Srebrne Strzały upokorzyły stajnię Ferrari w jej świątyni, z łatwością sięgając po podwójne zwycięstwo – trzecie w sezonie. Lewis Hamilton triumfował we Włoszech po raz czwarty w karierze, a dzięki szóstej wygranej w sezonie zrzucił trzeciego na Monzy Sebastiana Vettela z fotela lidera klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Głównych faworytów do tytułu przedzielił Valtteri Bottas, rehabilitując się za kiepski weekend w Belgii.

Na Hamiltona nie było na włoskim torze mocnych. Po wygranych z sekundową przewagą deszczowych kwalifikacjach, Anglik dokończył w niedzielę dzieła zniszczenia, sięgając po drugie w odstępie ośmiu dni zwycięstwo, przy okazji rujnując 70. urodziny marki z Maranello. W piątym najszybszym wyścigu wszech czasów (243,626 km/h – rekord nadal należy od Michaela Schumachera, który w 2003 roku przejechał dystans wyścigu ze średnią wynoszącą 247,586 km/h) Lewis był bliski perfekcji. Zabrakło mu jej jedynie w dwóch momentach – pierwszym był stosunkowo słaby start, a drugim niewielki poślizg na wyjściu z Variante della Roggia. W trakcie 43 okrążenia kibicom trzykrotnego mistrza świata na chwilę zadrżały serca, gdy Anglik zgłosił, że „czuje, jakby spadała moc w jego silniku”. Alarm okazał się jednak fałszywy i Hamilton bez trudu zainkasował swoja 59. wygraną w F1. – To niesamowite, jak układa się druga część sezonu. Dzisiaj mieliśmy trochę więcej luzu za plecami, ale walka trwa dalej. Ferrari jest bardzo szybkie, zwłaszcza na torach wymagających dużego docisku – przypomniał Hamilton, mając na myśli najbliższą rundę mistrzostw świata, która zostanie rozegrana w Singapurze.

Valtteri Bottas, który ciągle czeka na kontrakt, wywalczył we Włoszech drugą lokatę, umacniając się tym samym na trzeciej pozycji w generalce. Różnica pomiędzy nim a prowadzącym obecnie Hamiltonem wynosi już jednak 41 oczek. Do końca zmagań pozostało wprawdzie siedem wyścigów, ale nawet jeśli Mercedes tego nie potwierdza, sytuacja jest klarowna – o tytuł z Vettelem będzie walczył Lewis. Valtteri w tej rozgrywce może jednakże odegrać istotną rolę, podobnie jak w walce o prymat wśród konstruktorów. Tutaj pozycja stajni z Brackley jest zresztą coraz silniejsza. Po trzecim dublecie w sezonie zespół Toto Wolffa ma już 62 punkty przewagi nad konkurencją z Maranello.

Pokpili sprawę
Sergio Marchionne nie był zachwycony postawą swojej ekipy na oczach tysięcy wygłodniałych sukcesu kibiców Ferrari i krótko zrecenzował wyniki wyścigu na Autodromo Nazionale: „pokpiliśmy sprawę”. No cóż, kibice Scuderii mieli prawo czuć się rozżaleni, w końcu Vettel stracił prowadzenie w mistrzostwach świata. Po kwalifikacjach trudno było jednak spodziewać się cudów. Włoskie maszyny okazały się zbyt narowiste na hamowaniu i niewystarczająco szybkie, aby podjąć rękawicę i powalczyć z kierowcami Mercedesa. W pierwszej fazie wyścigu Sebastian przebił się na trzecie miejsce, a każdy jego awans fetowany był przez tifosi głośnymi okrzykami. Srebrne Strzały znalazły się jednak poza jego zasięgiem. Później jego tempo jeszcze spadło, gdy na jednym z okrążeń przytrafiła mu się przygoda w szykanie. – Zaczęło mnie ściągać na jedną stronę. To rozbiło w puch moje poczucie komfortu na hamowaniu, więc nie mogłem cisnąć i traciłem czas – wyjaśniał.

Pomimo utraty prowadzenia w mistrzostwach świata Sebastian zaznaczył, że jego skrzydła nie zostały podcięte. – Mercedes okazał się dzisiaj dla nas zbyt mocny, ale nie załamuję rąk, wiem, że zakończymy sezon z przytupem. Koniec końców liczy się tylko to, kto jest na czele po ostatnim wyścigu – słusznie zauważył czterokrotny mistrz świata, liczący na to, że na ulicznej pętli w Singapurze będzie w stanie odpowiedzieć na ostatnie dwa sukcesy Hamiltona.

Zdecydowanie mniej powodów do zadowolenia po wyścigu na Monzy miał drugi kierowca Ferrari. Kimi Räikkönen musiał się na Monzy zadowolić finiszem na piątej pozycji. Zdołał wprawdzie objechać Lance’a Strolla i Estebana Ocona, przegrał za to z Vettelem i znakomitym Danielem Ricciardo.

Dwa światy
Przed rundą w Belgii Christian Horner zapowiadał, że celem jego ekipy w drugiej części sezonu jest pokonanie na punkty Ferrari. Na razie niewiele jednak z tego planu wychodzi i bez lepszych rezultatów Maksa Verstappena z pewnością się to nie zmieni. Po wyścigu na Monzy zespół czerwonego byka znowu podzielił się na dwa światy. W jednym znajdował się fenomenalny Daniel Ricciardo, w drugim jego holenderski kolega, uwikłany w kilka spięć na torze. Australijczyk dał na włoskim torze prawdziwy koncert, w czym pomogła mu strategia, polegająca na założeniu na pierwszą zmianę miękkich, a na finisz supermiękkich opon. Trzeci w deszczowych kwalifikacjach, cofnięty za wymianę elementów jednostki napędowej na szesnastą pozycję, Daniel przebił się w wyścigu na czwarte miejsce. Jak na niego przystało, błyszczał manewrami wyprzedzania, zostawiając w tyle m.in. Räikkönena, i finiszował zaledwie cztery sekundy za Vettelem.

– Jestem bardzo szczęśliwy! Ścigałem Sebastiana po sekundę na okrążeniu, ale ostatecznie nie zdołałem go złapać. Miałem mnóstwo frajdy, wykonałem też parę fajnych manewrów wyprzedzania – cieszył się czwarty kierowca mistrzostw świata. Czy w takiej sytuacji można się dziwić rozpływającemu się nad Australijczykiem Christianowi Hornerowi? Zdecydowanie nie. – Daniel pojechał fenomenalnie. On jest jednym z tych kierowców, którzy najlepiej radzą sobie z wyprzedzaniem. Bardzo późno hamulce, a mimo tego trafia w zakręty – komplementował swojego podopiecznego szef Red Bulla.

Verstappen na tle swojego australijskiego kolegi po raz kolejny wypadł blado, choć po starcie wydawało się, że są szanse na to, żeby odbić sobie ostatnie niepowiedzenia. W kolizji z Williamsem Felipe Massy młody Holender przebił jednak prawą przednią oponę, co w zasadzie przesądziło jego los, choć nie ostudziło ambicji. Nie mając nic do stracenia, Max zabrał się do odrabiania strat, wdając się w przepychanki z Romainem Grosjeanem i Kevinem Magnussenem. Na szczęście wyszedł z nich bez szwanku i dotarł na metę na dziesiątej pozycji. – Mój wyścig praktycznie skończył się po trzech okrążeniach. Mam nadzieję, że w Singapurze powalczymy o podium – powiedział Verstappen, legitymujący się po Monzy dwukrotnie mniejszym dorobkiem punktowym niż Ricciardo.

Młode wilki
Na słowa uznania za swój występ na torze Monza niewątpliwie zasłużyła młodzież z Williamsa i Force India. Zacznijmy od nowego najmłodszego zdobywcy pierwszej linii startowej w dziejach F1 (temat został rozwinięty w tekście Pogromca lwów), czyli Lance’a Strolla. Powiedzmy to sobie uczciwie – Kanadyjczyk nie miał żadnych szans, żeby uratować we Włoszech drugą pozycję. Jego Williams był po prostu zbyt wolny, żeby zatrzymać Bottasa, Ricciardo czy Räikkönena. Z drugiej strony wystarczająco szybki, by pokonać Estebana Ocona, czego nie zdołał wykorzystać.

– Lewis nie wystartował najlepiej, zostałem jednak trochę przyblokowany i Esteban skorzystał z okazji – tłumaczył Stroll. – Na miękkich oponach czułem się świetnie i miałem Estebana w zasięgu ręki. Przyblokowanie przedniego koła w pierwszej szykanie drogo mnie jednak kosztowało, bo z trybu ataku na Ocona musiałem przejść do trybu obrony przed Massą – dodawał. Mimo wszystko Lance i tak mógł być cały w skowronkach, w końcu w piątek nikt nawet nie zakładał, że weekend na Monzy okaże się najlepszym w karierze 18-latka. Nie, nie zapomniałem o Azerbejdżanie, po prostu uważam, że na Autodromo Nazionale Stroll więcej zawdzięcza sobie niż sprzyjającym okolicznościom.

Trzeba przyznać, że Ocon przez cały czas imponuje niezwykłą regularnością – punktów nie zdobył tylko raz w sezonie, w Monako. Na Monzy Francuz spisał się znakomicie, zdobywając szóstą lokatę. Na mecie odczuwał lekki niedosyt, lecz tak naprawdę był świadom, że więcej ugrać się nie dało. – Jestem odrobinę rozczarowany, ponieważ naprawdę liczyłem na podium. Trzeba być jednak realistą, nie jesteśmy tak szybcy jak Mercedes czy Ferrari. Myślę, że szóste miejsce stanowiło maksimum – stwierdził Esteban, który drzwi do szóstej pozycji otworzył sobie na starcie, wyprzedzając Strolla. Następnie przez cały wyścig – mimo wolniejszego auta – utrzymywał kierowcę Williamsa za swoimi plecami i wpadł na metę na czele pociągu składającego się jeszcze z Felipe Massy i Sergio Péreza.

W przypadku tego ostatniego warto podkreślić, że mechanicy Force India dopiero godzinę przed startem skończyli wymianę nowej skrzyni biegów w jego samochodzie. Cała operacja wiązała się z karą (w sumie niezbyt dotkliwą, bo w związku z całym zestawem kar, jakie spadły na zawodników, skończyło się nawet zyskaniem jednej pozycji w porównaniu z jego wynikiem z kwalifikacji), ale Meksykanin i tak zdobył dwa punkty, kończąc wyścig za swoim francuskim kolegą i kierowcami Williamsa.

Karma
W przypadku McLarena tradycji stało się zadość – ani Stoffel Vandoorne, ani Fernando Alonso nie osiągnęli mety w Parku Królewskim. Startujący z P18 Belg po niezłym początku wspiął się do dziesiątki, na 34. okrążeniu zameldował jednak, że silnik w jego samochodzie stracił moc i zaparkował w garażu. Dwukrotny mistrz świata zaliczył z kolei starcie z Jolyonem Palmerem, po którym na Brytyjczyka nałożono 5-sekundową karę, zdaniem Hiszpana zbyt łagodną. Wieść o tym, że Palmer zmuszony był wycofać się z wyścigu Fernando skwitował „karmą”. Być może dlatego jego również dosięgły później problemy (ze zmianą biegów). – Próbowaliśmy rozwiązać kłopoty poprzez zmianę ustawień, ale to nie zdało egzaminu – wyjaśniał Hiszpan, poproszony pod koniec wyścigu o zjazd do garażu.

Pytanie o przyszłość Alonso pozostaje otwarte. Zak Brown jest jednak przekonany, że Hiszpan pozostanie w składzie nawet wtedy, jeśli stajni z Woking nie uda się nakłonić Toro Rosso do zamiany dostawcy silników. Poczekamy, zobaczymy.

21 KOMENTARZE

  1. Wisi w powietrzu zerwanie McLarena z Hondą i „odstąpienie” przez RBR jej ToroRosso aby McLaren otrzymał jednostki Renault. Ten deal trzech zespołów i Hondy ma konsekwencje w postaci pozostania Alonso w McL oraz wepchania Sainza do Renault przynajmniej na 2018 rok aby zabezpieczyć Sainza, gdyby w 2019 roku kończące się kontrakty w RBR wywołały rewolucję kadrową. Nasz Robert niestety zostanie w tym momencie za burtą… Wątpię, aby próbował uderzać do Williamsa. Wg plotek ta decyzja ma zostać ogłoszona dzisiaj lub jutro.

  2. Oby się nie okazało, że Honda jednak będzie konkurencyjna w 2018. Zmienili koncepcję silnika po doświadczeniach z dwóch poprzednich lat, a na dopracowanie nowego podejścia też trzeba czasu. Mają jeszcze wsparcie z zewnątrz, więc kto wie co będzie w przyszłorocznym sezonie. Nie mówię, że będą lepsi od Mercedesa i Ferrari w kwestii silnika, ale może na poziom Renault już wejdą. A tutaj na Monzy silnik Renault jakoś nie błyszczał, co było widać w Toro Rosso i fabrycznym teamie Renault – zespoły, które wcale nie brylowały nad McLarenem. Fakt, jest jeszcze Red Bull, ale ci mogli sobie pozwolić na jazdę z ekstremalnie niskim dociskiem pochodzących ze skrzydłem no i dużo lepszy bolid trakcyjnie od klienckich teamów Renault.

    • Akurat McLaren nadrabia wszystko trakcją. Silnik nie jest nawet na poziomie Renault (a wiadomo, ze to najsłabszy motor w stawce) ale trakcją prawdopodobnie sa nawet przed RBR. podobnie aero mają lepszą. niestety Mclaren zbudował świetny bolid i wsadził do niego silnik z kosiarki. To nie moze dobrze działać. Po prostu. Ale nawet na Monza było doskonale widać, szczególnie w szybkich partiach zakrętów i szykanach, że pod tym wzgledem sa na poziomie co najmniej RBR jak nie lepiej.

  3. Są też plotki, że wstrzymują się z decyzją do następne specyfikacji silnika, a tam ma być niedługo. Wątpię jednak, aby nagle coś cudownie zatrybiło. Nic to, trzeba kibicować Hondzie, bo nam to rozwali pewien come back…

  4. Rozne chodza plotki. Alonso juz nie raz myslal ze jest wiekszy od stajni, ktora go zatrudnia i za kazdym razem zle na tym wychodzil. McLaren mialby rezygnowac z kasy i wsparcia poteznej Hondy, dostajac w zamian silnik Renault, ktory na 100% bedzie slaby przez najblizsze lata? Tylko po to by zatrzymac Alonso, ktoremu i tak placa fortune? I po co? Z Renault nie maja najmniejszych szanse na tytul, pare razy Alonso stanie na podium i tak samo bedzie plul na silnik ze za slaby. Honda jednak moze zaskoczyc w 2019, w przeciwienstwie do Renault maja ambicje i srodki. Renault ewidentnie chce po prostu byc w F1 bez ponoszenia kosztow (kasa ze dostawy silnikow + platny kierowca = koszty zespolu fabrycznego).

  5. Brawo , konkretnie i rzeczowo napisane…Mercedes w innym świecie i powiem szczerze Scuderia nie ma szans na tytuł w wykonaniu Seba.Co do wyścigu …. RBR klasa odpalili po wakacjach – palce lizać.Seb miał niebywałe szczęście jeszcze 2-3 okrążenia i Daniel by go „połknął”.Moja SF kompletna klapa z ustawieniami totalna porażka…Kimi pięknie wystartował minął Valteriego ale dalej to tylko żal patrzeć na wolne auto…Puścił Seba bo tu punkty ważniejsze , a sam ” oszczędzając” swoje auto tułał się po torze….
    Czy mógł zrobić więcej … nie z tymi ustawieniami.Śmieszy mnie Pan Kapica E11 który wczoraj w studio wygłosił swoją opinie.Drogi Panie pora ze sceny zejść… Auto tak jedzie jak je ustawią ,a SF nie zrobiła nic , absolutnie nic.Tempa nie można oszukać Seb i Kimi wczoraj nie istnieli i gdyby nie były potrzebne punkty Sebastianowi to Kimi dojechał by trzeci.Proste jak budowa cepa.Ale Kapica (taki RachońF1) ma własny świat…Żal oglądać i słuchać.Pani Aldony ze względu na przyzwoitość nie będę komentował ( ale o czym ja mówiłam…) jeden z gorszych dni…
    Patrząc na zdjęcia i filmy po wyścigu…zgromadzeni włoscy kibice woleli by widzieć Kimiego na „pudle” ,a w studio E11 rzeczywistość przeczy…

    • Popieram w całej rozciągłości. Pan Kapica to jeszcze większe uosobienie wzorcowego antykomentatora, niż Andrzej Ględzioła Borowczyk. Zachowuje się jak wsiok, co chwilę śmieje się jak głupek, gwiazdorzy i ogólnie uważa się za gwiazdę mikrofonu i ekranu. Już dawno nikt tak nie działał na nerwy jak ta kreatura. Panie Kapica – dziennikarstwo to relacjonowanie zdarzeń i wydawanie wyważonych opinii a nie zachowywanie się jak buc spod budki z piwem. Tu nie stadion piłkarski.
      Na Panią Aldonę również miłościwie spuszczę zasłonę milczenia. Skąd ona się w ogóle wzięła – niech mi ktoś to wytłumaczy. Generalnie całe studio Eleven to jedna wielka kompromitacja, obydwie w/w osoby należy usunąć natychmiast z anteny, zwłaszcza Pana Kapicę. Dlaczego Mikołaj już w ogóle nie komentuje wyścigów skoro jest na torze, o co tu chodzi???

        • Widzisz to z zupełnie innej strony… doskonale wiesz jakiej…
          Dziennikarstwo szczególnie to gdzie trzeba się zagłębić w szczegóły dotyczy f1.
          Z przykrością muszę to stwierdzić że nie można wygłaszać poglądów jak się nie
          „siedzi” w środku… Nie wiemy wiele rzeczy co się dzieje u inżynierów danych ekip,jakie elementy auta nie radzą sobie tak jak powinny,gdzie tkwi przyczyna…itd.Szczególnie w dobie wszechobecnej elektroniki i innych jak to nazywam „wodotrysków” gdzie wszyscy coś ulepszają,poprawiają i każdy chce być lepszy od drugiego….
          Ocenianie kierowców którzy mają na koncie tytuł mistrza świata,krytyka argumentacja rodem „z piaskownicy „ot cały Pan Kapica.
          Komu ten Pan kibicuje to jedno – ok ma takie prawo.Ale obelgi i lżenie drugich to go całkowicie dyskwalifikuje.Niestety taka prawda.

      • Eleven i tak się wyrobił w studio patrząc na pierwsze ich odcinki za jakimiś szmatami w kawiarni. Ok nie jest źle choć juz nawet zaczynam tęsknić za Ziętarą niż Kapicą.
        Kapicę w studio jeszcze jakoś wytrzymam, ale na torze już nie mogę. Z Mikołajem to inna bajka inne oglądanie. Jak ktoś to wcześniej dobrze napisał niech Kapica idzie do komentowania swojej piłki i niech tam zostanie.

        Tak jak wcześniej Mikołaj powiedział, że z torów europejskich nie będzie komentował, bo woli być na padoku. Wcale mu się nie dziwię. Na szczęście teraz może będzie już do końca sezonu na antenie.

  6. A ja bym wolał duet Sokół – Borowczyk 😉 P. Mikołaj jest technicznym oraz historycznym arcy-specjalistą, a P. Andrzej zna bardzo dobrze ten (nie cierpię tego słowa) celebrycki światek. Dla mnie zestawienie idealne. Co do P. Kapicy, podzielam zdanie wielu przedmówców. Wypada słabiutko, myślę że w wielu momentach próbuje na siłę dobrze wypaść co skutkuje mocno nienaturalnym efektem. Co do drugiej połowy sezonu to awaria Sebastiana albo Lewisa może tutaj zadecydować o tytule jednego lub drugiego. Ja natomiast wolałbym walkę do samego końca sprawnymi samochodami o każdy punkt bez przygód tego typu. Kierowcy numer 2 mogą też się w jakimś stopniu przyczynić, tutaj większe szanse na pomoc ma jednak Lewis. Z tą przewagą Mercedesa nad Ferrari byłbym jeszcze ostrożny chociaż w ostatnich latach drugą połowę sezonu Brytyjczyk miewał lepszą. Za niespełna 3 miesiące będzie wszystko wiadomo. Niech wygra lepszy (ja kibicuję Lewisowi). Szkoda że taka cisza ostatnio na temat Roberta, no ale pozostaje nam czekać, na pewno dowiemy się wszystkiego w swoim czasie. Oby to były dobre wiadomości, ja jestem optymistą 😉 Pozdrowienia dla Kibiców.

    • Może i Pan Andrzej zna ten celebrycki światek, tylko jakoś się z nami to wiedzą niespecjalnie dzielił – przez te kilka lat jego komentowania na każdym wyścigu padało nieśmiertelne Jessica Michibata (uwielbiam Jensona, ale z tego akurat powodu jestem mu wdzięczny, że poszedł na emeryturę :P) oraz Mirtu Virtanen. Reszta jego „wiedzy” – no comments.

  7. Były jeszcze ostre jak brzytwa kawałki bolidu na torze, mówienie, ze ktoś jedzie po zwycięstwo 20 okrążeń przed metą i nieśmiertelne: Mikołaj, jak myślisz? 😉 Nie brakuje mi Borowczyka ani trochę.

Skomentuj ekwador15 Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here