Ma Qing Hua ma praktycznie zerowe doświadczenie w wyścigach na szczeblu międzynarodowym, ale ekipie HRT to nie przeszkadza. Chiny mają ogromny potencjał... marketingowy.

Dla młodego kierowcy dostanie się do Formuły 1 nigdy nie było łatwe. Wyścigi nie są tanim sportem i poza talentem do kręcenia kierownicą potrzebne jest jeszcze odpowiednie zaplecze w postaci hojnych sponsorów czy odpowiednich koneksji – a najlepiej wszystkiego naraz. Niestety, w ostatnich latach pierwszy element równania, czyli umiejętności i talent, zaczynają odgrywać coraz mniejszą rolę.

To jeden ze skutków zmian w klimacie ekonomicznym: w złotym okresie, w którym w Formule 1 na dużą skalę były obecne duże koncerny motoryzacyjne, grubość portfela młodego zawodnika nie miała decydującego znaczenia. Renault wprowadziło do F1 Heikkiego Kovalainena czy Nelsinho Piqueta, BMW dało szansę Robertowi Kubicy, a Toyota pomogła Timo Glockowi w powrocie do szeregów aktywnych kierowców Grand Prix.

Teraz jedyną „tanią” furtką do debiutu w F1 wydaje się być program rozwoju młodych kierowców prowadzony przez Red Bulla, bo Ferrari Driver Academy nie może się jeszcze pochwalić wprowadzeniem żadnego kierowcy do wyścigów Grand Prix. Warto przypomnieć, że w październiku 2010 roku Sergio Pérez najpierw podpisał kontrakt z Sauberem, a dopiero kilka dni później ogłoszono wcielenie go w szeregi FDA.

Nadzorowana przez Helmuta Marko kuźnia talentów spod znaku skrzydlatego napoju wyprodukowała więcej sfrustrowanych straconą szansą młodzieńców niż potencjalnych mistrzów świata. Robert Wickens, Brendon Hartley czy Michael Ammermüller ledwie zdążyli powąchać atmosferę padoku F1, a już stracili szansę na pójście w ślady Sebastiana Vettela – i nie zapominajmy, że Red Bull może sobie przypisać co najwyżej połowiczne zasługi za „wychowanie” najmłodszego podwójnego mistrza świata, który pierwsze kroki na torach Formuły 1 stawiał dzięki BMW.

Punktem wyjścia do kolejnej porcji przemyśleń na temat trudnego losu potencjalnego debiutanta w F1 były niedawne testy dla młodych kierowców, zorganizowane na torze Silverstone. W idealnym świecie zespoły zabijałyby się o możliwość przetestowania najlepszych zawodników z mnożących się w ostatnich latach serii juniorskich. Czołówka GP2, World Series by Renault, czy nawet GP3 albo poszczególnych czempionatów Formuły 3 warta jest sprawdzenia w mocniejszym aucie. Zwłaszcza, że okazji ku temu jest jak na lekarstwo, za sprawą obowiązujących od 2009 roku ograniczeń w testach.

Tymczasem… Kto otrzymał szansę pojeżdżenia samochodami F1 na Silverstone? W kokpicie HRT zasiadł niejaki Ma Qing Hua, mający na koncie dwa wyścigi w brytyjskiej F3 i Formule Superleague, do tego po jednym występie w A1GP i włoskiej Formule 3000. Jakiś pełny sezon? Proszę bardzo: 26. lokata w Pucharze Europy Północnej Formuły Renault 2000 (2006 rok) i 18. miejsce w słynnej wylęgarni talentów, jaką jest hiszpańska Formuła 3 (sezon 2008). Śmiem twierdzić, że lepsze kwalifikacje do poprowadzenia samochodu F1 ma przynajmniej setka zawodników, którzy w ostatnich kilku latach przewinęli się przez GP2, GP3, WSbR i Formułę 3. Nie szkodzi – ważne, że Hua wyjeździł 300 kilometrów niezbędne do uzyskania Superlicencji, co może zwiastować jego występ w którymś piątkowym treningu, na przykład w przyszłym roku w Chinach, o ile zespół HRT dotrwa do tego momentu, a chiński rynek nadal będzie strategicznie istotny dla partnerów ekipy (o ile tacy się znajdą).

Co się działo u sąsiadów z Marussi? Przez dwa dni jazd na Silverstone w kokpicie zmieniali się Rio Haryanto i Max Chilton, a w ich wyścigowych CV figurują takie osiągnięcia, jak zdobyte w sezonie 2011 siódma lokata w serii GP3 (Haryanto, rok wcześniej było lepiej – piąta lokata) i dwudziesta w GP2 (Chilton – choć w tegorocznej kampanii aktualnie zajmuje wysokie, piąte miejsce). Ich atutem jest jednak reprezentowanie w GP2 ekipy Carlin, która pełni funkcję juniorskiego zespołu Marussi. Ważne, żeby związać swoją karierę z ludźmi, którzy w jakiś sposób współpracują z wielkim światem F1 – albo wysupłać kwotę rzędu 300 000 euro za jeden dzień testów, oczywiście z zerową gwarancją na kontynuowanie współpracy, choćby było się drugim Vettelem.

Na tym tle czwarty uczestnik testów na Silverstone, rezerwowy zawodnik Williamsa, prezentuje się niczym wielokrotny mistrz świata. Nie jestem osamotniony w przekonaniu, że Valtteri Bottas jest najlepszym (a przynajmniej najbardziej perspektywicznym) kierowcą zatrudnianym obecnie przez ekipę z Grove. Niespełna 23-letni Fin to urzędujący mistrz GP3, ma też na koncie trzecią lokatę w F3 Euro Series i mistrzowskie tytuły w Formule Renault 2000 – zarówno w Pucharze Europy Północnej, jak i w Eurocup. Do tego ma w kontrakcie 14 występów w piątkowych treningach podczas sezonu 2012, co w połączeniu z powierzeniem mu FW34 na dwa dni testów na Silverstone sugeruje, że Bottas szykowany jest do wyścigowego debiutu najpóźniej w przyszłym roku – a kto wie, czy nie nastąpi to wcześniej?

Pastor Maldonado jest nie do ruszenia – tak długo, jak przy władzy w Wenezueli trzyma się Hugo Chávez i PDVSA regularnie przelewa miliony do Grove – ale Bruno Senna już czuje na plecach oddech Fina. Co prawda punkty przywozi z większą regularnością niż zespołowy kolega, ale równie często zdarza mu się rozbić samochód, a w kwalifikacjach jest zdecydowanie wolniejszy i przede wszystkim to nie on wygrał w tym roku wyścig. Jeśli sponsorzy Brazylijczyka spóźnią się z choć jedną wpłatą, Bottas może otrzymać swoją szansę jeszcze w tym sezonie. Cudownie, że świat F1 nie jest do końca zdominowany przez układy i pieniądze, że talent potrafi się jeszcze obronić… Chwileczkę, kto jest menedżerem Bottasa? Aha, współwłaściciel Williamsa Toto Wolff…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here