Tak jak w sezonie 2013, pierwsze tegoroczne starty w wykonaniu Roberta Kubicy upływają pod znakiem przygód i błędów. Dla ambitnego kierowcy, który do tego potrafi jechać tempem ścisłej światowej czołówki, nie jest to łatwa sytuacja. On sam przed sezonem nastawiał się ponownie na naukę – zwłaszcza w pierwszej części mistrzostw, w której jest dużo nieznanych mu rajdów (Monte Carlo, Szwecja, Meksyk, później Argentyna). Mimo tego zawsze milej jest zdobywać doświadczenie dojeżdżając do mety, a jeszcze lepiej jest zajmować przy okazji lokaty odpowiadające możliwościom i własnej szybkości.

– Ten rajd był wielkim rozczarowaniem – otwarcie mówi kierowca. – Do pierwszego incydentu w piątek czułem, że nasze tempo było bardzo dobre. Jechałem dobrze, ale popełniliśmy drobny błąd na superoesie i bardzo dużo nas to kosztowało. Powodem był brak koncentracji, zaskoczył mnie też śliski asfalt w pierwszym zakręcie.

– Niestety, w sobotę popełniliśmy kolejny błąd. To był splot czynników, które niestety zakończyły nasz udział w rajdzie. Trochę zbyt szybko wjechaliśmy w zakręt przez szczyt. Sądzę też, że opis tej sekcji nie był tak dobry jak powinien. Było bardzo ślisko i nie było marginesu na błąd, nie dało się zapobiec rolce. Droga była bardzo wąska i uderzyliśmy w betonowy murek na jej skraju – auto rolowało i skończyliśmy na dachu.

– Szkoda, że Robert stracił szansę na świetny wynik – skomentował Malcolm Wilson, szef ekipy M-Sport. – Dobrze, że on i Maciej są OK, ale to było bardzo rozczarowujące zakończenie ich startu. Rano ustaliliśmy, że Robert ma jechać tempem Elfyna i tak właśnie robił. Chcieliśmy, żeby Elfyn dojechał do mety i doszliśmy do wniosku, że to będzie rozsądne tempo dla Roberta.

Tak jak pisałem wczoraj – warto jednak pamiętać, że jeszcze 12 miesięcy temu ten człowiek nie miał nawet pojęcia, jak się jeździ w mistrzostwach świata i jak rajdy na tym szczeblu wyglądają od środka. Nie miał też wieloletniego przygotowania w rajdach niższej rangi, gdzie zawodnik szlifuje opisywanie trasy, uczy się rajdowej taktyki i reagowania na różne warunki oraz okoliczności. Przestawienie się z toru na odcinki specjalne nie jest zadaniem prostym – zresztą sam Robert nigdy tego nie ukrywał.

– Robert zdaje sobie sprawę z tego, że w wyścigach jego nastawienie było zupełnie inne i powiedział, że musi zacząć patrzeć na szerszy obraz w rajdach. Powiedział: „Cały czas jadę jak w wyścigu i muszę zrozumieć koncepcję WRC” – mówi Wilson. – Jestem przekonany, że Robert wyjdzie z tego. Czekamy na poprawę w drugiej części sezonu, zwłaszcza w imprezach asfaltowych, ale musimy zająć się kwestiami, które pojawiały się w ostatnim czasie. Rozmawiałem z Robertem i szukaliśmy sposobu na pomoc, bo on wciąż nie ma dużego doświadczenia w rajdach. Może zorganizujemy pilota albo obecnego lub byłego kierowcę, który mógłby pomóc – kogoś, kto ma doświadczenie i rozumie te problemy.

Nie jestem pewien, czy pomoc „mentora” byłaby w tym przypadku niezbędna. Robert doskonale rozumie, w czym tkwi problem i wyrobienie sobie rajdowych nawyków jest z jednej strony kwestią praktyki, a z drugiej wymaga po prostu lepszego oswojenia się z trasami i specyfiką sportu. Nie trzeba mu tłumaczyć, co powinien zmienić w swoim podejściu – on to wie. Wie też, co jest potrzebne do wyeliminowania większości błędów: poznanie, jak może się zmieniać przyczepność oraz doszlifowanie opisu. Obie rzeczy przychodzą wraz z doświadczeniem, z każdym kilometrem, nowym rajdem i odcinkiem.

Czy powinien zwolnić? Nie za bardzo, bo przy bardzo zachowawczej jeździe nie osiągnie celu w postaci znalezienia tempa idealnego, po bezpiecznej stronie… A do tego wiele sytuacji podbramkowych po prostu nie pojawi się przy wolniejszym podróżowaniu. Taka szkoła jazdy zakładałaby bardzo długotrwałe „rozpędzanie się” i osiągnięcie docelowego tempa zajęłoby więcej czasu.

Rozumiem, że cierpliwość niektórych kibiców jest już na wyczerpaniu. Jednak – podobnie jak rok temu po inauguracyjnych startach – nie rozdzierałbym jeszcze szat. Sądzę, że wszystkie elementy kompletnego kierowcy są w tym przypadku na miejscu, trzeba je „tylko” odpowiednio poukładać. Było wiadomo, że te trzy pierwsze rundy będą bardzo wymagające i trudno się w nich nastawiać na dobry wynik. Oczywiście nie jest dobrze, że uzbierało się tyle przygód i błędów – przede wszystkim sam Robert jest tym rozczarowany – ale nie warto przymykać oczu na plusy w postaci zadziwiającego prawdziwych ekspertów tempa oraz profesjonalnego podejścia do rajdów.

– Robert był szczególnie zawiedziony i ciężko na to patrzeć wiedząc, jak dużo pracy wkłada w każdy start. Nie mam jednak wątpliwości, że odbije to sobie na trasach, które trochę lepiej zna – mówi Wilson.

Tak jak teraz niektórzy już zapomnieli o wygranych odcinkach w Monte Carlo, tak samo pierwszy sukces – nie wątpię, że nadejdzie, najpóźniej w drugiej połowie sezonu – pomoże zatrzeć wrażenia z tych niedawnych startów.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here