To miejsce można kochać lub nienawidzić. Na pewno nie można wobec niego pozostać obojętnym. Wyścigi zwykle bywają tutaj nudne jak flaki z olejem. Co więcej, niekiedy rozstrzygają się już w podczas kwalifikacji, ale od czasu do czasu zdarzają się perełki. Momenty, które zapadają w pamięć na zawsze. Wtedy wszyscy zamierają w milczeniu i patrzą, patrzą, patrzą… I każdy chce tutaj wygrać. Monako.

Sainte Dévote, Massenet, Mirabeau, Piscine, czy Antony Noghes to tylko niektóre zakręty legendarnej toru w Monako, o ściganiu się po którym Nelson Piquet powiedział kiedyś, że przypomina jazdę rowerem po pokoju. Trzykrotny mistrz świata miał jednak powody, żeby nie lubić pętli w Księstwie, choćby dlatego, że nigdy tam nie wygrał. Co innego jego rodak z São Paulo, Ayrton Senna, który kilka razy zakręcił ruletką w Monako tak skutecznie, że trudno było przejść obok jego popisów obojętnie. Począwszy od sensacyjnego debiutu, podczas którego otarł się o zwycięstwo, poprzez lekcję metafizyki i geniuszu w trakcie okrążenia kwalifikacyjnego z 1988 roku, na pięciu pierwszych pozycjach startowych i sześciu zwycięstwach skończywszy. O tym jednak za chwilę.

Domowe podium
Zacznijmy od początku. Wyścigowa ruletka w Monako kręci się krócej niż ta w słynnym kasynie w środku pętli, ale jej początki datują się na 1929 rok, kiedy Antony Noghes pod auspicjami Ludwika II zorganizował pierwszy wyścig z cyklu Grand Prix. Jego triumfatorem został William Grover „Williams”, który za kierownicą Bugatti Type 35B pokonał Georges’a Bouriano i Rudolfa Caracciolę. Warto jednak pamiętać o tym, że słynnego Niemca (startującego z piętnastego pola – wówczas losowano pozycje startowe) z walki o zwycięstwo wykluczył 4,5-minutowy postrój w alei serwisowej. Linię mety przeciął tymczasem 2 minuty i 22 sekundy po zwycięzcy… Siedem lat później Caracciola dopiął swego, dopisując swoje nazwisko do listy przedwojennych triumfatorów wyścigu w Księstwie, na którą trafili m.in. pochodzący z Monako Louis Chiron czy legendarny Tazio Nuvolari.

Po II wojnie światowej wyścigi Grand Prix wróciły do Monako w 1948 roku, kiedy wygrana wpadła w ręce Giuseppe Fariny, czyli przyszłego (pierwszego zresztą) mistrza świata Formuły 1. Królowa sportów motorowych zjawiła się w księstwie rodziny Grimaldich tuż po narodzinach mistrzostw świata w 1950 roku. Druga runda w dziejach tego cyklu rozpoczęła się od karambolu spowodowanego silnymi podmuchami wiatru, za sprawą którego woda z portu zmoczyła nawierzchnię w okolicy zakrętu Tabac. Na ślizgawce poległo dziewięciu kierowców, w tym jadący na drugiej pozycji Farina, w którego samochód uderzył José Froilán González. Chaosu uniknął prowadzący po starcie Juan Manuel Fangio, który na drugim okrążeniu przed pechowym miejscem zwolnił niemal do zera i bezpiecznie ominął rozbite samochody rywali. Trzy godziny później Argentyńczyk sięgnął po pierwszą ze swoich dwudziestu czterech zwycięstw w F1, pokonując o jedno okrążenie Alberto Ascariego (pierwszy raz na podium) i o dwa Louis’a Chirona. Dla tego ostatniego było to jedyne „pudło” w F1 – i jak na razie jedyne dla kierowców z Monako.

Zero gwarancji
Ciasno opleciona barierami pętla w Monte Carlo i La Condamine od zawsze stanowiła wielkie wyzwanie dla kierowców. Ze względu na bliskość barier każdy nawet najdrobniejszy błąd może kosztować bardzo dużo. Lekcję pokory odbierali tu nie tylko średniacy, ale także najwięksi kierowcy wszech czasów. W 1988 roku Ayrton Senna przyjechał do Monako z jasnym celem – chciał zademonstrować swoją wyższość nad Alainem Prostem. W kwalifikacjach upokorzył Francuza, sięgając po pole position z przewagą 1,4 sekundy. W wyścigu wyprzedzał go o 50 sekund, lecz dał się sprowokować. Wymiana ciosów w postaci kręconych na zmianę najszybszych okrążeń zakończyła się na 67 okrążeniu spotkaniem z barierami w zakręcie Portier. Wstrząśnięty Ayrton nie wrócił nawet do alei serwisowej. Udał się wprost do swojego apartamentu, żeby przemyśleć to, co się właśnie zdarzyło, a swoją przygodę wytłumaczył później chwilową utratą koncentracji.

W 1996 roku inny specjalista od ścigania się po ulicach Monako – Michael Schumacher – zakończył swój występ niemal w tym samym miejscu co kilka lat wcześniej Senna. Z tą różnicą, że rzecz działa się podczas pierwszego okrążenia. Na wyjściu z dolnego Mirabeau jadący za Damonem Hillem Niemiec stracił panowanie nad swoim Ferrari i zdemolował lewe przednie koło. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że Anglika czeka łatwe popołudnie. Nic bardziej mylnego – Hilla wyeliminowała awaria silnika, tymczasem w roli lidera zastąpił go Jean Alesi. Francuzowi jednak także nie dopisało szczęście, bo w Benettonie posłuszeństwa odmówiło zawieszenie. Z prezentu skorzystał startujący z czternastej pozycji Olivier Panis. Dla Francuza był to jedyny triumf w karierze, natomiast dla ekipy Ligiera dziewiąty i zarazem ostatni.

Tunel i parking
Michaelowi Schumacherowi zdarzyło się w Monako jeszcze kilka potknięć. W 2004 roku podczas neutralizacji liderujący Niemiec wcisnął w tunelu hamulce tak gwałtownie, że podążający za nim Juan Pablo Montoya nie zdołał uniknąć kolizji. – Jadąc za samochodem bezpieczeństwa w kółko przyspieszałem i hamowałem, starając się dogrzać hamulce i opony. To był mój błąd – przyznał „Schumi”, przepraszając za swój wyczyn.

Dwa lata później Michael nie był tak skory do przeprosin, ale numer z kwalifikacji, polegający na zablokowaniu przejazdu w La Rascasse w krytycznym momencie czasówki (po najlepszy czas jechał rywalizujący z Schumacherem Fernando Alonso, lepszy po dwóch sektorach o 0,2 sekundy) nie przeszedł. Sędziowie nie dali się złapać na trącące amatorszczyzną „zblokowane koła” i Niemiec został relegowany z pole position na koniec stawki. Następnego dnia „Schumi” nie miał najmniejszego kłopotu z pokonaniem La Rascasse i zajął piąte miejsce. Wygrał Alonso, dla którego było pierwsze z dwóch zwycięstw w Monako.

Na pych
Pierwszym seryjnym zwycięzcą w księstwie hazardu był Graham Hill, w pełni zasługując na przydomek jakim go w związku z tym obdarzono – „Mister Monako”. Anglik triumfował na słynnym ulicznym torze pięciokrotnie – od 1963 do 1965 roku z ekipą BRM, natomiast w 1968 i 1969 roku z Lotusem. Najbardziej pamiętny był jego sukces z 1965 roku. W pewnym momencie Hill nie zmieścił się w szykanę i pojechał prosto. Następnie wysiadł z samochodu, cofnął go, wskoczył do kokpitu i pojechał dalej.

W latach 80. do wyczynu Hilla zbliżył się Alain Prost, który cztery razy odbierał nagrodę z rąk Księcia Rainiera III. Za pierwszym razem (1984) w obecności Ayrtona Senny, który stał obok Francuza z miną wyrażającą najgłębsze rozczarowanie. Brazylijczyk był pewien, że gdyby wyścig nie został przez Jacky’ego Ickxa przerwany, zwycięstwo byłoby jego. Sprawa nie byłoby jednak aż tak prosta jak sądził Ayrton (pomijając kwestię zdyskwalifikowanego później Stefana Bellofa), bo jak po latach wyszło na jaw, zawieszenie w Tolemanie było uszkodzone i długo by już nie wytrzymało.

Książę Monako
Zostawmy jednak na boku te spekulacje, ponieważ dorobek Senny na torze dla artystów i bez tego jest imponujący. Sześć zwycięstw, pięć pole position, cztery najszybsze okrążenia, w sumie osiem podiów i 1404 km spędzone na czele wyścigów w Monako. To oczywiście tylko statystyka, ale najważniejsze są magiczne momenty, które zostawił po sobie brazylijski książę Monako. Przykładowo pamiętna obrona w 1992 roku przed Nigelem Mansellem, szarżującym na świeżych oponach, za kierownicą naszpikowanego elektroniką Williamsa FW14B. Ostatnie okrążenia przyniosły szaloną dawkę emocji z istnym wulkanem adrenaliny.

Anglik dwoił się i troił, żeby odzyskać prowadzenie po nieplanowanej wizycie w alei serwisowej poświęconej na wymianę opon. Senna bronił się jednak po mistrzowsku i zapewnił sobie piąte zwycięstwo na ulicach Monako. – Ayrton przewidział mój każdy ruch, jego McLaren był dosłownie wszędzie. Pojechał fantastycznie i dlatego wygrał – komplementował na mecie swojego rywala Nigel.

Działo się
Nie był to pierwszy szalony finisz w Księstwie. Dekadę wcześniej na ulicach Monako działy się jeszcze bardziej nieprawdopodobne rzeczy. Początkowo stawkę otwierał René Arnoux, ale szybko zmienił go Prost. Przyszły mistrz świata myślał już pewnie o dekoracji pod książęcą lożą, gdy zaczął kropić deszcz. Dwie rundy przed metą Francuz wpadł w poślizg i rozbił swoje Renault na wyjściu z szykany. Jego przygoda uruchomiła całą karuzelę niesamowitych zdarzeń na czele stawki. Przez chwilę liderował Riccardo Patrese, jednak obrócił się w nawrocie Loews, a pierwszą lokatę przejął Didier Pironi.

Szczęście Francuza nie trwało jednak długo, gdyż w Ferrari kończyło się paliwo. Podobne problemy miał podążający za nim Andrea de Cesaris. W tej sytuacji pierwszą pozycję przejął jadący bez tylnego i połowy przedniego skrzydła Derek Daly. Z jedynego zwycięstwa Irlandczyka w F1 nic ostatecznie nie wyszło, ponieważ w solidnie zdemolowanym Williamsie posłuszeństwa odmówiła skrzynia biegów. Dzięki temu na prowadzenie wrócił Patrese, którego z opresji w Loews wyciągnęli porządkowi. Popchnęli samochód i Włoch ruszył do walki, nie zdając sobie nawet sprawy, że właśnie jedzie po swoje pierwsze zwycięstwo.

Jest ich czterech
W kwietniu 2005 roku zmarł Rainier Louis Henri Maxence Bertrand Grimaldi, znamy szerzej jako Rainier III. Rządy w Księstwie objął wówczas jego syn Albert II. Pierwszym kierowcą F1, którego nowy władca Monako obdarował pucharem za zwycięstwo, okazał się Kimi Räikkönen. Nigdy więcej „Icemanowi” nie udało się powtórzyć tego sukcesu, nie zmienia to jednak faktu, że Fin należy do ekskluzywnego grona triumfatorów wyścigu o Grand Prix Monako. W obecnej stawce, poza nim i wspomnianym wcześniej Alonso, podobnym osiągnięciem mogą się pochwalić jeszcze tylko Lewis Hamilton i Sebastian Vettel.

Alonso rządził w Monako dwa lata z rzędu (2006-2007) – za pierwszym razem z Renault, w kolejnym sezonie z McLarenem. W tym drugim przypadku po piętach deptał mu młodziutki Hamilton, który doczekał się zwycięstwa w księstwie hazardu w 2008 roku. Anglik wiózł wtedy na pokładzie swojego McLarena mnóstwo szczęścia. Przydało się. Za pierwszym razem na szóstym okrążeniu w zakręcie Tabac, gdzie Lewis uderzył w bariery, uszkadzając prawą tyną oponę. Nieplanowana wizyta w alei serwisowej zadziałała na jego korzyść, bo dwie rundy później zarządzono neutralizację po wypadkach Davida Coultharda i Sebastiena Bourdais. Pod koniec rywalizacji los uśmiechnął się do niego po raz kolejny. Sprzątanie szczątków z rozbitego samochodu Nico Rosberga zajęło porządkowym aż siedem okrążeń. Czas trwania wyścigu nieubłaganie zbliżał się do regulaminowych dwóch godzin, więc dystans skrócono o dwie rundy. Na ostatnim kółku z jednego z kół w McLarenie schodziło powietrze (być może pokłosie przygody Rosberga). Robert Kubica błyskawicznie redukował straty, ale do złapania Hamiltona zabrakło mu jeszcze jednej rundy.

Drugi triumf Lewis dorzucił przed dwoma laty, też w dosyć szczęśliwych dla siebie okolicznościach. Do pewnego momentu wszystko bowiem wskazywało na zwycięstwo Daniela Ricciardo. Sęk w tym, że mechanicy Red Bulla nie byli gotowi na wizytę Australijczyka w alei serwisowej i wygraną zgarnął Anglik. W jakimś sensie była to dla Hamiltona rekompensata za pechowy wyścig z 2015 roku, w którym po zarządzeniu wirtualnej neutralizacji (potem zmienionej na normalną) i błędnie skalkulowanej przez Mercedesa strategii z rąk wymknęło mu się niemal pewne zwycięstwo.

Dwa triumfy w Monako widnieją także do koncie Sebastiana Vettela. W 2011 roku Niemiec wygrał z Red Bullem, natomiast przed rokiem świętował sukces z ekipą Ferrari, dla której był to pierwszy od 16 lat sukces na Lazurowym Wybrzeżu. Z pole position startował co prawda Räikkönen i to on początkowo prowadził. Pięć okrążeń więcej na ultramiękkich oponach w wykonaniu Sebastiana w zupełności jednak wystarczyło, żeby panowie zmienili się miejscami.

Ucieranie nosa
Co ciekawe w ostatnich latach największe sukcesy w Monako święcił nie Lewis, Fernando czy Sebastian, lecz Nico Rosberg. Wychowywany w Księstwie i znający tutaj wszystkie kąty Niemiec zwyciężał nieprzerwanie od 2013 do 2015 roku, dwukrotnie rozpoczynając rywalizację z pole position. Ucieranie nosa wyżej notowanym kolegom na torze dla artystów musiało sprawiać mistrzowi świata z 2016 roku wiele frajdy.

Polscy kibice, poza drugą lokatą Roberta Kubicy z 2008 roku, zapewne pamiętają jego popisy w sezonie 2010. Przede wszystkim z kwalifikacji, podczas których krakowianin prześlizgując się na milimetry między barierami, wykręcił niesamowite okrążenie, dające mu drugi wynik. Mark Webber w Red Bullu był co prawda poza zasięgiem, ale występ Kubicy i tak pozostawił niezatarte wrażenie. Po starcie nasz rodak spadł, niestety, za Vettela i musiał się pocieszyć trzecią lokatą.

Jak na lekarstwo
Zbliżający się weekend będzie szczególny dla obywateli Księstwa. Kierowców pochodzących z Monako było w F1 jak na lekarstwo. W zamierzchłych początkach królowej sportów motorowych ścigał się Louis Chiron, o których wspominałem. W 1994 roku Olivier Beretta zaliczył dziewięć wyścigów w barwach ekipy Larrousse. Chciałoby się napisać, że teraz ich śladami kroczy Charles Leclerc. Wszyscy chyba jednak liczymy na to, że byłego mistrza GP3 i aktualnego championa F2 czeka przyszłość wypełniona wspaniałymi sukcesami. Występami w Azerbejdżanie i Hiszpanii Charles trochę nakręcił spiralę oczekiwań, więc musi brać pod uwagę to, że na własnym podwórku jego poczynania będą pilnie obserwowane – nie tylko przez kibiców.

– Myślę, że ten szum wokół niego jest całkowicie uzasadniony – mówił podczas przedweekendowej konferencji prasowej Sebastian Vettel. A zapytany, czy wyobraża sobie Leclerca w roli swojego kolegi, odparł: – To nie ja decyduję, kto będzie siedział w drugim samochodzie. Najlepiej zapytać o to Maurizio Arrivabene, ale nie widzę powodów, dla których nie mógłby to być Charles.

9 KOMENTARZE

  1. Świetnie się czytało! Przyda się przed Monako. O niektórych rzeczach nie miałem pojęcia. wyscig z 82 czy 83 jedyny w swoim rodzaju 🙂
    W niedzieję trzymam kciuki za Maxa!

  2. „Polscy kibice, poza drugą lokatą Roberta Kubicy z 2008 roku, zapewne pamiętają jego popisy w sezonie 2010.” – szkoda że nie został rozpisany bardziej ten wyścig z 2008 r., który nie ukrywam że bardziej pamiętam niż 2010 r. Gdyby wyścig nie został przerwany 2 okrążenia wcześniej (pamiętny 2008 r. kiedy wydawało się że Hamilton jest faworyzowany przez sędziów) to odrabiający straty w błyskawicznym tempie Robert miał realne szanse na pokonanie Lewisa i dołączenie do szacownego grona triumfatorów GP Monako…

  3. Pan Robert jak zwykle klasa. Skarbnica wiedzy i niewyobrażalnych dziś historyjek. Szczególnie historia z 1965 roku i Grahamem Hillem w roli głównej zrobiła na mnie wielkie wrażenie. To się chyba nazywa romantyzm Formuły 1 🙂

  4. Wygląda na to, że w tej edycji za rządzą Red bule – albo skończy się ich kraksą, a wówczas obstawiam, że wygra Vettel. Hamilton nie ma w Monaco zbyt olśniewających wyników, jak na możliwości, które miał. A w ogóle, to w stawce brakuje zawodnika typu Kubica. Cóż, więc trzeba liczyć na dobrą jazdę kogokolwiek. Być może opony ultra soft spowodują, że wyścig będzie widowiskowy i emocjonujący. Przy samochodzie bezpieczeństwa wyścig może się rozwinąć dosyć przypadkowo.

  5. a propos Senna-Mansell: ewidentnie wtedy przemówiło do mnie co znaczą świeże „kichy” – Nigel odrabiał ponad 2s. na kółku – a to umożliwiało teoretycznie wtedy wyprzedzenie-nie było DRS i innych dzisiejszych gówienek. Ale bronić można się było nawet i zygzakami , po całym torze – nie tak jak dziś – wtedy oglądając wyścigi człowiek nie wiedział , że są sędziowie i mają tyle do powiedzenia co obecnie – a Senna był kompletny – blokować umiał jak nikt „kółka poleciałyby w górę” – pamiętam dekorację – Mansella podtrzymywali żeby nie upadł-tak był zmęczony , no i jeszcze kłąb spalin ze sporą porcją oleju z samochodu Senny tuż po szachownicy – ta obrona też Go kosztowała.
    Polecam jako klasyki obronę Senny-w słabych samochodach przed Prostem na Silverstone 93`i Hockencheim 2 lub 3 lata wstecz – Prost był wtedy w Ferrari , oraz ten sam tor Mansell-Senna – dublowanie w sezonie gdy Nigel zdobył Michę.
    Co do bieżącego GP – jak małolat Niderland się nie podpali i nie zderzy się – to Red Bulle wygrają przed Ferrari. Choć nie przekreślałbym Hamiltona. Williams z tym balansem nie ma szans na punkty.

  6. Verstappen w Monaco może nie wygrać nigdy, bo sobie nie radzi na tym torze. W każdym razie ilość błędów jakie dotychczas popełnił będzie rzutować na jego dalszą karierę. Zdaje się, że za bardzo uwierzył w wiadomości medialne o sobie samym. Helmut będzie zmuszony odesłać młokosa do Toro Rosso. Szkoda, że nie mamy w Monaco swojego zwycięzcy, bo to Kubica jest królem Monaco tych czasów. Niestety, ale sprawdza się biblijna myśl Salomona o tym, że nie najszybszym przypada nagroda.. Ale kto o tym wie, ten potrafi zauważać i pamięta prawdziwych zwycięzców:), a nie zawsze tych nominalnych. Zapowiada się nudnawo, bo na wygraną nominalnego Riccarda. Może Kanada będzie ciekawsza. Jeśli nie pozmieniają przepisów, no to niestety ale jest za nudno.

  7. Przyszło mi pozastanawiać się nad tym, w jakim momencie Williams mògłby wpuścić do bolidu Kubicę. Jak ktoś widział ostatnie wypowiedzi Polaka, no to wie, że wypowiada się z emfazą o kolegach i czuć w tym gdy mòwi, zniecierpliwienie. Akurat uważam, że słusznie no bo jemu czas ucieka bardzo. Aczkolwiek wygląda to niesmacznie. Ale omijając kwestię ” co może Williams „, to czemu Frank Williams nie wypowiada się w tej sprawie? Zespòł wygląda jak bezpański i źle zarządzany. Jest to dziwne, bo to team z historią i organizacyjnie powinien coś znaczyć pomimo słabszego okresu. Jakaś ostra głośna reprymenda byłaby na miejscu. Mogliby na ” kubicowe wyścigi ” spròbować wpuścić RK do kokpitu. Gdyby było dobrze, to przecież Lotos jest. Może coś zrobią na pòłmetku sezonu. Te kupowanie foteli niszczy F1. Słabością jest to, że wielu kierowcòw nie doceniono i wypadli, albo w ogòle do F1 nie trafili. Dodać do tego przekombinowanie bolidòw i można podsumować, że to poprzez takie rzeczy ten sport traci swą naturę i piękno. Bo kogo może obchodzić szczerze, że ktoś ma najszybszy samochòd i wygrywa w nim seryjnie? A że w Monako wygrana nie jest łatwa, no to wygrywanie przychodzi takiemu Hamiltonowi szczęśliwie. F1 przechodzi kryzys. Widać to było mocno dziś w Monako. Może Vettel to dzisiejszy Prost, ale Senny nie ma; Hamilton ma dużo szczęścia, a jak go nie ma no to jest kapryśny albo bezradny. Taki Piotruś Pan. Jak coś przychodzi zbyt łatwo, to trudno znaleźć chęci by po to sięgać, gdy to takie łatwe albo całkiem trudne jest – a wiedząc, że przyjdą okazje ” normalne „. Rozpuścili chłopaka, powinien dać sobie spokòj ( dlatego o tym przebąkiwano). Niechby oddał miejsce dla Kubicy:) Za Rosberga trzeba było wejść, już wtedy zacząć aspirować;

  8. Jeszcze dodam na rzecz nieobecnych w stawce driweròw, że dobrze byłoby gdyby startowały 22-24 bolidy, czyli było 11-12 stajni. I więcej treningòw i testòw dla debiutantòw. Halo, czy ktoś to słyszy:)

Skomentuj Ryzyk-fizyk Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here