Oto człowiek odpowiedzialny za psychiczną przemianę Sebastiana Vettela: fiński trener i fizjoterapeuta Tommi Parmakoski.

Tego nie dało się już dłużej odwlekać. Mimo że Sebastian Vettel zaliczył na Suzuce swój drugi najgorszy występ w tym sezonie, lepszy jedynie od Grand Prix Niemiec, to i tak trzecie miejsce w zupełności wystarczyło do zostania najmłodszym w historii podwójnym mistrzem świata. Kierowca Red Bulla zdominował ten sezon w stylu podobnym do wyczynów Michaela Schumachera z lat chwały jego i Ferrari. Muszę przyznać, że ten mistrzowski tytuł przemawia do mnie o wiele bardziej niż zeszłoroczny. Wreszcie Niemiec sprawia wrażenie dojrzałego kierowcy, któremu sytuacja nie zwykła wymykać się spod kontroli.

Mniej więcej rok temu Vettel jakiego znaliśmy z poprzednich lat – rozbijający samochody swoje i rywali, popełniający błędy, chimeryczny – gdzieś zniknął. Został zastąpiony nową wersją: z jednej strony nadal pełną młodzieńczej werwy, ale z drugiej o wiele bardziej opanowaną. Może porwali go kosmici i na pokładzie swojego statku w serii bolesnych operacji wszczepili mu chip wzmacniający psychikę? Z pewnością zdobyty „po drodze” pierwszy mistrzowski tytuł mógł mu pomóc, dodać pewności siebie i wzmocnić go wewnętrznie. Jednak podziękowania pod adresem trenera i fizjoterapeuty Tommiego Parmakoskiego – jedynej osoby, która podczas pierwszej konferencji prasowej z udziałem świeżo upieczonego podwójnego mistrza świata zasłużyła na wymienienie z imienia i nazwiska – nakazują poszukiwanie przyczyn niesamowitej przemiany w całkowicie realnym świecie.

– On sprawił, że w żadnym momencie sezonu nie traciłem kontaktu z rzeczywistością, nie bujałem w obłokach i nie myślałem o rzeczach, na które nie mam wpływu – takie słowa padły z ust Vettela kilkanaście minut po zapewnieniu sobie tytułu. Wysiłki byłego hokeisty ze szwajcarskiej firmy Sense, która ma na koncie współpracę m.in. z Lewisem Hamiltonem, Kimim Räikkönenem i Miką Häkkinenem, przynoszą zauważalne efekty. Seb jeździ spokojnie i rozważnie – inna sprawa, że jest to dużo łatwiejsze, jeśli ma się do dyspozycji pełne wsparcie zespołu i najlepszy samochód w stawce (spytajcie zresztą Hamiltona…), który na dodatek się nie psuje.

Nie zapominajmy jednak o sezonie 2010 i drugiej połowie 2009 roku, kiedy pierwsze dwa z powyższych trzech warunków były również spełnione. Red Bullom co prawda przydarzały się awarie, ale nie tylko za ich sprawą Vettel tracił cenne punkty i dopiero po ostatnim wyścigu zeszłorocznej rywalizacji po raz pierwszy w karierze znalazł się na czele klasyfikacji mistrzostw świata. Od tamtej pory zresztą nie oddał tej pozycji, a w ciągu minionych dwunastu miesięcy – w dziewiętnastu od GP Japonii 2010 włącznie – odniósł 12 zwycięstw i zdobył 15 pole position. Tylko raz nie startował z pierwszej linii i tylko raz w ukończonych wyścigach nie stanął na podium (GP Niemiec 2011). W zeszłorocznej GP Korei zjechał z dymiącym silnikiem Renault, kiedy prowadził w wyścigu. Niezła seria, trzeba przyznać.

Przyglądając się postawie Vettela w poprzednich sezonach startów w Formule 1 nietrudno dojść do wniosku, że musiała w jego psychice zajść poważna przemiana. Jego podziękowania sugerują, że rola Parmakoskiego była w tym wszystkim kluczowa. Gdy Niemiec debiutował w Formule 1, byłem zdania, że jest na to jeszcze za młody. Nie chodzi tu o brak talentu, tylko doświadczenia – kierowcę wyścigowego kształtują starty w niższych seriach, przez które Vettel przebrnął niczym ekspres, korzystając ze wsparcia BMW i Red Bulla. Gdyby nie bezpieczne zaplecze, gwarantowane zwłaszcza przez tę drugą firmę, jego kariera mogłaby nigdy się tak nie rozwinąć.

Tylko możny sponsor czy innego rodzaju mecenas może zapewnić kierowcy kilka lat nauki na tak wysokim szczeblu jakim jest F1. Nie jest wykluczone, że w historii mistrzostw świata pojawiło się kilku kierowców zdolnych do osiągania takich wyników jak obecnie Vettel, ale po prostu nie mieli szansy na pozostanie w tym cyrku, bo po mało udanych początkach nie dane im było spokojnie zdobywać doświadczenie, tylko bez pardonu pokazano drzwi. Junior bez wsparcia szybko pożegnałby się z marzeniami o dalszych startach w Grand Prix, gdyby w pierwszych startach miał takie statystyki jak obecny mistrz świata.

W pierwszych siedemnastu startach zaliczył pięć nieukończonych wyścigów z powodu kolizji lub wypadnięcia z toru (w tym pamiętny incydent podczas neutralizacji w GP Japonii 2007, kiedy wjechał w tył samochodu Marka Webbera). W czasówkach zdarzało się, że górą był Sébastien Bourdais, a kibice łatwo zapominają, że w wygranej przez Vettela czasówce do GP Włoch 2008 niedoceniany Francuz osiągnął swój życiowy sukces, kwalifikując bliźniacze Toro Rosso na czwartej pozycji.

Warto też wspomnieć o tym, że młody Niemiec po udanym sezonie 2008 chciał pozostać w ekipie z Faenzy i trzeba go było mocno namawiać, żeby zechciał startować w Red Bullu. Mógłby sobie potem pluć w brodę, że uległ młodzieńczym emocjom. Łatwo zresztą można wybaczyć tego typu błędy w ocenie, jak i niektóre wyczyny na torze. Po prostu nie należy zapominać o wieku Vettela – niech bardziej doświadczeni życiowo Czytelnicy tej strony przypomną sobie, jakimi ludźmi byli w wieku 22 czy 24 lat. Ten chłopak nie może sobie pozwolić na życie lekkoducha, upajać się młodzieńczym wiekiem. Na jego barkach spoczywa odpowiedzialność wobec zespołu, sponsorów i kibiców. Gdy coś idzie nie tak, presja – choćby ze strony mediów – może być ogromna. Wiadomo też, że nie zawsze wszystko układa się idealnie i trzeba też umieć przegrywać.

Młodzieńczy umysł człowieka, który gdyby był szarym mieszkańcem Heppenheim, uganiałby się z kolegami po dyskotekach i tuningował w garażu swojego Golfa, wymaga właściwego ukierunkowania. Vettel miał to szczęście, że mógł stosunkowo wcześnie zadebiutować w Formule 1 i nie martwić się zbytnio o najbliższą przyszłość. Swoją szansę wykorzystał i jeśli praca Parmakoskiego przyniosła długotrwałe efekty, to „stary” Vettel – ku rozpaczy rywali – jest już historią. Przekonamy się o tym w sytuacji, w której Adrian Newey nie wykona należycie swojej roboty i Red Bull przestanie dysponować dyktującym tempo samochodem. To może być kolejny przełomowy moment w karierze dwukrotnego mistrza świata. Jak pokazuje przykład Hamiltona, czempion zmuszony do twardej walki choćby o najniższe miejsce na podium czasami traci pewność siebie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here