nie być lub wydawało się, że bankowo go nie będzie, ponieważ nie było go w innych partiach, gdzie wcześniej było go więcej.

– Sądzę, że dzisiejsze 140 kilometrów dostarczyło nam naprawdę wrażeń i doświadczenia. Charakterystyka rajdów jest taka, że nie da się ich trenować na co dzień i trzeba, tak jak my to robimy tutaj, poświęcić sobie rajd na trening. Tak naprawdę to mój pierwszy trening na takiej nawierzchni i na takich oesach. Są to bardzo specyficzne odcinki, sądzę że bardziej podobne do polskich, gdzie jest dużo cięć, jest bardzo szybko, brudno, ślisko. Ja do czegoś takiego nie byłem przyzwyczajony.

– Dzisiaj była jedna naprawdę pozytywna rzecz: gdybym posłuchał swojej teorii i moich wniosków, to sądzę, że na każdą pętlę wybrałbym perfekcyjnie opony. Jako że nie mam doświadczenia, nie czuję się na siłach, żeby podejmować decyzje w stu procentach sam. Na drugą pętlę nie wstrzeliliśmy się oponami i sądzę, że też na przedostatnią. Byłoby lepiej, gdybym pojechał na oponach, na których jechałem ostatnią pętlę. Ale tu chodzi o testy i tak naprawdę po to tu jesteśmy. Na testach jeździ się w kółko odcinek o długości 4-5 kilometrów i nie jest aż tak trudno – nawet jeśli są trudne warunki, bo te warunki zna się na pamięć. Wystarczy przejechać jeden raz nie na sto procent czy tempem wolniejszym niż rajdowe i już się wie, gdzie jest lód. A tutaj wszystko było takie z zaskoczenia, i to sporego. Na pierwszej pętli trzeba było hamować 100 metrów wcześniej i praktycznie stawać miejscu, a pętlę później było już tylko mokro, ale kto to mógł wiedzieć? Ja na pewno nie byłem w stanie tego powiedzieć, tak sobie tylko patrząc, bo często na drodze jest czarny lód, którego w ogóle nie widać.

Poza licznymi cennymi doświadczeniami, które zaprocentują w Rajdzie Monte Carlo, kolejnym plusem jest przebieg współpracy z Maćkiem Szczepaniakiem. Gdy spytałem Roberta o wrażenia po pierwszym dniu prawdziwej pracy, usłyszałem bardzo pozytywną opinię, którą w przypadku tak wymagającego kierowcy można traktować jak pochwałę: – Muszę przyznać, że daje sobie radę i nie wymięka na robocie! Maciek jest doświadczonym pilotem i na pewno to jest normalne, że pierwszego dnia nie wszystko jest perfekcyjne. Na pewno zadanie dla niego nie jest łatwe. Oesy są bardzo wymagające, szczególnie zmiana rytmu. Na pierwszej pętli było bardzo ślisko i jechaliśmy bardzo wolno, na drugiej było już bardziej przyczepnie, ale jechaliśmy kolcach, a na trzeciej niektóre partie były całkiem suche.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here