Rok 2013 już za nami, ale warto jeszcze na chwilę wrócić wspomnieniami do najciekawszych wydarzeń z torów Formuły 1. Nie będziemy już wyliczać kolejnych rekordów ustanowionych przez Sebastiana Vettela czy załamywać rąk nad formą McLarena czy Williamsa – po prostu popatrzmy na dziesięć najciekawszych sytuacji minionego sezonu. Założę się, że o jednej czy dwóch zdążyliście już zapomnieć – przeżyjmy więc to jeszcze raz…

Afera Multi-21 (GP Malezji)
Po ostatniej zmianie kół szefostwo Red Bulla przekazało swoim kierowcom komunikat „Multi-21”, nakazujący utrzymanie aktualnej kolejności (Mark Webber jechał przed Sebastianem Vettelem). Vettel nie posłuchał, zaatakował partnera i odebrał mu zwycięstwo. Później plątał się w tłumaczeniach – raz było mu przykro i przepraszał, a potem twierdził, że Mark nie zasługuje na przeprosiny. Najlepsze było jednak to, co Webber miał do powiedzenia od razu po wyścigu, jeszcze na podium. – Po ostatnim pit stopie inżynier powiedział mi, że już po ściganiu, polecili mi skręcić obroty silnika. Seb sam postanowił podjąć decyzję, a zespół jak zwykle będzie go bronił – wypalił szczery jak zwykle Mark, uchylając rąbka tajemnicy na temat relacji wewnątrz ekipy. Być może ta sytuacja pomogła mu podjąć decyzję o zakończeniu kariery w Formule 1…

Amnezja Hamiltona (GP Malezji)
Kiedyś Lewis Hamilton zapowiadał, że przez całe życie będzie jeździł w McLarenie. Po przenosinach do Mercedesa musiał się przyzwyczaić, że nie jeździ już w ekipie, która opiekowała się nim od czasów kartingu. Na siódmym okrążeniu GP Malezji, przy pierwszym zjeździe po świeże opony, próbował zaparkować na stanowisku serwisowym swojego dawnego zespołu. – Przywykłem do zatrzymywania się w boksie McLarena. Nie wiem, jak mogło dojść do tej pomyłki i przepraszam mój zespół. Zrobiłem „Jensona”, jemu też przydarzyło się coś takiego – powiedział Lewis, przypominając podobny incydent sprzed dwóch lat, kiedy to podczas GP Chin Button próbował zatrzymać swojego McLarena na stanowisku Red Bulla…

http://www.youtube.com/watch?v=nM5-la-Kuek

Mistrzowski refleks Alonso (GP Wielkiej Brytanii)
Pękające opony prawie doprowadziły do przerwania zawodów na Silverstone. Szczególnie drastycznie wyglądał incydent z udziałem Sergio Péreza: po eksplozji lewej tylnej opony jadący tuż za McLarenem Fernando Alonso popisał się niesamowitym refleksem, wykonując gwałtowny unik przy dużej prędkości i omijając fruwające w powietrzu szczątki. – Miałem szczęście, bo gdybym zdecydował się na lewą stronę, to mógłbym dostać czymś w głowę. To są stalowe części, przy prędkości 300 km/h mogłyby przebić kask – mówił kierowca Ferrari. Po tych incydentach Pirelli wróciło do konstrukcji opon z sezonu 2012 i w porozumieniu z FIA wprowadziło ścisłe zalecenia odnośnie ich parametrów pracy, m.in. zakazując zespołom praktykowanej wcześniej zamiany asymetrycznych opon stronami.

Brzemienna w skutkach wpadka (GP Niemiec)
Mechanicy Red Bulla uzyskują fantastyczne czasy zmiany opon, ale czasami coś idzie nie tak – dramatycznie nie tak… Podczas pit stopu na dziewiątym okrążeniu źle dokręcono prawe tylne koło, które odpadło od samochodu tuż po odjeździe ze stanowiska. Toczące się wzdłuż alei serwisowej koło zostało podbite na leżącej na ziemi kamerze i uderzyło operatora FOM Paula Allena w lewe ramię. Brytyjczyk trafił do szpitala z wstrząśnieniem mózgu, złamanym obojczykiem i dwoma żebrami. FIA ukarała Red Bulla grzywną w wysokości 30 000 euro, a od następnego wyścigu dostęp do alei serwisowej dla dziennikarzy, fotoreporterów i operatorów został drastycznie ograniczony.

http://www.youtube.com/watch?v=UodUgJhM_nA

Bezzałogowa Marussia (GP Niemiec)
W razie defektu kierowca musi pozostawić samochód na luzie, aby ułatwić porządkowym usunięcie go w bezpieczne miejsce. Po eksplozji silnika na Nürburgringu Jules Bianchi postąpił zgodnie z przepisami, ale obsługa toru nieco się zagapiła… Opuszczona przez kierowcę Marussia postanowiła wybrać wolność, korzystając z praw fizyki i ukształtowania niemieckiego toru. Na szczęście przy okazji tego incydentu skończyło się tylko na strachu, choć mogło być gorzej… Gdyby nie postępy wykonane w tym sezonie przez ekipę z Banbury, można byłoby zażartować, że przy użyciu napędu grawitacyjnego auto Marussi ma lepsze osiągi niż dzięki silnikowi Cosworth.

Taxi-Alonso (GP Singapuru)
System karania kierowców cofnięciem o 10 pozycji na starcie po uzbieraniu trzech reprymend powinien uderzać przede wszystkim w rozrabiaków… Tymczasem pierwszym i jak na razie jedynym kierowcą, który wyrobił tę niechlubną normę, został Mark Webber. Australijczyk otrzymał trzecią reprymendę za taksówkarski incydent po GP Singapuru: jego Red Bull popsuł się w końcówce wyścigu i Marka do boksów podwiózł Fernando Alonso. Sędziowie uznali, że przyjaciele z toru stworzyli niebezpieczną sytuację: kierowca Ferrari zatrzymał się tuż za zakrętem i jadący za nim zawodnicy Mercedesa musieli wykonać gwałtowny manewr, aby uniknąć kolizji i potrącenia Webbera. Alonso dostał reprymendę za zatrzymanie się w potencjalnie niebezpiecznym miejscu, a Webber za wejście na tor bez pozwolenia ze strony porządkowych. Jego pech polegał na tym, że było to trzecie upomnienie w tym roku – zatem został cofnięty o 10 pozycji na starcie do kolejnego wyścigu, GP Korei.

Williams: główny sponsor FIA (GP Japonii oraz Indii)
W sezonie 2013 FIA wlepiła zespołom i kierowcom grzywny na łączną sumę prawie 300 000 euro. Grubo ponad jedną trzecią tej kwoty musiał zapłacić Williams. W końcówce sezonu, już po potencjalnie tragicznym incydencie w alei serwisowej na Nürburgringu, brytyjskiej ekipie w krótkim odstępie czasu przydarzyły się aż dwie wpadki z niedokręconym kołem. Podczas treningu przed GP Japonii od samochodu Pastora Maldonado odpadło lewe tylne koło, które wbrew nakazom FIA nie zostało odpowiednio przykręcone i zabezpieczone. Złamane zostały aż dwa przepisy i mandat wyniósł 60 000 euro. Tyle samo przyszło zapłacić Williamsowi po drugim treningu do GP Indii – tym razem prawe przednie koło nie oderwało się od samochodu Wenezuelczyka, więc mimo recydywy sędziowie nie nałożyli większej kary.

Radość mistrza (GP Indii i kolejne)
Spontaniczność nie jest mile widziana w Formule 1. Runda honorowa z flagą w dłoni? Zapomnij – trzeba bez zbędnej zwłoki, a już na pewno bez przyjmowania jakichkolwiek przedmiotów z zewnątrz (chodzi o uniknięcie manipulacji z wagą samochodu i kierowcy) pokonać okrążenie zjazdowe i odstawić auto do parku zamkniętego. Sebastian Vettel postanowił jednak uczcić przypieczętowanie czwartego mistrzowskiego tytułu i w Indiach miał przepisy w nosie. Zamiast do alei serwisowej, po okrążeniu zjazdowym wyjechał z powrotem na prostą startową, gdzie zaczął kręcić bączki w chmurze dymu z opon. Sędziowie nie byli łaskawi: skończyło się na reprymendzie i grzywnie w wysokości 25 000 euro, którą pokrył zespół. Po kolejnych zwycięstwach Vettel także kręcił bączki, ale robił to na okrążeniu zjazdowym i potem zjeżdżał prosto do parku zamkniętego, więc komisarze przymykali oczy. Osobiście wolę takie wyrażanie radości niż np. słynny gest palcem 🙂

Przypadki Kimiego Räikkönena (GP Indii i kolejne)
Pierwszy lider sezonu 2013 i jedyny poza Vettelem kierowca, którego nazwisko znalazło się w zeszłym roku na czele klasyfikacji kierowców, zaliczył pamiętną końcówkę sezonu. Do bogatej historii związanej z krótkimi, acz dosadnymi wypowiedziami Fina doszła rozmowa radiowa z GP Indii, w której kierowca oraz inżynier Alan Permane przerzucali się wyzwiskami. Natężenie słów na „F” znacznie przekraczało przyjęte w zespołach normy – niecenzuralne słówko bywa wtrącane do rozmów po to, aby realizatorzy transmisji TV nie puszczali ich na antenie. Jednak w Indiach zagrały prawdziwe emocje… Później, w Abu Zabi, Kimi rozważał rezygnację ze startu i opowiedział całemu światu o problemach Lotusa z wywiązaniem się z finansowych zobowiązań. Wreszcie postanowił jak najlepiej przygotować się do powrotu do ekipy Ferrari i zamiast wystartować w kończących sezon GP USA i Brazylii, poddał się operacji kręgosłupa. Uraz, którego nabawił się w wypadku podczas testów z Sauberem na torze Magny-Cours w 2001 roku, odezwał się w tym sezonie i przeszkadzał mu głównie podczas weekendu w Singapurze.

Pożegnanie Webbera (GP Brazylii)
Dziewięć zwycięstw w dwunastu sezonach i trzy trzecie lokaty w mistrzostwach świata to nie jest szczególnie imponujący dorobek – zwłaszcza w przypadku kierowcy, który przez dobre cztery sezony miał do dyspozycji najlepszy samochód w stawce. Mimo tego cały świat F1 będzie tęsknił za szczerym, konkretnym i twardo stąpającym po ziemi Australijczykiem. Webber z reguły mówi to co myśli, nie stara się przymilać i być na siłę uprzejmy. Niby na torze grał raczej drugie skrzypce, ale czy nie byłoby nudno bez kolizji z GP Turcji 2010, kłótni o przednie skrzydło na Silverstone czy tegorocznej afery „Multi-21”? Pewnie niewielu z Was pamięta jego debiut w 2002 roku, kiedy za kierownicą Minardi (taki odpowiednik Caterhama czy Marussi, zdecydowanie najwolniejsze auto w stawce) dojechał do mety w domowej GP Australii na piątej pozycji – co prawda przedostatniej, ale zawsze. Później w barwach Jaguara zdarzały mu się przebłyski w kwalifikacjach, a za czasów startów w Williamsie to on nadał zespołowemu partnerowi Nico Rosbergowi przezwisko „Britney”. W Red Bullu spędził siedem lat, a w epoce sukcesów ekipy z Milton Keynes znalazł się w cieniu Vettela, protegowanego doktora Helmuta Marko. Już po zakończeniu kariery Mark w swoim stylu wypowiedział się na temat szarej eminencji Red Bulla: – Wciąż nie jestem pewien, jaką rolę [Marko] odgrywa w zespole… Od samego początku był do mnie bardzo krytycznie nastawiony, ale to przecież on wprowadził tu Seba i świetnie mu to poszło. Pewnie jest bardzo rozczarowany, że zespoły F1 muszą wystawiać dwa samochody. Niestety, muszą.
Będzie nam go brakowało w F1 (Marka, nie doktora Marko)…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here