Daniel Ricciardo nie zostawił swoim rywalom najmniejszych złudzeń co do tego, kto rządzi na ulicach Monako. Australijczyk w wielkim stylu wygrał kwalifikacje, powtarzając osiągnięcie z 2016 roku, kiedy sięgnął na Lazurowym Wybrzeżu po swoje pierwsze pole position. Jeśli wygra dzisiejszy wyścig, świętująca 250. start w Formule 1 ekipa Red Bulla chyba oszaleje ze szczęścia. Może poza Maksem Verstappenem, który znowu przekonał się, jak wielka w księstwie hazardu jest siła powiedzenia „od bohatera do zera”.

Czerwony Byki mogły mieć wczoraj wrażenie déjà vu. Ricciardo wygrał bowiem kwalifikacje, natomiast Max Verstappen rozbił się przy basenie, demolując swój samochód. Zupełnie jak w 2016 roku. Z tą różnicą, że tym razem spotkanie z barierami przytrafiło się Holendrowi już na etapie trzeciego treningu. 20-latek miał zatem czas, żeby spokojnie obejrzeć popołudniowe popisy swojego starszego kolegi i zastanowić się „dlaczego to nie ja”. – Max odebrał dzisiaj bardzo brutalną lekcję. Czas, żeby przestał popełniać błędy – skwitował szefujący stajni z Milton Keynes Christian Horner, mając na myśli nie tylko wczorajszą wpadkę swojego młodego asa.

Artysta w swoich fachu
Od początku weekendu Ricciardo jasno sygnalizował, z jakimi intencjami przybył do księstwa Grimaldich. Z wijącą się ciasnymi ulicami Monte Carlo i La Condamine pętlą miał przecież od 2016 roku niewyrównane rachunki. Gorycz porażki była tym większa, że szansę na zwycięstwo zaprzepaściła ekipa Red Bulla, sprawiając nieoczekiwany prezent Lewisowi Hamiltonowi. Nadszedł czas na ich wyrównanie i w kwalifikacjach Australijczyk wykonał pierwszy krok w tym kierunku.

Dan rządził na torze dla artystów od czwartku. Wczoraj był klasą dla siebie, kręcąc najlepsze czasy w każdej części sesji kwalifikacyjnej. W Q3 jako jedyny zszedł – i to dwukrotnie – poniżej minuty i 11 sekund, na pierwszym kółku zawieszając poprzeczkę na nieosiągalnym dla swoich rywali poziomie 1.10,810. Na drugim pojechał o 0,038 sekundy wolniej, ale i tak nikt nawet się do niego nie zbliżył. Sebastianowi Vettelowi zabrakło dwóch, natomiast Hamiltonowi aż czterech dziesiątych sekundy.

W co się tu gra?
Pamiętając o lekcji sprzed dwóch lat, Ricciardo nie ma jednak złudzeń. – Jestem zachwycony, ale nie zamierzam tego okazywać, zanim nie zgarnę trofeum. Mam tutaj niedokończony biznes – podkreślił australijski as Red Bulla. Kluczowy będzie oczywiście start i 226-metrowy sprint do Świętej Dewotki. Potem pilna obserwacja hipermiękkiej mieszanki, w przypadku której na lewej przedniej oponie wyłazi ziarno, a tył mocno się zużywa. Jej żywotność jest mocno ograniczona (niektórzy mówią o siedmiu okrążeniach), więc pierwszych wizyt w alei serwisowej należy spodziewać się bardzo szybko. Ważne będzie rzecz jasna to, żeby jak najlepiej wstrzelić się w okno i nie utknąć w korku, mogącym zniweczyć plany na resztę popołudnia.

Czy możliwa będzie – jak zakłada Pirelli – strategia oparta o jedną wizytę w alei serwisowej? Supermiękka mieszanka praktycznie się nie zużywa, lecz nie wszyscy (przykładowo Daniel i Max) posiadają w swoim arsenale jej świeży komplet. Poza tym – jak uczy doświadczenie – w Monako trzeba się liczyć z tym, że w którymś momencie na tor może wyjechać samochód bezpieczeństwa. W cenie będą zatem wyczucie i elastyczność działania. Przyda się też odrobina szczęścia. Przed dwoma laty Australijczykowi zabrakło nie szczęścia, lecz dobrej pracy ze strony zespołu. Domyślam się zatem, że Red Bull zrobi dzisiaj wszystko, żeby odkupić tamtą winę. Okazja jest zresztą wyborna, ponieważ Czerwone Byki właśnie świętują swój 250. wyścig w Formule 1.

Cóż za powtarzalność
Arcytrudne zadanie czeka drugiego kierowcę Czerwonego Byka – pościg z końca stawki i minimalizowanie strat. Po wypadku w treningu, bliźniaczo podobnym do kraksy z kwalifikacji z 2016 roku (gdyby to było śmieszne, można byłoby powiedzieć o niesłychanej wręcz powtarzalności), Verstappen nawet nie wziął udziału w walce o pozycje startowe. Okazało się bowiem, że w RB14 z #33 konieczna była wymiana skrzyni biegów. – Jego samochód był już odpalony, gdy dostrzegliśmy wyciek oleju z przekładni. Mechanicy robili wszystko, żeby się z tym uporać, niestety, tym razem się nie udało – zdradzał Horner.

Kolejny błąd Verstappena był o tyle bolesny, że pogrzebał jego szanse na walkę o pole position (pierwsze w karierze) i zwycięstwo w wyścigu. Cuda czasami się w F1 zdarzają, ale nie takiego kalibru. W przypadku zmarnowanych wyścigowych okazji 20-latek zaczyna wyrastać na specjalistę – udało mu się to już bowiem w Szanghaju. – Max musi przestać popełniać błędy. Jest fenomenalnie szybkim kierowcą, dysponuje tutaj wspaniałym samochodem, zdolnym do walki o pole position i marnowanie takiego potencjału dla całej ekipy jest po prostu frustrujące – dodał rozgoryczony szef Red Bulla.

Verstappen przyznał, że za pierwszą sekcją Piscine zaskoczyła go obecność wolno jadącego Carlosa Sainza. – Uderzyłem kołem w znajdującą się po wewnętrznej barierę. Wszystko stało się tak szybko, prawdopodobnie trochę za wcześnie skręciłem. Tak jak w Chinach, to był mój błąd. Świadomość, że przeszła mi koło nosa szansa na walkę o pole position i zwycięstwo jest bolesna – przyznał 20-latek, któremu Monako jakoś nie leży… Za każdym (prawie) razem coś. W 2015 roku kolizja z Romainem Grosjeanem, w kolejnym sezonie w kwalifikacjach kraksa przy basenie, natomiast podczas wyścigu bliskie spotkanie z barierami w zakręcie Massenet. I tylko przed rokiem piąta lokata na mecie. Trudno będzie Holendrowi jutro przebić to osiągnięcie.

Cisza przed burzą
Z pierwszej linii wystartuje Sebastian Vettel, którego zabrakło podczas wywiadów przeprowadzanych na gorąco z najlepszą trójką czasówki przez Davida Coultharda. Podobnie jak przed rokiem, Niemiec wywalczył drugi czas, tyle tylko, że teraz ma przed nosem nie Kimiego Räikkönena, lecz Ricciardo. – Jestem w miarę zadowolony. Mogłem pojechać trochę szybciej, ale nie sądzę, żeby mógł stworzyć dla Dana prawdziwe zagrożenie. On całkowicie zawładnął czasówką – komplementował Australijczyka czterokrotny mistrz świata, dla którego kluczową sprawą będzie w wyścigu pokonanie Hamiltona i zmniejszenie strat w generalce, które po Hiszpanii wzrosły do 17 punktów.

Lider mistrzostw świata także nie sprawiał wrażenia zaskoczonego kwalifikacyjnym sukcesem kierowcy Red Bulla. Co więcej, nie był tym zbytnio przejęty, podkreślając że torów o charakterystyce Monako jest mniej niż podobnych do obiektu w Barcelonie. – Wiedzieliśmy, że nie będziemy najszybsi. Zrobiłem jednak wszystko, co w mojej mocy. Z pierwszego okrążenia w Q3 byłem zadowolony. W drugim byłem o 0,2 sekundy szybszy, lecz straciłem wszystko w ostatnim sektorze, więc jak łatwo się domyślić nie wzbudza to mojego zachwytu – skomentował Anglik swoją trzecią lokatę.

Plan nie wypalił
Polegający na przejściu przez Q2 z pomocą ultramiękkiej mieszanki plan okazał się zbyt ambitny. Miało to być remedium na kłopoty z hipermiękką mieszanką w pierwszej fazie wyścigu. – Zauważyliśmy potężne ziarnienie lewej przedniej opony i poważną degradację na tylnej osi – przyznawał Toto Wolff, wyjaśniając eksperyment, który ze względu na różnicę w osiągach pomiędzy różowymi i fioletowymi oponami z góry skazany był na porażkę. Ale to jest Monako, więc warto było przynajmniej spróbować.

Mimo wszystko Lewis może być z siebie zadowolony. Przede wszystkim dlatego, że głównego rywala w walce o tytuł ma na wyciągnięcie ręki. Położenie Anglika komplikuje nieco bliskość czwartego w wynikach Räikkönena (1.11.266). Fin będzie chciał uprzykrzyć Lewisowi życie, a nie jest wykluczone, że Ferrari spróbuje wykorzystać go do tego, żeby w sprzyjających okolicznościach rozegrać go strategicznie. Wiele zależy oczywiście od tego, jak ułoży się start, bo awans piątego w wynikach Valtteriego Bottasa (1.11,441) radykalnie zmieni układ sił.

Fin nie był zachwycony zachowaniem swojej Srebrnej Strzały. – Ustawienia były lepsze niż w czwartek, lecz głównym ograniczeniem była kiepska przyczepność. Mocno się ślizgałem, więc dobrze, że przynajmniej jeden Red Bull jest za nami – przyznawał Valtteri.

Rzut monetą
Znakomicie spisała się w kwalifikacjach skazywana przed weekendem na pożarcie ekipa Force India. Sergio Pérez sięgnął po dziewiąty czas, prawdziwą sensację wywołał jednak Esteban Ocon. Po najlepszej czasówce w sezonie Francuz wywalczył szóstą lokatę, zostawiając w pobitym polu Fernando Alonso i Carlosa Sainza. – Pokazaliśmy, że trzeba się z nami liczyć – cieszył się Esteban. – Marzę o podium, ale jeśli nie zdarzy się nic nadzwyczajnego, nie będzie to możliwe. Jesteśmy jednak w idealnym położeniu, żeby o tym pomyśleć – dodał, zdradzając swoje aspiracje na niedzielę. Bardziej przyziemnie podchodząc do sprawy, Ocon musi myśleć przede wszystkim o tym, żeby szóste miejsce dowieźć do mety. Tegoroczny sezon nie do końca układa się bowiem tak, jakby Francuz sobie tego życzył, a świetnie ilustruje to jego dorobek, na który składa się punkcik z Bahrajnu. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że w najmniejszym stopniu nie oddaje to ani oczekiwań, ani możliwości Estebana. Zwłaszcza jeśli na drugiej szali położymy podium Péreza z Baku.

McLaren ma szczęście, że w swoich szeregach posiada Alonso. Hiszpan przegrał wczoraj co prawda z Oconem rywalizację o miano „najlepszego z całej reszty” (Stoffela tradycyjnie pokonał), ale trzeba podkreślić, że wrócił z piekieł. W trzecim treningu jego ekipa kompletnie się bowiem pogubiła z ustawieniami i MCL33 żył własnym życiem. Potem był „rzut monetą” i sprawę udało się jakoś odkręcić.

Zabrakło 0,1 sekundy
Radzący sobie lepiej z korkami w Księstwie Sainz po raz trzeci z rzędu rozpocznie wyścig przed Nico Hülkenbergiem (Niemiec utknął w Q2 i tłumaczył, że nie miał okazji przejechać czystego okrążenia). – To było najlepsze, ale też najbardziej stresujące okrążenie w mojej karierze – przyznawał autor ósmego rezultatu.

Najlepszą dziesiątkę zamknął Pierre Gasly, który nie krył ambicji związanych z kwalifikacjami w Monako. – Jestem podekscytowany! – przyznawał Francuz, któremu do siódmej pozycji zabrakło nieco ponad 0,1 sekundy. – Wiedzieliśmy, że Monako niesie ze sobą pewne szanse. Różnice w środku stawki były minimalne, więc szkoda, że nie udało mi się wycisnąć jeszcze jednej dziesiątej sekundy – ubolewał czwarty kierowca wyścigu w Bahrajnie.

Przebudzenie Siergieja?
W Williamsie trochę starego, ale także małe światełko w tunelu. Walczący z balansem i własnymi inżynierami w coraz bardziej arogancki sposób Lance Stroll przepadł w Q1 i wyścig rozpocznie z siedemnastej pozycji (dzięki karze dla Romaina Grosjeana). Znacznie lepiej spisał się Siergiej Sirotkin. Rosjanin awansował do Q2 z czasem, który sprawiał, że ekipa Williamsa rozmarzyła się przez chwilę o wyjściu do decydującej części kwalifikacji. Jak się okazało, były to oczekiwania nieco na wyrost, chociaż kto wie, jak by się to wszystko potoczyło, gdyby w kokpicie FW41 siedział Robert Kubica.

Słówko o lokalnym faworycie, który wylądował w wynikach jedno miejsce za Sirotkinem. Po świetnych występach w Azerbejdżanie i Hiszpanii nadzieje związane ze startem Charles’a Leclerca na własnym terenie były i nadal są spore. Trzeba jednak oczywiście mierzyć siły na zamiary. W czasówce okazało się, że czternasta pozycja stanowiła dla kierowcy z Monako absolutny sufit. Wyścig to jednak co innego i nie jest wykluczone, że przy odrobinie szczęścia Leclerc znowu sięgnie po punkty. Nie zasiadając w kokpicie topowego samochodu, Charles musi wykazać się nie lada cierpliwością i pamiętać o tym, żeby trzymać się jak najdalej od kłopotów. – Spełnia się moje marzenie. Nie mogę doczekać się startu – oświadczył po zakończeniu kwalifikacji na własnym podwórku.

Pomyłka Kevina
Nie sprawdziły się słowa Kevina Magnussena, który twierdził po Barcelonie, że Haas wszędzie może być liderem środka stawki. Monako przyniosło brutalnie przebudzenie, bo amerykańska ekipa złapała wyraźną zadyszkę, nie mogąc dogadać się ze swoim samochodem. – To szokujące, zważywszy na to, jak mocni byliśmy w Hiszpanii. To nie tylko kwestia opon czy balansu. Kompletnie brakuje nam w ten weekend szybkości – podkreślił Duńczyk, który okazał się najwolniejszym kierowcą czasówki.

Grosjean wypadł nieco lepiej. Zdołał awansować do Q2 i wykręcił – może to zbyt duże słowo – piętnasty czas. Do Q3 zabrakło niby tylko 0,4 sekundy, ale wczoraj była to dla zespołu Haasa przepaść nie do przeskoczenia. Biorąc poprawkę na karę za spowodowanie kolizji w Montmelo, Grosjean wyląduje na starcie w ogonie stawki, mając za sobą jedynie Magnussena i Verstappena.

7 KOMENTARZE

  1. Dla mnie ważne jest to, co powiedział Robert w wywiadzie. W Monaco dużo ważniejsza jest przyczepność mechaniczna, a tą widocznie Williams ma. Inna sprawa, że trzeba umieć ją wykorzystać ;). Za dobrym (jak na Williamsa) czasem Sirotkina, na pewno przemawia fakt, że zna ten tor dużo lepiej od Strolla, z którego w ten weekend wylazł arogancki i chamski dzieciak, bo dali mu zabawkę, która nie działa.

    • E tam, ludzka rzecz wkurzyc sie na glupie niedociagniecia ze strony zespolu. Niedopiety zaglowek podczas kwalifikacji w Monako – to nie powinno sie zdarzyc.

  2. wczoraj odkryłem tą strone i jestem zachwycony, mnóstwo ciekawostek a np. podsumowanie przed dzisiejszym wyścigiem po prostu mistrzowskie

  3. Sokolim okiem nie nadąża, za to kibice głodni informacji tak. Dzieje się wokół kwestii przejścia RK do Toro Rosso. Uważam, że byłby to dobry kierunek. Nie wiem jak Robert czułby się w ich samochodzie, ale skądinąd wiemy, że oni zawsze mają niezłe wozy ze względu na aerodynamikę. Jeśli Pierre robi wynik dający pierwszą szóstkę, no to bolid ma potencjał. Zastanawiam się czy Robert nie powinien wykazać się inicjatywą i zwrócić bezpośrednio do Hondy. Byłoby to bardziej zrozumiałe i byłoby więcej możliwości i pola manewru wiążąc się kontraktem z producentem silników. I w ogóle nie przejmowałbym się perypetiami Alonso. Honda może w końcu zacząć spełniać oczekiwania, a ktoś taki jak Kubica jest dla nich wartością konieczną. Dlatego jest prawdopodobne, że możemy lada moment ujrzeć Kubicę w Toro Rosso. Amen:)

  4. Na ten moment wydaje mi się, że wejście w trakcie sezonu do kokpitu i regularne startowanie daje większe szanse na złapanie się do F1, niż znalezienia miejsca dopiero na sezon ‚2019. Nie biorę tu pod uwagę pojawiających się co rusz informacji o możliwych odejściach niektórych kierowców. Może być tak, że nawet Kimi pozostanie, a np. wypadnie Williams i zostanie 9 zespołów, czyli 18 miejsc – szanse na angaż zmalałyby do minimum. Ale jak zwykle są to tylko dywagacje i wszystko może potoczyć się nie tak pesymistycznie. Tak więc Hondo, pośpieszaj! Na co te japończyki czekają, to nie wiem:)

Skomentuj Bzik Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here