Bądź drugim najbardziej utytułowanym zespołem w stawce. Zalicz najgorszy sezon w całej swojej historii, mimo że dysponujesz silnikiem Mercedesa. Brak postępów i rozwoju przykryj gadką o dogłębnych zmianach w organizacji pracy i kulturze. Strać wielu kluczowych pracowników na wszystkich szczeblach. Następnie opuść prawie jedną trzecią testów, bo samochód nie został przygotowany na czas. Witamy w zespole Williams.

– Wiem może jedną piątą tego, co powinienem wiedzieć przed pierwszym startem po ponad ośmiu latach – tak rozgoryczony Robert Kubica podsumowywał zimowe testy w wykonaniu swojej ekipy. – Mój najdłuższy przejazd liczył piętnaście okrążeń. Nie można pracować nad osiągami bez rozwiązania podstawowych problemów. To są skutki opóźnienia.

Ostatni dzień jazd był praktycznie stracony, bo szykowany naprędce pierwszy egzemplarz tegorocznego modelu FW42 nie wytrzymał trudów testów. Zabrakło części zapasowych, mimo że Kubica i George Russell trzymali się z dala od kłopotów i nie dotknęła ich żadna poważna awaria. Można mówić, że części zabrakło też na przykład w Red Bullu, ale tam do skrócenia programu przyczynił się Pierre Gasly, który dwukrotnie rozbił samochód.

– Kilka istotnych elementów nadwozia osiągnęło poziom degradacji, przez który nie byliśmy już w stanie gromadzić użytecznych informacji – wyjaśniał Paddy Lowe. – Samochód był już zbyt zmęczony, więc postanowiliśmy zachować nasze zasoby na wyścig w Australii i zmienić plan przygotowań.

Kubica, pytany o to, czy Australia będzie po prostu kolejną sesją testową, nie wykluczył takiego scenariusza. Jego zdaniem inauguracja sezonu będzie wyglądała „tak samo, jak poprzednie dziesięć dni” (czyli całe zimowe testy), a zanim zacznie stawiać sobie realistyczne cele na pierwszy wyścig, to trzeba „zadbać o to, by samochód pozostał w jednym kawałku”.

Zastanawiam się, jak u progu sezonu 2019 ocenić zeszłoroczne wypowiedzi kierownictwa Williamsa o szeroko zakrojonym programie wychodzenia z kryzysu formy, o wspomnianej już zmianie kultury w zespole. Popatrzcie: zespół zamyka stawkę. Zatrudnia bardzo obiecujący skład kierowców: urzędującego mistrza Formuły 2 oraz wracającą do rywalizacji gwiazdę o uznanym talencie inżynieryjnym. Zmieniają się przepisy aerodynamiczne, do których Williams szykował się już przecież podczas letnich testów na Węgrzech. Ekipa ma nóż na gardle i potrzebne są wyniki, bo traci nie tylko personel, ale także sponsorów i premie od F1 – za dziesiątą lokatę w zeszłorocznych mistrzostwach dostanie znacznie mniej niż za znacznie wyższe pozycje z czasów sprzed przyjścia Lowe’a. To nie działa tak, jak powinno. Pogłębianie kryzysu nie jest najlepszym sposobem na wyjście z niego.

Można się spierać, czy sytuacja rzeczywiście jest tak dramatyczna. Owszem, ekipę uratuje solidny samochód, podatny na rozwój – coś, czego nie można było powiedzieć o zeszłorocznym modelu. Na razie nie zanosi się jednak na to, by optymistyczne wrażenia Kubicy z jego jedynego prawdziwego dnia testowego podczas zimowych przygotowań – czyli z środy, i tak niepełnej – mogły zostać przekute w coś dobrego na torze. Zbyt wiele jest chaosu, nieprzygotowania, braku silnej ręki i poczucia odpowiedzialności.

Właśnie, odpowiedzialność. Zdaje się, że nikt się do niej nie poczuwa – chociaż był moment, w którym pojawiła się jedna jaskółka. W dniu, w którym model FW42 wreszcie wyjechał na tor, Claire Williams na pytanie o przyszłość Lowe’a nie wzięła go jednoznacznie w obronę. Zaczęła mówić o tym, że nie jest to czas i miejsce na analizy, że trzeba skupić się na samochodzie. Samochodzie, za który ostatecznie odpowiedzialny jest pion techniczny, na czele którego stoi właśnie Lowe.

Kilka dni później szefostwo Williamsa powoływało się z kolei na późne doprecyzowanie przepisów technicznych (w jednakowym terminie dla wszystkich ekip) i podkreślało, że „jako jedyni samodzielnie projektują i budują swój samochód”. Oprócz zespołów fabrycznych i McLarena – tak tylko dopowiem. Zresztą nikt im nie kazał obierać takiej strategii. Można być dumnym i trwać przy pięknych wartościach, ale one odeszły już do lamusa. Przepisy zezwalają na dzielenie niektórych komponentów, Williams miał możliwość takiej współpracy – i był do niej gorąco nakłaniany chociażby przez Lawrence’a Strolla – ale się na nią nie zdecydował. Teraz służy to jako wygodna wymówka, która ma przesłonić rzeczywisty problem: niewłaściwe zarządzanie, a raczej kompletny jego brak.

Stroll zabrał swoje pieniądze i sponsorów do dawnej ekipy Force India, gdzie idea zacieśniania więzi z Mercedesem padła na zdecydowanie bardziej podatny grunt niż Grove. Cóż Williamsowi po własnej skrzyni biegów, skoro jest cięższa i droższa – a za parę lat i tak wszystkie zespoły mają korzystać z przekładni jednego dostawcy. Przypominam, jak większość stawki w latach 70., gdy powstawała dumna tradycja tej ekipy.

Pozostaje mieć nadzieję, że zespół (jakoś) się pozbiera, że model FW42 okaże się wdzięczną maszyną, że rywale nie odskoczą za daleko… Bo na razie wygląda na to, że do zeszłorocznej pierwszej trójki i „klasy B” dojdzie jeszcze jedna kategoria, składająca się z jednego zespołu. Jakże chciałbym się mylić!

Artykuł ukazał się w polskiej edycji miesięcznika „F1 Racing”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here