Okrutny los, który w sobotnie popołudnie zabrał z tego świata Anthoine’a Huberta, w niedzielę zaprezentował swoje łaskawsze oblicze. Wysłuchał Pierre’a Gasly’ego, który przed startem prosił Charles’a Leclerca, by to właśnie on odniósł zwycięstwo – w hołdzie ich tragicznie zmarłemu kumplowi. Anthoine, Pierre, Charles i Esteban Ocon kolegowali się i walczyli ze sobą w kartingu, a ich pierwsze wspólne starcie – na Magny-Cours w 2005 roku – wygrał właśnie Hubert.

Leclerc zapisał się na kartach historii jako trzeci najmłodszy triumfator w mistrzostwach świata – za Maksem Verstappenem i Sebastianem Vettelem, spychając Roberta Kubicę na 9. lokatę w tym zestawieniu – i najmłodszy w dziejach Ferrari. Ten zaszczyt przez ponad pół wieku należał do Jacky’ego Ickxa, triumfatora GP Francji 1968 w wieku 26 lat, 6 miesięcy i 6 dni – to jednocześnie 10. pozycja w rankingu najmłodszych zwycięzców. Leclerc miał w minioną niedzielę 21 lat, 10 miesięcy i 16 dni.

Krew w żyłach mrozi kolejny statystyczny szczegół: Grand Prix Belgii była 34. startem Leclerca w Formule 1. Dokładnie tyle występów w Grand Prix zaliczył jego przyjaciel i ojciec chrzestny Jules Bianchi… Zadziwiające, jak tragiczne są okoliczności kariery zwycięzcy numer 108. w historii mistrzostw świata – Bianchi i Hubert zginęli, ojciec Leclerca odszedł tuż przed weekendem w Azerbejdżanie dwa lata temu. Pogrążony w żałobie Charles wygrał wówczas wyścig główny w Formule 2, a w sprincie był drugi – podobno przed śmiercią ojca powiedział mu, że będzie jeździł w Formule 1, w barwach Ferrari.

Dzięki Leclercowi na mapę zwycięzców trafił dwudziesty trzeci kraj – Monako. Po jednym triumfie mają również Polska i Wenezuela, ale możemy być więcej niż pewni, że wkrótce księstwo zacznie ścigać bardziej utytułowane nacje.

Ciekawe jest to, jak wraz z kolejnym wyścigami sezonu 2019 zmienia się dynamika w zespole Ferrari. Nie ma już mowy o tym, że w sytuacjach 50/50 faworyzowany będzie Sebastian Vettel. Co gorsza dla czterokrotnego mistrza świata, w Belgii do tego stopnia nie miał tempa i nie radził sobie z oponami, że został sprowadzony do roli strategicznego giermka – najpierw przynęty, później skrzydłowego. Nico Rosberg porównał jego rolę do niesławnych występów Rubensa Barrichello – rozumiem niechęć czempiona z sezonu 2016 wobec kierowcy Ferrari, ale mimo wszystko jest to przesada. Nie wątpię, że kiedy tylko maszyna Ferrari zacznie spisywać się zgodnie z wymaganiami Vettela – nieprzesadnie słynącego z umiejętności dostosowania stylu jazdy do charakterystyki auta – to poziom kierowców w Scuderii ponownie stanie się bardziej wyrównany.

Zwłaszcza, że Leclerc wcale nie jest z teflonu i w tym roku zdarzały mu się przeróżne historie. Oczywiście od Vettela, bardziej doświadczonego zawodnika i teoretycznego lidera zespołu, powinniśmy wymagać więcej, więc to wciąż Charles sprawia o niebo lepsze wrażenie, ale nie jest nieomylny. Można jednak śmiało zakładać, że z każdym wyścigiem i każdym sukcesem rośnie nie tylko jego doświadczenie, ale także pewność siebie.

Wracając do samego wyścigu na Spa-Francorchamps, Mercedes potwierdził w nim sugestie o znacznie lepszym tempie na dystansie całych zawodów. Było to widoczne szczególnie na pośredniej mieszance – „Srebrne Strzały” były górą zarówno pod względem czystych osiągów, jak i zarządzania ogumieniem. Po Bahrajnie i Austrii tym razem Leclerc miał szczęście, że zmagania na Spa liczą tylko 44 okrążenia. Kolejnego mógł już nie wytrzymać.

Rozgrywka między Ferrari i Mercedesem pokazała też, jak bardzo liczą się drobne szczegóły. Skuteczne przedzielenie czerwonego duetu przez Lewisa Hamiltona na pierwszym okrążeniu, najdrobniejsza zwłoka przy zamianie pozycji między Vettelem i Leclerkiem, nieco wcześniejszy pit stop Hamiltona, jakieś ułamki sekund przy dublowaniach, skuteczniejsza praca mechaników obu ekip przy zmianie opon – wystarczyłaby jedna rzecz, by Leclerc po raz trzeci musiał obejść się smakiem.

Tak się nie stało. Szkoda tylko okoliczności – oraz faktu, że piękne zwycięstwo nic nie znaczy w kontekście walki o mistrzowskie tytuły. Nawet setne zwycięstwo Ferrari po starcie z pole position niczego nie zmienia: po dwusetnym podium Mercedesa w F1 matematyczne szanse na tytuł wśród kierowców ma już tylko pierwsza szóstka. Hamilton ma 65 punktów przewagi nad Bottasem, a do zdobycia pozostaje 208. Cóż, niestety pozostały nam jedynie emocje związane z rywalizacją w pojedynczych wyścigach oraz przeróżne smaczki z tak zwanej reszty stawki.

1 KOMENTARZ

  1. Myslalem ze ty, doswiadczony dziennikarz nie dasz sie zlapac w amatorski sposob myslenia o F1 „zeby jeszcze dwa okrazenia…”. Kazdy kierowca ktory staje na starcie do wyscigu, oraz zespol wiedza ile bedzie okrazen.
    Leclerc we wczorajszym wyscigu nadszarpnal wizerunek umiejetnosci Hamiltona. Oto gwiazdor hollywoodski, ktory ma do dyspozycji rakiete a nie samochod szarpie sie prawie caly wyscig z nowicjuszem. Malo tego. Przed miesiacem Hamilton wypowiadal sie ze tak bardzo chcialby wiecej walki na torze, wczoraj gdy ja mial to przeplakal sie do sedziow.
    Michaelowi ten gosc to do kostek nawet nie siega.

    Tak na boku zapytam co dzieje sie z Robertem Smoczynskim w Sokolim Oku? Cenilem sobie jego wypowiedzi i przemyslenia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here