Nagroda pocieszenia: Mark Webber kończy sezon na najwyższym stopniu podium.

Słowo ciałem się stało – wczoraj napisałem, że wygrana Marka Webbera byłaby dla mnie miłą niespodzianką i Australijczyk mnie nie zawiódł. Zawiodła za to skrzynia biegów w bliźniaczym samochodzie Sebastiana Vettela. Choć wyglądało to bardzo podejrzanie (czytaj: jak symulacja defektu, która umożliwiła Webberowi odniesienie pierwszego w tym sezonie zwycięstwa), wierzę Christianowi Hornerowi, który po wyścigu przekonywał, że w przekładni nie pozostała ani jedna kropelka oleju i on sam nie może się nadziwić, że mistrz świata zdołał ukończyć wyścig. Oczywiście nie zaglądałem osobiście do podejrzanej skrzyni biegów, ale nie widzę szczególnych powodów do uciekania się do takich zagrywek, skoro polecenia zespołowe są od tego sezonu dozwolone.

Swoją drogą w brazylijskim wyścigu skrzynie biegów padały jak muchy. Jazdę po awarii przekładni zakończył Lewis Hamilton, po czym z ulgą stwierdził, że cieszy się z faktu, iż sezon dobiegł końca. Trudno mu się dziwić – po raz pierwszy w karierze przegrał walkę w obrębie swojego zespołu, a do tego niepotrzebnymi incydentami z jego udziałem można z powodzeniem obdzielić kilku kierowców. Tym razem udało mu się uniknąć bliskiego spotkania z Felipe Massą, a po wyścigu udał się do pomieszczeń gościnnych Scuderii i pogodził się z kierowcą Ferrari na oczach brazylijskich żurnalistów.

Massa też chce „skasować” sezon 2011 ze swojej pamięci. Ani razu nie stanął na podium, a jego najwyższą lokatą na mecie było piąte miejsce – na Interlagos po raz szósty w tym sezonie ukończył wyścig na tej pozycji. Nietypowa jak na czołówkę strategia dwóch zjazdów do boksu była wymuszona przygodą z kwalifikacji: przebita opona w jednym z zestawów miękkiego ogumienia sprawiła, że w wyścigu Brazylijczyk mógł tylko dwa razy skorzystać z „żółtych” Pirelli. Za to dzięki temu przejechał przynajmniej trzy okrążenia na prowadzeniu w swoim domowym wyścigu.

Wracając do tematu skrzyń biegów i pozostając przy Brazylijczykach: Bruno Senna przejechał większość wyścigu bez czwartego biegu i zdaniem inżynierów Lotus Renault miało to większy wpływ na jego mało imponujący wynik niż kolizja z Michaelem Schumacherem i jej skutek w postaci kary przejazdu przez boksy – już trzeciej w zaledwie ośmiu tegorocznych występach. Przyznam szczerze, że podzielam zdanie Martina Brundle’a, który stwierdził, że był to incydent wyścigowy i żaden z bohaterów starcia nie zrobił niczego złego. Uważam, że „Schumi” dość wcześnie zszedł w lewo, a Senna trzymał się swojego toru jazdy, który wymagał nieco późniejszego złożenia się w zakręt imienia jego słynnego wuja. Zresztą siedmiokrotny mistrz świata po wyścigu dość łagodnie podsumował czyn młodszego kolegi, podkreślając jego brak doświadczenia. Tak czy inaczej decyzja sędziów jest niepodważalna i kierowca Lotus Renault nie po raz pierwszy dotarł na metę za Heikkim Kovalainenem.

Na uwagę zasługuje bardzo solidny występ kierowców Force India: Adrian Sutil w próbie obrony fotela na przyszły rok powtórzył swój najlepszy tegoroczny wynik i w równej walce ograł Nico Rosberga, któremu przegrzewały się tylne opony. Paul di Resta potwierdził, że jest najlepszym tegorocznym debiutantem i znów zdobył punkty, mimo problemów – zgadnijcie z czym? Tak, ze skrzynią biegów…

Sauber obronił siódmą pozycję w mistrzostwach świata konstruktorów przed zakusami zaliczającego mocną końcówkę sezonu zespołu Toro Rosso, ratując parę dodatkowych milionów, które trafią do Hinwil, a nie do Faenzy. Skoro już o finansach mowa, „zielony” Lotus nie posiada się z radości – Hispanii i Virginowi nie udało się dojechać na 12. pozycji, a tylko taki wynik pozbawiłby przyszłorocznego Caterhama wpływów w wysokości około 25 milionów dolarów, przysługujących dziesiątej ekipie w mistrzostwach świata konstruktorów.

Virgin – przepraszam, Marussia – powetował sobie część strat zatrudnieniem „bogatego z domu” Charles’a Pica, którego rodzina prowadzi wielce intratny biznes transportowy we Francji. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że zatrudnienie czwartego kierowcy serii GP2 jest podyktowane wyłącznie kwestiami sportowymi… I szkoda mi Jerome’a D’Ambrosio, który mimo zapewnień swojego menedżera Erica Boulliera o „pracy nad zapewnieniem mu przyszłości w Formule 1” będzie musiał się pożegnać ze startami w Grand Prix. Co prawda w ogólnym przekroju sezonu był wolniejszy od bardziej doświadczonego Timo Glocka, ale nie przeszkodziło mu to w ukończeniu mistrzostw o jedno miejsce wyżej od Niemca.

Na deser pozostała nam jeszcze ładna walka Jensona Buttona z Fernando Alonso – manewr Hiszpana po zewnętrznej zakrętu Ferradura był pierwszej klasy, ale rywal po wyścigu przyznał, że ze względu na leżące na torze fragmenty samochodu Schumachera miał utrudnione zadanie przy obronie. Kierowca McLarena nie bał się spróbować kreatywnej strategii i dwukrotnie założył twardsze Pirelli, na których jego auto spisywało się lepiej niż na teoretycznie szybszych „żółtych” gumach. Ósme podium w dziewięciu ostatnich startach było wisienką na torcie – Button nawet przy czwartej pozycji zostałby wicemistrzem świata. Kolejny pokaz dojrzałej i szybkiej jazdy w wykonaniu kierowcy, który w ostatnich latach zaczyna mnie coraz bardziej przekonywać mnie do swojego talentu. Szybkości pokroju Hamiltona czy Alonso to on może nie ma, ale potrafi być do bólu skuteczny.

Sezon 2011 dobiegł co prawda końca, ale nie oznacza to, drodzy kibice Formuły 1, że czeka nas zimowy sen. Parę miesięcy przerwy to doskonała okazja, aby pogrzebać nieco w przeszłości naszej ukochanej dyscypliny sportu i na spokojnie podsumować najważniejsze wydarzenia zakończonego sezonu – nie zapominając też o bieżących sprawach, które mimo odpoczynku od ścigania na pewno będą się pojawiać. Nie usuwajcie strony SokolimOkiem z zakładki „Ulubione”, zimą też będzie się tu dużo działo!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here