Sięgając po pole position na Red Bull Ringu, Valtteri Bottas pogodził Lewisa Hamiltona oraz Sebastiana Vettela. Fiński as Mercedesa znajduje się tym samym na najlepszej drodze, żeby powtórzyć wyczyn z poprzedniego sezonu i zdobyć Grand Prix Austrii. – Gwarantuję, że nikt nie jest tak spragniony zwycięstwa jak ja – zapewniał wczoraj Valtteri.

Pragnienie
Od początku kwalifikacji to właśnie wymieniona trójka nadawała ton rywalizacji na torze w górach Styrii. W pierwszej odsłonie czasówki najlepszy okazał się Hamilton, w drugiej Vettel, ostatnie słowo należało jednak do Bottasa, nie bez przyczyny uchodzącego za specjalistę wyjątkowo krótkiej pętli leżącej nieopodal Spielbergu. W końcu to właśnie tutaj w 2014 roku wywalczył swoje pierwsze podium w F1, finiszując na trzeciej pozycji za duetem Srebrnych Strzał. Przed rokiem – już w barwach Mercedesa – wygrał natomiast wyścig po atomowym starcie z pole position.

W decydującym momencie wczorajszych kwalifikacji Bottas przejechał dwa świetne okrążenia, ostatecznie zawieszając poprzeczkę na poziomie 1.03,130. Ani Lewis Hamilton, ani Sebastian Vettel nie znaleźli na to odpowiedzi.

– Ostatnie wyścigi przebiegały dla mnie ze zmiennym szczęściem, więc potrzebuję dobrego startu i zwycięstwa. Mogę zagwarantować, że nikt nie jest bardziej spragniony triumfu niż ja. Samochód był znakomicie zbalansowany. Mogłem cisnąć, ale to tylko kwalifikacje – przytomnie zauważył Valtteri, któremu z rąk wymknęły się w tym roku przynajmniej dwie niezłe okazje do tego, by zgarnąć komplet punktów. Pierwsza z nich w Szanghaju, druga w Baku.

Gratulacje
Dla ekipy mistrzów świata ostatni okres był niezwykle intensywny. Do zaprezentowanej we Francji nowej specyfikacji jednostki napędowej (faza 2.1), w Austrii dorzucono poprawiony pakiet aerodynamiczny, obejmujący przeprofilowane sekcje boczne, panele aerodynamiczne znajdujące się w okolicach wlotów powietrza oraz nowe skrzydła. – To takie mała rewolucja w podejściu do aerodynamiki – skonkludował Toto Wolff, nie kryjący, że jego zespół musiał znaleźć receptę na postępy wykonane przez rywali.

Hamilton musiał tym razem pogodzić się z porażką. W pierwszym przejeździe w Q3 Anglik popełnił błąd w zakręcie, w którym przed dwoma laty wywiózł go na pobocze Nico Rosberg, więc w drugim musiał zachować pewien margines bezpieczeństwa, żeby nie stracić z pola widzenia swojego głównego celu – walki o tytuł mistrza świata. Koniec końców Lewis i tak miał powody do zadowolenia, ponieważ zostawił w tyle Vettela, przesuniętego jeszcze później na szóstą lokatę za zrujnowanie w Q1 okrążenia Carlosa Sainza. – Chcę pogratulować Valtteriemu. Spisał się lepiej i cieszę się jego sukcesem – oświadczył lider generalki, podkreślając jednakże, iż nie zamierza w niedzielę rezygnować z walki o swój drugi triumf w Austrii.

Co to, to nie
Możemy być jednak pewni, że jeśli Hamilton odniesie dzisiaj w górach Styrii wygraną, stanie się tak za sprawą czystej walki, a nie kiepskiej reżyserii, w rodzaju zaserwowanej nam w 2002 roku przez ekipę Ferrari. – Być może pod koniec sezonu, gdy w walce będzie się liczył jeden z naszych kierowców, zastanowimy się nad tym. Teraz nie wchodzi to w grę! – rozwiewał wątpliwości, pytany o to, czy taktyka Bottasa nie zostanie w niedzielę ustawiona pod Hamiltona.

Valtteriemu wygrana należy się jak mało komu. W zespole mistrzów świata nikt nie ma zresztą co do tego najmniejszych wątpliwości i wydaje się, że dzisiaj w Mercedesie niemal wszyscy będą trzymać kciuki właśnie za niego. – Valtteri miał olbrzymiego pecha w Baku, gdzie wygraną miał w kieszeni. W Szanghaju też był bliski zwycięstwa. O triumf mógł pokusić się również na Paul Ricard, ale padł ofiarą pierwszego zakrętu – wyliczał wczoraj Wolff. – Powinien być bliski pozycji lidera mistrzostw świata. Wierzę w karmę i myślę, że to wszystko do niego wróci. Jestem pewien, że pech przeobrazi się w szczęście – dodał.

Nie widział
Zespół Ferrari nie był wczoraj w stanie przeciwstawić się nakręconemu sukcesem we Francji Mercedesowi. Vettel przegrał walkę o pole position różnicą 0,334 sekundy, najgorsze było jednak dopiero przed nim. Za przeszkadzanie Carlosowi Sainzowi w Q2 czterokrotny mistrz świata został cofnięty o trzy lokaty na starcie, co skomplikuje mu dzisiaj zadanie. Nie pomogły tłumaczenia, że „nie widział Carlosa”, „zespół nie poinformował go, że Hiszpan jest tak blisko”. Wrażenia na sędziach nie zrobiło również to, iż Sainz awansował do kolejnego segmentu czasówki.

No cóż, jest oczywiste, że Sebastian nie zrobił tego celowo. Podobnie jak we Francji nie uderzył intencjonalnie w Valtteriego. Za błędy się jednak płaci, choć w tym wypadku wina leżała przede wszystkim po stronie zespołu, który nie może pokpiwać takich sytuacji. Drobny w sumie błąd, a poważne konsekwencje, ponieważ z trzeciej pozycji startowej zrobiła się szósta. Najwyraźniej wbrew temu, co sugerowały po wpadce na Paul Ricard włoskie media, Vettel nie ma wyłączności na brak perfekcji i dopóki Scuderia nie zacznie funkcjonować jak szwajcarski zegarek, dbając o każdy detal, z walki o mistrzowskie laury nic nie wyjdzie.

Cierpliwości
Mimo bardziej miękkich opon na starcie (Włosi skopiowali strategię z Francji, ale po czterech okrążeniach przewaga w osiągach ultramiękkiej nad supermiękką mieszanką zniknie) zadanie Seba nie będzie łatwe i wygląda na to, że znowu przyjdzie mu ograniczać straty do Hamiltona, które aktualnie i tak wynoszą już 14 punktów. Piątkowe symulacje długich przejazdów sugerują co prawda, że Ferrari jest szybsze od Mercedesa o 0,1 sekundy na okrążeniu, natomiast od Red Bulla o 0,5 sekundy, ale wyprzedzanie nigdy nie jest łatwe, nie mówiąc już o tym, że po błędzie we Francji Sebastian będzie ostrożniejszy.

Na strategiczne fajerwerki także nie ma co liczyć (Pirelli sugeruje taktykę z jedną wizytą w alei serwisowej), więc niewykluczone, że Vettelowi pozostanie cierpliwe oczekiwanie na potknięcia innych. No chyba, że coś przyniesie znakomita trakcja czerwonych na wyjściu z trzeciego zakrętu, na którą zwraca uwagę Toto Wolff. Zobaczymy.

W tym całym galimatiasie główny ciężar walki z Mercedesem znowu może spaść na barki Kimiego Räikkönena, który w związku z karą dla swojego kolegi wystartuje z trzeciej pozycji. Mając na plecach Maksa Verstappena i Romaina Grosjeana, „Iceman” nie może pozwolić sobie jednak na luz i po starcie będzie musiał pilnie obserwować lusterka.

Wojna domowa
Na podwórku Red Bulla w ekipie dowodzonej przez Christiana Hornera doszło wczoraj do drobnej awantury. Poszło o zasady dotyczące kolejności, w jakiej Max Verstappen i Daniel Ricciardo wyjeżdżają na szybkie okrążenia. Chodzi oczywiście o tzw. podciąganie się na prostych, których celem jest minimalizowanie strat, wynikających z niedostatków mocy jednostki napędowej Renault. Kierowca jadący z tyłu korzysta z rozrzedzonej przez swojego kolegę strugi powietrza, zyskując jakieś 0,2-0,3 sekundy na okrążeniu.

W Austrii „podciągającym” miał być Ricciardo. – W każdym przejeździe we Francji to ja byłem z przodu, więc tutaj powinno być odwrotnie – argumentował Verstappen, któremu ostatecznie udało się o 0,052 sekundy przebić czas Romaina Grosjeana i sięgnąć po piątą pozycję, zmienioną po karze dla Vettela na czwartą lokatę na starcie. – Zasady są proste. W ten weekend Daniel powinien jechać pierwszy, ale oczywiście czuł, że Max na tym skorzysta – wtórował mu Christian Horner.

Dwa na jeden
W czym zatem problem? Otóż Ricciardo zależało na tym, żeby przynajmniej jedno okrążenie pokonać w odwrotnej kolejności, tak, żeby on również miał szansę przeskoczyć Grosjeana. – Zróbmy chociaż jedno kółko ze mną z przodu, a drugie z Maksem – prosił przez radio Australijczyk. 20-latek został poproszony o wyprzedzenie kolegi, ale twardo odparł: – Nie. Prze tygodniem ja byłem na czele. Teraz jego kolej. To kwestia dyscypliny – dodał Max.

Przegraną z Grosjeanem o 0,1 sekundy (podciąganie mogło zatem to zmienić) Australijczyk jakoś przełknął, nie był jednak w stanie ukryć zażenowania związanego z tym, że Verstappen nie chciał mu pomóc. – Nie jestem pod wrażeniem. Mieliśmy trzy przejazdy, więc byłoby uczciwie, gdyby Max oddał mi chociaż jeden. Wydaje mi się, że mogliśmy postąpić bardziej fair. Z drugiej strony być może powinienem był porozmawiać o tym wcześniej z zespołem, ale ostatecznie pogadałem tylko z inżynierem i nic nie zostało ustalone – stwierdził rozgoryczony Ricciardo.

Kto ma rację? Powołujący się na dżentelmeńską umowę Max z pewnością ma w ręku mocny argument. Niektórzy być może powiedzą, że niepodważalny. Z drugiej jednak strony mam wrażenie, że Daniel nie prosiłby o szansę na jedno okrążenie, gdyby nie zagrożenie ze strony Grosjeana. Mogę się oczywiście mylić, ale jestem sobie w stanie wyobrazić, że w odwrotnej sytuacji Ricciardo idzie Verstappenowi na rękę. Ze względu na interesy zespołu Max mógł wykazać się większą elastycznością czy też lepszym wyczuciem – jednak z podkreśleniem słowa mógł. To jest Formuła 1. Tutaj jeden chce pokonać, a najlepiej „zniszczyć”. Przy pomocy wszelkich metod i środków. Bez sentymentów. Czasami uciekając się do brudnej gry. Chciałbym się mylić, ale odnoszę wrażenie, że Max jest lepiej niż Daniel przystosowany do życia w środowisku pełnym piranii.

Szczęśliwa trzynastka?
Największą sensację czasówki w górach Styrii wzbudził Grosjean. Francuz, dla którego obecny sezon przypomina jedno wielkie pasmo nieszczęść, spisał się wczoraj rewelacyjnie i wykręcając szósty czas, przedzielił skłóconych kierowców Red Bulla (SIC!), czym wprawił w zdumienie nawet samego siebie. – Miło widzieć, że nadal umiem jeździć. Szczerze mówiąc, nie spodziewaliśmy się tego, że jeden z Red Bulli padnie naszą ofiarą – komentował Francuz, odnosząc się po pokonania Ricciardo. – Co do Haasa, to jestem w szoku – przyznawał Pierre Gasly, któremu przyszło się pogodzić z dwunastą lokatą.

Biorąc pod uwagę karę Vettela, Grosjean ustawi dzisiaj swoje „Ferrari” (cytat z Lewisa Hamiltona) na piątym polu startowym, trzy miejsca przed Kevinem Magnussenem. Romain znajdzie się zatem w wybornej sytuacji, żeby w końcu przełamać trwającą od Austin niemoc i otworzyć tegoroczne konto punktowe. Miejsce wydaje się dla niego idealne, w ostatnich dwóch sezonach finiszował bowiem na Red Bull Ringu odpowiednio na siódmej i szóstej pozycji. Zobaczymy, czy trzynastka (będzie to trzynasty wyścig od Austin, w którym zdobył po raz ostatni punkty) okaże się dla niego szczęśliwa.

Bez echa
Najlepsza dziesiątkę na starcie uzupełnili kierowcy Renault. Nico Hülkenberg okazał się wolniejszy o 0,3 sekundy do Carlosa Sainza. Francuzi przywieźli do Spielbergu nową generację swojego MGU-K, po raz pierwszy korzystali też z trybu kwalifikacyjnego. Wrażenia? Hmmm. kierowcy nie poczuli większej różnicy. – Żeby poczuć różnicę, musi to być coś bardziej spektakularnego. Powiem tak, trzęsienia ziemi nie było – przyzwał Hülkenberg. W sumie można się było tego spodziewać, ponieważ dyrektor techniczny francuskiej ekipy Bob Bell ostrzegał, że nie należy się spodziewać „party mode”.

Coraz mocniej kojarzony z Ferrari Charles Leclerc nie odpuszcza. Kwalifikacje w Austrii zakończył z trzynastym czasem, przed Fernando Alonso, który w akcie desperacji próbował przejechać pełnym gazem ostatni zakręt. Ze względu na wymianę skrzyni biegów po sobotnim treningu, jak się okazało spowodowanej uszkodzeniem jednego z ramion zawieszenia, zostanie cofnięty na starcie o pięć pozycji. Alonso ruszy z alei serwisowej (przednie skrzydło w innej specyfikacji niż w czasówce), a Brendon Hartley dostał nowe elementy jednostki napędowej i wystartuje z ostatniego pola.

I jeszcze słówko o Williamsie. Lance Stroll po raz pierwszy od Azerbejdżanu awansował do Q2 i dzisiejszy wyścig rozpocznie z 14. miejsca. Siergiej Sirotkin wprawdzie zakończył dzień na etapie Q1, ale Paddy Lowe zakomunikował, iż ekipa z Grove „poczyniła autentyczne postępy”. – Sądziliśmy, że będziemy tutaj słabi. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale myślę, że rozwiązaliśmy część z naszych problemów – oświadczył dziennikarzom dyrektor techniczny Williamsa.

1 KOMENTARZ

  1. Jesli byłaby faktycznie Karma – to nie negatywna – że Vettel dostał kare w zamian za za słabą karę we Francji, nie nie , KARMA to tujawniła się w wyjścigu i zamiast easy win dla merca i straty punktów Vettela obruciło się wszystko w strone „pokrzywdzonego” , czyli V na tym zyskał , a gdyby startował z 3 pozycji , moze zdeżyłby się ponownie z Bottasem:) kto wie …

Skomentuj ktm Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here