Sebastian Vettel popsuł święto w Mercedesie, ale do odniesienia 48. zwycięstwa w karierze, dziewiątego w barwach Ferrari i drugiego z rzędu w Melbourne potrzebował odpowiednich okoliczności. Nie oszukujmy się, w normalnych warunkach na tym etapie sezonu Mercedes nie ma prawa przegrać ani jednego wyścigu. Tyle, że w Australii mistrzowie świata sami strzelili sobie w stopę.

Jako pierwszy za spust pociągnął Valtteri Bottas. Rozbicie samochodu w pierwszym zakręcie pierwszej próby w Q3, gdy panowały zmienne warunki – i nawet okrążenie przejechane na 95% w końcówce sesji byłoby szybsze niż próba „wszystko albo nic” na 101% w pierwszych minutach – było wielką głupotą. Fin powinien mieć w kieszeni drugie pole startowe, nawet jadąc na wspomniane 95%. Chciał powalczyć z Lewisem Hamiltonem i nie wyszło mu to na dobre. Później, w decydujących momentach wyścigu, był potrzebny zespołowi w czołówce – zamiast tego z mizernymi skutkami przedzierał się przez środek stawki.

Dlatego tylko lider mógł zareagować na taktyczny gambit Ferrari i ściągnięcie Kimiego Räikkönena. Przegrana czasówka i start z zespołowym partnerem to kolejna okoliczność, która zadziałała na korzyść Vettela. Nie otrzymał preferencyjnej strategii i to okazało się kluczem do zwycięstwa. Potrzebny był jeszcze jeden szczegół: neutralizacja i błąd Mercedesa. Wiele mówiono o przegraniu wyścigu z powodu oprogramowania – ale ktoś to oprogramowanie szykuje, a ściśle mówiąc wprowadza odpowiednie dane.

W tym przypadku dane okazały się błędne, o bolesne dwie sekundy. Zespół trwał w przekonaniu, że 15 straty do Vettela uchroni ich przed skutkami neutralizacji, tymczasem prawdziwą wartością było 13 sekund. Stąd zaskoczenie Hamiltona, że Vettel znalazł się w jego oknie. Ostatecznie zabrakło zaledwie 0,6 sekundy: ciekawe, że właśnie o tyle krócej trwał sam pit stop Ferrari. Toto Wolff podkreślał oczywiście rolę oprogramowania, bo w kulturze Mercedesa nie leży zrzucanie winy na pojedynczych pracowników. Nieważne, czy na Hamiltona, czy anonimowego technika wklepującego dane – każdy jest chroniony.

Vettel wykorzystał oczywiście różnicę prędkości: przy zjeździe do alei serwisowej podczas normalnego ścigania kierowca traci relatywnie więcej względem pędzących z normalnymi osiągami rywali. Podczas neutralizacji stawka trzyma się wyznaczonych czasów minisektorów, tymczasem zawodnik odwiedzający aleję serwisową nie dość, że traci relatywnie mniej, to jeszcze ograniczenie tempa nie obowiązuje go pomiędzy pierwszą linią samochodu bezpieczeństwa (w Melbourne między przedostatnim i ostatnim zakrętem) i początkiem strefy ograniczenia prędkości w alei serwisowej (mniej więcej w jednej czwartej prostej startowej). Podobnie przy wyjeździe z alei – wyłączona strefa rozciąga się od końca ograniczenia do drugiej linii samochodu bezpieczeństwa na dojeździe do pierwszego zakrętu.

W przypadku Albert Park różnica między zjazdem przy neutralizacji i przy normalnym ściganiu wynosi około 10 sekund. Analizując różnice czasowe po okrążeniu poprzedzającym neutralizację trzeba też pamiętać, że Vettel był na drodze o mniej więcej 700 metrów z przodu i miał mniejszy dystans do przejechania w warunkach neutralizacji – a dodatkowo nie obowiązywało go ograniczenie tempa na wspomnianych wyżej odcinkach.

Warto podkreślić, że rodzaj neutralizacji nie miał tu większego znaczenia. Nawet gdyby od razu ogłoszono pełną neutralizację, procedury między podaniem takiej decyzji i ustawieniem się lidera za samochodem bezpieczeństwa są takie same, jak przy wirtualnej neutralizacji. Przy ustalaniu lidera liczy się przecięcie drugiej linii samochodu bezpieczeństwa, przed którą samochód wyjeżdżający z alei serwisowej może wyprzedzać pozostającego na torze rywala.

Dobrym przykładem istoty drugiej linii samochodu bezpieczeństwa była sytuacja między Fernando Alonso i Maksem Verstappenem: w przypadku analogicznym do Vettela i Hamiltona, wyjeżdżający z alei serwisowej Hiszpan przeciął ją zaledwie 0,1 sekundy przed kierowcą Red Bulla. Dlatego Verstappen musiał oddać pozycję i pozostał za McLarenem aż do mety.

To też dobry moment, by przyjrzeć się wydarzeniom za plecami czołówki. Wyścig w Australii pokazał, dlaczego (jeszcze?) nie uważam Verstappena za nie-wiadomo-jakie-bóstwo-kierownicy. Ograny na starcie przez Kevina Magnussena, przegrzewający opony w próbie pogoni, bez recepty ani na kierowcę Haasa, ani później na Alonso. Piruet nie był do końca zawiniony przez niego, bo miał uszkodzoną podłogę, ale stało się to po zbyt agresywnym zaatakowaniu tarek na szóstym okrążeniu w Zakrętach 11-12. Widzisz, Max, może czasami warto trzymać się limitów toru?

Daniel Ricciardo przegrał z nim czasówkę, pogrążyła go dodatkowo kara, ale to on zdobył więcej punktów dla Red Bulla. Popisał się też rzadką sztuką w postaci skutecznego wyprzedzenia rywala – jego ofiarą padł na piątym okrążeniu Nico Hülkenberg. Pozostałe cztery manewry na drugim co do trudności wyprzedzania torze w kalendarzu wykonali Bottas (trzykrotnie, zostawiając za sobą Lance’a Strolla, Estebana Ocona i Stoffela Vandoorne’a) oraz Charles Leclerc, który po restarcie wyprzedził Strolla.

Kara dziesięciu tysięcy euro za problemy z lewymi nakrętkami w samochodach Magnussena i Romaina Grosjeana tylko spotęgowała ból w garażu Haasa. W kuriozalny sposób uciekła szansa na zdobycie za jednym zamachem prawie połowy całego zeszłorocznego dorobku. Chyba wiadomo, nad czym pracują mechanicy ekipy przed Bahrajnem… A forma tej ekipy w kolejnych dwóch wyścigach powinna być co najmniej tak dobra jak w Australii, bo ich samochód spisuje się jeszcze lepiej w szybkich zakrętach.

Solidny poziom środka stawki prezentują w tym momencie zespoły Renault i McLaren, przy czym ta druga ekipa jeszcze nie doczekała się zapowiadanego pakietu poważnych poprawek. Czekamy, co przyniesie Bahrajn – i pamiętamy, że piąta pozycja Alonso jest znacznie lepsza niż aktualne możliwości ekipy. Doliczcie Bottasa, Verstappena i duet Haasa – a właśnie, gdyby nie nakrętki, to drugi Mercedes ledwo powąchałby punkty…

W ogonie stawki mamy dwa przekonujące dowody na to, że silnik to nie wszystko. Sauber po przesiadce na aktualną specyfikację jednostki Ferrari nie zaliczył spektakularnego przeskoku do środka stawki, a narzekający na niedostatki mocy kierowca samochodu z silnikiem Mercedesa brzmi jak niesmaczny żart… A tak Stroll tłumaczył anonimowy występ w Melbourne, z gwoździem do trumny w postaci wyprzedzenia po restarcie przez Leclerca. Jeśli do tej mieszanki wrzucimy jeszcze Toro Rosso (chyba najmocniejsze w tym tercecie), to otrzymamy dość zaciętą walkę o uniknięcie ostatniego rzędu na starcie. Z kolei Force India ponownie jest na ziemi niczyjej – ale nie za pierwszą trójką, tylko przed ostatnią trójką.

Zobaczymy, jakie zmiany w układzie sił przyniesie Bahrajn – ciekawe wyzwanie w postaci kwalifikacji i wyścigu po zmierzchu oraz tylko jednej sesji treningowej rozgrywanej w reprezentatywnych warunkach. Za to pozostałe dwie – pierwsza i trzecia – odbędą się w upale, a w takich warunkach trzeba będzie szczególnie uważać na chłodzenie.

12 KOMENTARZE

  1. O Maxa bym się nie martwił szuka limitów a jak je znajdzie to będziemy mieli wszyscy jeszcze z niego pociechę. Fanem teorii spiskowych nie jestem ale jak Ferrari potrzebowalo SC no to hass numer 1 odwalil kite ale że kierowca nie kumaty nie spowodował SC tylko debil zatrzymał się w bezpiecznym miejscu to co? Siekneli samochód nr 2 a ten zamiast zajechać jak normalny kierowca w bezpieczne miejsce to się rozkraczyl tak że musieli SC wypuścić.
    Ciekawe jaką zniżkę hass dostał na części.
    To tak pół żartem pół serio.
    Sorki za błędy
    Pozdro

    • Max limity powinien znac po treningaach a nie w wyscigu. Probujesz go usprawiedliwac a po prostu popelnial bledy – tyle i nic wiecej ani mniej . Bolesna prawda. Co do haasa to faktycznie zart:), a nawet nie, bzdura na resorach. Chlopaki wczoraj e #elevenf1 dobitnie to wyjasnili jak nieznajacym sie na F1 trzeba byc zeby to w ogole brak pod uwage (czas, tempo, niewiadoma o pit Ferr, i wiele innych czego haas nie znal i go to nie obchodzilo – bo dla nich dojechanie tu do mety to priorytet i te punkty .. potem na koniec sezonu to kasa!! to moglby przeciez Sauber zrobic gdzie Ferr ma wieksze wplywy a im nie grozi zdobycie punktow. Nawet czasem bzdury gadajacy ludzie z Merca nic a nic o tym nawet nie wspomnialo) . PS; alfa i omega nie jestes ze zauwazyles ze haasa pomylka pomogla Ferr. Ale po co o tym pisac skoro wiadomo ze to idiotyzm pokroju tekstow Villneva ? Nie czaje tego, dla mnie to taka wytworzona wewnetrznie checi atencyjnosci polaczona z trolowaniem… Nie wszystko trzeba pisac o czym sie mysli , warto sie zastanowic bo nic ten komentarz nie wniosl. tyle w temacie. Przekre jest to ze nikt nie mowi jak zajebista robote odwalilo Ferrari ( pomijajac aspekt szczescia – ale gyby na niego ie liczyli to mogli Vet sciagnac na pit wczesniej a taktyka w 100% wypalila i po prostu OSMIESZYLI Merca , te wloskie niby ” chlopcy wiecznie na siescie” tym razem swietna robota. Zazwyczaj to Merc ich tak ogrywal a tu taka niespodzianka przyda im sie czasem takie sprowadzenie do parteru…. Mi sie przypomniala od razu sytuacja z Monaco gdy Vet wyjechal tuz przed Lewisem przy SC a Ham jeszcze przy SC probowal i tak idiotycznie wyprzedzac Merc. Dodatkowo ale nawet hejterzy Vetela ( tez nie jest moim „wybrancem:>) musza przyznac ze Vet genialnie zna zasady i wie gdzie i co mooze i po raz kolejny to pokazal – inny kierowca mogly tak ostro nie wykorzystywac miejsc przed i po pit gdzie przyspieszyl – to tez mi przypomina stara akcje jak Vet w Chinach zjezdzajac na Pit wyprzedzal na wjezdzie do Pit lane:) Wtedy nawet komentujacy pan M.Soko przez chwile nie byl pewien czy to bylo ok, ale po chcwili uznal konszt wiedzy Seba, a seb mial na to kilka sekund 🙂 Jak takie rzeczy zestawiam z tym ze inz. wyscigowy tlumaczy kierowcom gdzie jedzie wolniej w jakim zakrecie ( jak to tez nie raz slychac u Lewisa) to organoleptycznie widac kto jest bardziej kompletnym kierowca – ale to przyznajac nie bedac fanem Seba jest sie Obiektywnyn, bo fani Ham zazwyczaj klapki na oczach w Mclarenie zamiast Alonso to tez by wygrywal , tak abstrakcyjnie mysla funboye zwyciescow, bo lubia kibicowac tym co wygrywaja a nie tym co najlepsi! Forza Alonso , Forza Kubica.

        • A po co miałbym pisać pod innym nickiem? 😛 Na pewno bym się nie podpisał po tym komentarzem, bo nie uważam, że Ferrari zrobiło coś nadzwyczaj zajebistego. Wykorzystali to co mogli, to Merc się nie podłożył, a nie Ferrari zrobiło taką zajebistą robotę. Ferrari po prostu trzymało Seba na torze, aby wypracował przewagę, by wyjechać przed kierowcami Haasa. gdyby obaj zawodnicy amerykańskiego teamu wrócili na tor bez przeszkód, to od razu po nich mielibyśmy Seba w picie tak czy inaczej. Ot cała strategia. Ale z drugiej strony, za co obwiniać Merca? Musieli sciągnąc Lewisa od razu po picie Kimiego. Jedynie te obliczenia, ile potrzeba bezpiecznego dystansu niezależnie od okoliczności. Może i błąd oprogramowania albo może także wszechobecna chęć oszczędzania silnika? 3 jednostki na 21 wyscigów, trudno bylo przejechać o jeden wyscig mniej na 4 silnikach rok wczesniej…

          • Aha i nie wspomniałbym w swoim komentarzu o ekipie Eleven jako tej, której opinie należy brać pod uwagę 😛 Genialny komentarz, kiedy to Michał ten z Radiowej Trójki zastanawiał się, skąd Ferrari wie, że Merc Lewisa się przegrzewa. Trzy okrażenia z rzędu Lewis na prostej zamiast jechać w cieniu aero za Sebem, by jak najwiecej do niego drobić, zjezdzał z optymalnej linii jazdy? Po co? Aby wężykiem pojeździć? a Patryk Mirosławski w tamtym roku na twitterze krytykował fanów F1, którzy nigdy nie byli na wyscigu na zywo, że on tego nie rozumie, bo nie da się poznać tego sportu nie widząc na żywo, widać ELeven jeździ na wyścigi a i tak nie dostrzega, tego co się dzieje. Poza Mikołajem oczywiście.

    • Zgadzam sie co do Maxa, popelnia jeszcze drobne bledy jak na nowicjusza przystalo ale przynajmniej nie rozbija bolidu jak to Vettel robil w ToroRoso. Hamilton, Alonso i Verstappen to moim zdaniem dzisiejsza czolowka z Riccardo zaraz za nimi.

    • Skoro Vettel:
      – miał przed zjazdem 13 sekund przewagi nad Hamiltonem,
      – wyjechał 0,6 sekundy przed Hamiltonem
      – stał w boksie przez 3 sekundy*
      to sam sobie odpowiedz na pytanie, co jest szybsze.

      *Mikołaju, czy nie pomyliłeś się pisząc o pit stopie krótszym o sześć dziesiątych? O tyle był krótszy pit stop Kimiego, różnica między VET i HAM (wg danych DHL) wynosiła dwie setne 😉

  2. Najbardziej popsuł imprezę uśmiechnięty Krzysztof, który na 3/4 ekranu zaczął breckać. Oj ryzykujecie sobie kolesie z 11 oj ryzykujecie.

Skomentuj Pesymista Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here