Valtteri Bottas wyszedł zwycięsko z ostatniej tegorocznej czasówki i sprzątnął sprzed nosa Lewisa Hamiltona pole position. Kierowcy Srebrnych Strzał znaleźli się na Yas Marina Circuit poza zasięgiem konkurencji. Chciałbym się mylić, ale wiele wskazuje na to, że walka o wygraną w kończącym sezon wyścigu o Grand Prix Abu Zabi może być wewnętrzną rozgrywką Mercedesa – i to mocno powiązaną z występem Sebastiana Vettela.

Ze względu na konfigurację Yas Marina z przewagą ekipy Mercedesa należało się liczyć, choć jej rozmiary okazały się odrobinę zaskakujące. Podobnie jak sukces Bottasa, który na swoim najszybszym okrążeniu zawiesił poprzeczkę na poziomie 1.36,231 i pokonał swojego bardziej utytułowanego kolegę o 0,172 sekundy. – Znalazłem trochę czasu tutaj, trochę tam. Przez cały czas wszystko miałem pod kontrolą, świetnie czułem się z samochodzie. Pierwsze okrążenie w Q3 było naprawdę dobre i wystarczyło do zdobycia pole position – stwierdził Fin po czwartej wygranej czasówce w karierze, błyskawicznie jednak zastrzegając: – W Brazylii też wygrałem kwalifikacje, a w wyścigu poległem. Cel na niedzielę jest zatem jasny.

Lekcja Fernando
W jego realizacji sprzymierzeńcem Bottasa powinny być szczupłe możliwości strategiczne. Niski poziom degradacji opon oznacza bowiem, że nie ma się co nastawiać na jakieś strategiczne szachy. Jeśli nie zdarzy się nic nadzwyczajnego, kierowcy złożą po jednej wizycie w alei serwisowej (po supermiękkie opony, o ile ktoś z drugiej części stawki nie zdecyduje się na odwrócenie strategii). Dosyć szerokie okno pozostawia pewną elastyczność co do momentu zmiany ogumienia, obawiam się jednak, że wyścig może przybrać formę procesji. Z punktu widzenia lidera jak najbardziej pożądaną.

Warto przy okazji pamiętać o tym, że tylko triumf może przynieść Valtteriemu drugą lokatę w mistrzostwach świata (22 punkty straty Fina). I to pod warunkiem, że Vettel zajmie nie wyżej niż dziewiąte miejsce. Jeśli czterokrotnemu mistrzowi świata nie przytrafi się jakaś katastrofa, trudno to sobie oczywiście wyobrazić, z drugiej jednak strony w F1 zdarzały się już nie takie historie. Coś na ten temat mógłby powiedzieć Fernando Alonso, który siedem lat temu przyleciał do Abu Zabi z 15-punktową przewagą nad Vettelem, a zakończył walkę o tytuł 4 oczka za nim.

Na klatę
Jak w tej sytuacji zachowa się Lewis Hamilton? Czterokrotny mistrz świata był niepocieszony swoim sobotnim występem. Znowu, można powiedzieć, gdyż po raz ostatni wywalczył pole position w Austin. Nie szukał jednak usprawiedliwień, biorąc wszystko „na klatę” (przepraszam za kolokwializm). – Valtteri pojechał genialnie, serdecznie mu gratuluję. Możecie mi wierzyć, dawałem z siebie wszystko. Zgubiłem trochę czasu w pierwszym zakręcie, ale sprawę pogrzebałem w piąte i szóstce – zdradził trzykrotny triumfator wyścigu w Abu Zabi.

Drugie miejsce nie stanowi jednak żadnego dramatu i dzisiaj Anglik może powetować sobie niepowodzenie z kwalifikacji. Przed weekendem podkreślał, że zależy mu na tym, by zakończyć najlepszy sezon w swojej karierze mocnym akcentem. To musi oznaczać walkę o zwycięstwo, jestem jednak przekonany, że jeśli Valtteri będzie potrzebował przysługi, Lewis bez wahania mu ją odda.

Sufit
Ferrari nie było w sobotę w stanie dotrzymać kroku kierowcom Mercedesa. Najdobitniej świadczy o tym półsekundowa strata Vettela do zdobywcy pole position (nie licząc mokrej Monzy, ostatnio Włosi stracili tak dużo w Wielkiej Brytanii). Owszem, czterokrotnego mistrza świata dotknęły drobne perturbacje (sekwencja zakrętów numer 5, 6 i 7), w żadnej mierze nie tłumaczą one jednak aż tak dotkliwej porażki. Trzecia pozycja w kwalifikacjach stanowiła dla Niemca sufit. – Ogólnie jestem zadowolony z samochodu, chociaż szkoda, że tyle straciliśmy. Mamy jednak dobre tempo wyścigowe, więc powinniśmy znaleźć się bliżej Mercedesa. Wyprzedzanie na tym torze nie należy do najłatwiejszych, ale nie jest też niewykonalne. Zobaczymy – zakończył niemiecki as Ferrari.

Rozczarowania wynikami czasówki nie krył Kimi Räikkönen. Piąty czas (1.36,985) i przegrana z Danielem Ricciardo mocno odbiegały od wyobrażeń „Icemana”, który swoje kłopoty uzasadnił ruletką z oponami. – Samochód spisywał się bardzo dobrze, tyle tylko, że za nic w świecie nie byłem w stanie zmusić ogumienia do pracy. To była loteria. W niektórych zakrętach było nieźle, w innych fatalnie. Na ostatnim okrążeniu walczyłem z nadsterownością. Na wyjściu z „jedenastki” tył zgubił przyczepność, co popsuło mi dwa kolejne zakręty – wyjaśniał triumfator wyścigu na Yas Marina sprzed pięciu laty.

Piąte miejsce na starcie to jeszcze nie koniec świata i w wyścigu Fin powinien pokusić się o walkę z Ricciardo. Odrobienie 7-punktowej straty do Australijczyka łatwe nie będzie, lecz sprawa z nie jest jeszcze przegrana. Wiele będzie zależeć od tego, jak ułoży się początek wyścigu. W razie konieczności nie wykluczałbym pomocy ze strony Vettela, aczkolwiek los „Icemana” znajduje się przede wszystkim w jego rękach.

Dwa cele
Jeżeli Red Bull zamierza osiągnąć wyznaczony po wakacjach przez Christiana Hornera cel i pokonać na punkty Ferrari, Max Verstappen i Ricciardo muszą dzisiaj zdobyć przynajmniej 4 punkty więcej niż Vettel i Räikkönen. Na papierze więcej atutów w tej batalii mają co prawda kierowcy Ferrari, ale biorąc poprawkę na ustawienie na starcie i krewką naturę 20-letniego Holendra (choć tym razem mocno przeszkadzają mu kłopoty z balansem) nie przesądzałbym jeszcze sprawy.

Tak czy inaczej, wygląda na to, że pierwszoplanową rolę w obozie Czerwonego Byka odegra w wyścigu Ricciardo. Na to przynajmniej wskazują wyniki czasówki, w której Australijczyk spisał się znakomicie, sięgając po czwartą lokatę (1.36,959) i przedzielając kierowców Ferrari. – Sądziliśmy, że będziemy szybsi. Drugi rząd stanowi jednak dobrą pozycję wyjściową i liczymy na to, że powalczymy o podium. Jesteśmy blisko i potrzebuję tylko dobrego startu, a potem zobaczymy – podkreślał Dan, którego głównym celem na niedzielę będzie obrona 7-punktowej przewagi nad Räikkönenem i przypieczętowanie czwartej pozycji w generalce.

Po drugiej stronie garażu sprawy układały się nieco mniej optymistycznie – i to w zasadzie od początku weekendu. W kwalifikacjach Verstappen przegrał ze swoim starszym kolegą o 0,3 sekundy i ostatni wyścig sezonu rozpocznie z szóstego miejsca. – Przez cały weekend walczę z balansem i nie jestem zadowolony z tego, jak prowadzi się mój samochód. Cóż, czasami trzeba pogodzić się z gorszym dniem. Nie wiem, co poszło nie tak, w przeciwnym razie moglibyśmy jakoś zareagować – zaznaczył nieco zrezygnowany napotkanymi przeciwnościami Verstappen. 20-latek indywidualnie o nic już nie walczy, więc dobrym startem mógłby pomóc swojemu koledze w walce z Räikkönenem.

W trybie ataku
Zespół Renault przyleciał do Abu Zabi z misją odrobienia 4-punktowego deficytu do Scuderii Toro Rosso i wywalczenia szóstej pozycji w mistrzostwach świata konstruktorów (czysto teoretyczne szanse na wskoczenie na P6 ma jeszcze ekipa Haas). Jest się o co bić, chodzi o dodatkowe 6,5 mln dolarów. – Taki jest nasz cel i zespół przygotował się do tego wyścigu bardzo solidnie – podkreślał Carlos Sainz, który startując w barwach stajni z Faenzy zdobył aż 48 oczek z jej 53-punktowego dorobku. Jest w tym zatem trochę ironii losu, że teraz musi ścigać były zespół.

Dla Renault Hiszpan zdobył na razie tylko 6 punktów i o kolejne nie będzie łatwo. Kwalifikacje na Yas Marina nie poszły po jego myśli. Tłumacząc się słabym dogrzaniem przednich opon i brakiem mocy na wyjściu z ostatniego zakrętu decydującego okrążenia w Q2, Sainz musiał się zadowolić dwunastą lokatą. Dobrze, że na posterunku był Nico Hülkenberg, który po „jednym z najlepszych okrążeń kwalifikacyjnych w sezonie” wywalczył siódme miejsce i to na jego barkach spocznie ciężar walki o niezwykle cenne punkty.

Jeżeli Niemiec dowiezie siódmą pozycję do mety (przy maksymalnie jednym punkcie stajni z Faenzy i nawet zerowym dorobku Sainza), Renault wyprzedzi Toro Rosso w generalce. – Nie myślę o tym za wiele. Chcę sięgnąć po jak najlepszy wynik. Jeśli to się uda, jestem pewien, że dopniemy swego – zaznaczył „Hulk”, którego pierwszym i najważniejszym zadaniem będzie przypilnowanie startujących za nim kierowców Force India.

Punkty na pożegnanie
Być może to właśnie Sergio Pérez i Esteban Ocon okażą się w wyścigu najgroźniejszymi rywalami niemieckiego kierowcy Renault. Po kwalifikacjach obaj zgodnie przyznawali, że siódma pozycja było w ich zasięgu i jestem pewien, że dzisiaj zrobią wszystko, żeby zakończyć sezon jako najlepsi z całej reszty. Czy pokrzyżują w ten sposób plany Renault? To się może zdarzyć.

Na dobrym występie zależy także Felipe Massie, który żegna dzisiaj F1. Dziesiąte miejsce na starcie jest obiecujące, ale wydaje się, że w swoim ostatnim starcie Brazylijczyk będzie mógł liczyć co najwyżej na kilka punktów.

Podobne plany posiadają kierowcy stajni z Woking, z ulgą kończący rozczarowującą, a bywało że i zawstydzającą współpracę z Hondą. Fernando Alonso, który popisał się jedenastym czasem (Stoffel Vandoorne był trzynasty), podkreśla, że McLaren dysponuje niezłym tempem wyścigowym. Hiszpan liczy też na przewagę w postaci świeżych opon na starcie. Pytanie tylko, czy to wystarczy, aby wywalczyć punkty?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here