Takiego widowiska potrzebowaliśmy: co prawda ostatecznie nie doszło do sensacji i w kwalifikacjach nikt nie pomieszał szyków kierowcom Mercedesa, ale walka była niesamowicie zacięta. Wiadomo było, że różnice czasowe na relatywnie krótkiej pętli Interlagos duże nie będą, ale rzeczywistość przeszła chyba oczekiwania. Nico Rosberg zdobył dziesiąte pole position w sezonie z przewagą 33 tysięcznych sekundy nad Lewisem Hamiltonem.

Po pierwszej turze pomiarowych kółek w Q3 niesiony dopingiem rodaków Felipe Massa był co prawda trzeci, ale tracił ledwie 0,081 sekundy. Z kolei Valtteri Bottas był wolniejszy tylko o 0,139 sekundy od Rosberga. Niestety, w decydującej próbie kierowcy Williamsa sami pozbawili się szans na start z pierwszego rzędu. Massa miał jako ostatni kończyć swoje pomiarowe okrążenie, ale zrezygnował z próby poprawienia czasu po błędzie w pierwszym zakręcie: chmurę dymu spod zablokowanych kół mogliśmy oglądać z kamery pokładowej Daniela Ricciardo, który tym razem musiał uznać wyższość Sebastiana Vettela – obrońca tytułu z szóstym czasem został najlepszym kierowcą z jednostką napędową spoza Brixworth.

Najbardziej zaciętą walkę stoczyli właśnie kierowcy spoza dwóch pierwszych rzędów: Jenson Button pokonał Vettela o 8 tysięcznych, z kolei Niemiec był szybszy od Kevina Magnussena o 31 tysięcznych, ósmy w czasówce Fernando Alonso przegrał z Duńczykiem (najprawdopodobniej przyszłym zespołowym partnerem…) o 8 tysięcznych, a Ricciardo i Kimiego Räikkönena dzieliły 24 tysięczne.

Rosberg zapewnił już sobie trofeum za największą liczbę pole position w sezonie (wprowadzone w tym roku urozmaicenie), ale dla wicelidera punktacji ma to mniej więcej taką samą wartość jak dyplom za wygranie turnieju szachowego na koloniach. Warto zresztą przypomnieć podobną inicjatywę z lat 80. kiedy włoska firma Piaggio za każde pole position wręczała kierowcy skuter Vespa. Niektórzy mogli śmiało otworzyć mały salon z kultowymi jednośladami.

Wracając jednak do prawdziwej walki, gra toczy się o mistrzowski tytuł wśród kierowców. Nawet dwa zwycięstwa z rzędu nie zapewnią Nico tytułu, z kolei zerowa zdobycz na Interlagos też nie przekreśli całkowicie jego szans. Takie uroki podwójnie punktowanego ostatniego wyścigu. Co ciekawe, gdyby Bernie Ecclestone przeforsował ideę takiej punktacji w trzech ostatnich wyścigach sezonu, to Hamilton mógłby przypieczętować tytuł już w Brazylii.

Lewis, jak to ma w zwyczaju, nie zamierza kalkulować, choć do pełni szczęścia spokojnie wystarczają mu dwie drugie lokaty na Interlagos i Yas Marina. – Jestem tu po to, żeby wygrać – deklaruje lider mistrzostw. Wypada trzymać go za słowo. Z drugiej strony Rosberg mimo serii porażek (także po startach z pole position…) zachowuje optymizm. – Wiem już, co poszło nie tak w Austin i nie mogę doczekać się wyścigu – deklaruje Niemiec.

Żaden z rywali nigdy nie wygrał jeszcze na Interlagos i kto wie, czy ta passa nie zostanie podtrzymana. Do tej pory wszelkie potknięcia Mercedesa – defekty (Kanada) czy kolizje (Belgia) – skrzętnie wykorzystywał Ricciardo, ale teraz za plecami „Srebrnych Strzał” czai się duet Williamsa. Patrząc na przebieg kwalifikacji wygląda na to, że nawet bez wpadek faworytów Massa i Bottas mogą powalczyć na Interlagos.

Swoje trzy grosze może wtrącić pogoda, ale jeśli warunki pozostaną suche, to zdaniem Pirelli możemy spodziewać się taktyki trzech lub dwóch postojów. Ta pierwsza jest minimalnie szybsza, ale niesie ze sobą ryzyko utknięcia za rywalami na krótkiej pętli. Tyle, że wyprzedzanie na Interlagos jest stosunkowo łatwe, więc sprinterska taktyka nie powinna być dla czołówki problemem. Dlatego też wyniki czasówki niekoniecznie muszą przełożyć się na wyniki wyścigu i mimo wszystko wypada postawić na to, że jeśli oba Mercedesy bez problemów dojadą do mety, to kolejność będzie taka sama jak w poprzednich wyścigach.

Chciałbym jeszcze pochwalić dwóch kierowców, u których mój brazylijski kolega po fachu zdiagnozował syndrom Jean-Erica Vergne’a: jeżdżący z presją utraty posady w F1 Button oraz Esteban Gutiérrez błysnęli zaskakującą formą w kwalifikacjach. Button, który piątek w wykonaniu McLarena określił mianem porażki, podziękował zespołowi za doskonałą pracę i nie omieszkał podkreślić, że turbodoładowany silnik 1,6 litra jest najmocniejszym, z jakim miał okazję tutaj jeździć.

Mocne słowa w ustach kogoś, kto ścigał się w czasach V10 i V8, ale wolnossące jednostki traciły tutaj około 15% mocy ze względu na dużą wysokość nad poziomem morza. Turbodoładowanie w połączeniu ze zmianą nawierzchni umożliwiły Rosbergowi poprawienie dziesięcioletniego rekordu Rubensa Barrichello, który w sezonie 2004 zdobył tu pole position z czasem gorszym o ponad 0,6 sekundy. Mimo sprzyjających okoliczności jest to warte podkreślenia osiągnięcie, bo pod względem czasów okrążeń sezon 2004 był najszybszym w historii Formuły 1.

Na koniec jeszcze mały rajdowy akcent z cyklu „czy wiesz, że…?”. W zakończonej dziś ostatniej rundzie mistrzostw Europy, pechowej dla walczących o podium w mistrzostwach Kajetana Kajetanowicza i Jarka Barana (defekt układu napędowego, ostatecznie 4. pozycja w debiutanckim sezonie na europejskich odcinkach), zwyciężył znany bardziej z wyścigów długodystansowych Stéphane Sarrazin. Piętnaście lat temu na Interlagos Francuz zaliczył swój jedyny start w Formule 1, zastępując podczas GP Brazylii 1999 w kokpicie Minardi kontuzjowanego Lucę Badoera. W czasówce był 17. (pokonał duet Arrowsa oraz zespołowego partnera Marca Gené), a w wyścigu rozbił się na 32. okrążeniu, jadąc na 11. pozycji.

Później był kierowcą testowym zespołów Prost i Toyota, w sezonie 2004 zdobył rajdowe mistrzostwo Francji, a w latach 2005-06 był fabrycznym kierowcą Subaru w WRC. W bogatej karierze ma też na koncie trzy drugie lokaty w 24h Le Mans, a status człowieka-orkiestry potwierdza tegoroczny start w Formule E…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here