Zaprezentowane w piątek Ferrari SF90 kontynuuje filozofię swojego bezpośredniego poprzednika, choć – jak zapewnia szefujący włoskiej ekipie Mattia Binotto – „poprawiono lub zmieniono każdy element samochodu”. Musimy wierzyć na słowo, aczkolwiek kluczowe i tak pozostaje pytanie, czy najmłodsze dziecko włoskiej stajni okaże się zabójcą Srebrnych Strzał i pozwoli Ferrari wrócić na szczyt F1?

Jak w przypadku poprzednika SF90 posiada zadarty tył…

Z odpowiedzią będziemy musieli poczekać przynajmniej do Australii (chyba, że podczas testów wyjdzie coś nieoczekiwanego). Nikt rozsądny nie pokazuje wszystkich atutów podczas prezentacji i możemy śmiało założyć, że Włosi – podobnie jak ich rywale z Mercedesa czy Red Bulla – najlepsze karty trzymają w rękawach. Czas pokaże, czy były to asy, czy tylko dziewiątki.

Rozsypane puzzle
W przypadku Ferrari założenia są jasne. Celem jest mistrzostwo świata, najlepiej podwójne. Na tego rodzaju sukces Włosi czekają już przeszło dekadę. W połowie poprzedniego sezonu wydawało się, że tym razem może się udać. Scuderia złapała wiatr w żagle i Sebastian Vettel ostro podgryzał Lewisa Hamiltona. Nagle wszystko zaczęło się sypać. Trudno rozstrzygnąć, jaki wpływ miała na to śmierć Sergio Marchionne – można było jednak odnieść wrażenie, że uruchomiła ona efekt domina, który rozłożył Ferrari na łopatki. W ostatnich rundach Włosi wyglądali na cień samych siebie z wcześniejszej części sezonu.

… i wysoko umieszczone boczne wloty powietrza, które nieco urosły.

Po takiej klęsce los Maurizio Arrivabene był przesądzony. Jego dymisja była kwestią czasu. Rozsypane puzzle trzeba było złożyć od nowa. Prezes Louis Camilleri postawił na dotychczasowego dyrektora technicznego ekipy, Mattię Binotto – uznawanego zresztą za największego antagonistę byłego już szefa ekipy. Za kulisami musiało być gorąco.

Binotto na razie występuje w podwójnej roli, trudno sobie jednak wyobrazić, żeby tak pozostało. Włoskie media sugerują, że stery nad działem technicznym w Maranello przejmie Laurent Mekies – na razie mianowany dyrektorem sportowym.

Ewolucja
Wróćmy jednak do Maranello i nowej broni Vettela oraz Charles’a Leclerca. Biorąc pod uwagę to, co zobaczyliśmy, mimo zmiany przepisów ogólna filozofia projektu nie uległa zmianie. Samochód nadal charakteryzują ostry skos podłogi (choć nie tak duży jak w przypadku Red Bulla) i zadarte wloty powietrza w mocno podciętych sekcjach bocznych. – Auto stanowi ewolucję zeszłorocznego modelu – przyznaje Binotto.

Przednie skrzydło w wersji z prezentacji charakteryzuje się ciekawym profilem.

Skrzydła i elementy aerodynamiczne znajdujące się przed sekcjami bocznymi zostały przeprojektowane w duchu nowych przepisów. Obudowa silnika przybrała bardziej smukłą postać, zwiększając przestrzeń dla powietrza kierowanego w okolice dyfuzora. Na razie na obręczach nie widać szczelin, ale podczas testów w Montmelo może się to zmienić.

W poprzednim sezonie silnikowe postępy Ferrari wzbudziły popłoch w szeregach Mercedesa. Nowa jednostka napędowa (ze zmienioną konfiguracją wydechu) ma być jeszcze lepsza, także w kwestii niezawodności. W tym celu inżynierowie Ferrari przeprojektowali system chłodzenia. Świadczą o tym większe boczne wloty powietrza i szczelina za punktem mocowania pałąka ochronnego, ale również górny wlot powietrza. Ten ostatni zmniejszył swoje rozmiary i przybrał trójkątny kształt. Na pierwszy rzut oka jest to największa zmiana w stosunku do zeszłorocznego samochodu.

Górny wlot powietrza zmienił gabaryty i kształt na trójkątny. Lusterka straciły szczeliny, ale to chyba tylko chwilowe. Na szczycie nosa wylot kanału S.

Hydraulika i lakiery
Masowego zachłyśnięcia się wyglądem nowej maszyny Ferrari co prawda nie było, ale przecież nie wszystko złoto, co się świeci. Włoski „Motorsport” doniósł o ciekawych zmianach w tylnym zawieszeniu Ferrari. Sekret polega na wprowadzeniu elementu sterowanego hydraulicznie. Chodzi podobno o lepsze wykorzystanie zalet zadartej podłogi, choć warto zapewne rozważyć także i to, jak patent wpłynie na pracę tylnych opon Pirelli.

Tył wysmuklał, płetwa na obudowie silnika urosła. Zmiany zaszły w konstrukcji DRS. Widać także nową konfigurację wydechu.

Uwagę przyciągnęły nowe barwy włoskiej maszyny. Czerwień zmieniła odcień, ale przede wszystkim stała się matowa. – Wyeliminowanie połysku daje nam kilkaset gramów [oszczędności]. Na pierwszy rzut oka to niewiele, ale gdy przesuwasz wszystko do granic możliwości, ma znaczenie – wyjaśnił Binotto. Zmieniono także sposób malowania, by zwiększyć gładkość powierzchni. Jak widać, kwestia lakieru staje się jednym z elementów gry. Czarne fragmenty na obudowie silnika też podobno nie są przypadkowe. W tym wypadku chodzi o bardziej skuteczne odprowadzanie ciepła.

Wloty do sekcji bocznych zwiększyły swoje gabaryty. Górny wręcz przeciwnie. Całość zdradza modyfikacje filozofii chłodzenia.

Ostatnia szansa?
Binotto zapewnia, że mimo zewnętrznych podobieństw do poprzednika, nowe Ferrari stanowi krok naprzód w każdym obszarze. – Dążyliśmy do poprawy każdego detalu. Myślę, że w aucie nie ma ani jednego elementu identycznego z zeszłorocznym Celem było przekroczenie poprzednich ograniczeń. Myślę, że to co osiągnęliśmy, zbliża nas do naturalnych granic samochodu – oznajmił szef Scuderii.

Od momentu ogłoszenia przejścia Leclerca do włoskiej stajni cała F1 żyje perspektywą jego pojedynku z Vettelem. Młody wilczek kontra stary wyga. Z jednej strony jeden z najbardziej obiecujących talentów, z drugiej czterokrotny mistrz świata.

Żebra po bokach nosa.

Taki scenariusz rozpala wyobraźnię i byłoby wspaniale, gdyby sport wygrał z polityką. Nie wdając się na razie w spekulacje (o tym powstanie osobny materiał), oddaję głos Binotto, który zasygnalizował, że „Sebastian będzie cieszył się priorytetem”. Przynajmniej początkowo. Co będzie potem, zobaczymy.

– Moim celem jest zdobycie mistrzostwa świata. To jest moja misja, dlatego tutaj jestem – dodał Vettel, dla którego może to być ostatnia szansa na dorzucenie do kolekcji piątego tytułu.

6 KOMENTARZE

  1. Do trzech razy sztuka. Jestem dobrej mysli, Ferrari bedzie mocne w tym roku a DNA Vettela nie pozwoli mu na przegranie.Bardzo wysoko cenie sobie Pana komentarze w studio Eleven.
    Pozdrawiam

  2. Chciałbym, by to Leclerc okazał się tym szybszym i diametralnie zmienił optykę zespołu. Chciałbym chociaż wiem, że to się nie stanie. Vettel w sezonie 2018 był w moim odczuciu bardzo chimeryczny.
    Na koniec – oczywiście serce dla Williamsa i RK88
    Pozdrowienia dla Pana, panie Robercie. Uwielbiam pańskie komentarze i analizy w studio Eleven. Oby gościł Pan jak najczęściej.

  3. Kwestia lidera Ferrari w sezonie 209 jest bardzo prosta mimo początkowego priorytetu Vettela. Liderem będzie ten, który będzie popełniał mniej błędów w Q3. Coś mi się zdaje że lepsze tempo kwalifikacyjne będzie miał Leclerc. To doprowadzi do konfliktu w Scuderii i może przesądzić o jej kolejnej przegranej. Vettel popełnia zbyt wiele błędów i nie toleruje kierowców szybszych od siebie w teamie to bardzo źle wróży. Pamiętacie, że przegrał z Danielem i od razu uciekł do Maranello?

Skomentuj Robert Smoczyński Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here