To nie mogło się udać. Tak jak przed rokiem, dwa lata temu i w 1940 roku. Nie pomogła Wunderwaffe w postaci Srebrnej Strzały, ponieważ przeciwnik również nią dysponował i Nico Rosberg bezapelacyjnie przegrał z Lewisem Hamiltonem bitwę o Anglię. Nie dość tego. Po drodze niemiecki pretendent do tronu F1 zaliczył jeszcze upokarzający policzek od Maksa Verstappena. Na tym nie koniec przeciwności, ponieważ Nico zakończył dzień karą za to, że zespół poinstruował go co zrobić ze szwankującą skrzynią biegów. W rezultacie stracił drugą lokatę na rzecz 18-letniego asa Red Bulla i na półmetku zmagań ma już tylko jeden punkt przewagi nad Hamiltonem. Czy mogło być gorzej? No pewnie!

Król Silverstone
To było święto Lewisa Hamiltona. Bez dwóch zdań. Po sukcesie w Austrii mistrz świata całkowicie zdominował weekend na własnym podwórku, zwyciężając czwarty z pięciu ostatnich wyścigów. Anglik nie zostawił Nico Rosbergowi najmniejszych złudzeń co do tego, kto jest królem Silverstone. Lewis nie chciał go pokonać, on chciał go zniszczyć. I zrobił to. W każdych warunkach był po prostu o klasę lepszy od Niemca. Szczególnie na mokrym i przesychającym torze (aczkolwiek nawet on nie ustrzegł się błędu). To właśnie w takich „okolicznościach przyrody” Hamilton wykuł triumf, po którym w mistrzostwach świata ma już Nico na wyciągnięcie ręki i z szerokim uśmiechem na twarzy może podśpiewywać sobie przy nim „Don’t stop me now”.

Owszem, w kwalifikacjach nie wszystko poszło tak, jak miało. Anglikowi skreślono bowiem pierwszy przejazd w Q3 za przekroczenie limitu toru w Copse. Z pewnością były to stresujące chwile, ale Hamiltonowi dodały tylko skrzydeł. W drugiej próbie aktualny mistrz świata pojechał bowiem jeszcze szybciej i wygrał swoją szóstą czasówkę w sezonie. Nico był o 0,3 sekundy wolniejszy.

Angielska pogoda
Na niedzielę Rosberg miał prosty, aczkolwiek sprawdzony scenariusz – zamierzał ograć Lewisa na starcie i nie oddać prowadzenia do mety. Wszystko pięknie, tyle tylko, że jego szyki pokrzyżowała angielska pogoda. Po doświadczeniach z Monako nie trzeba było udawać się do proroka, żeby przewidzieć, że mokry tor plus Nico równa się katastrofa. Niemiec kompletnie nie radził sobie z mokrą nawierzchnią i nie tylko szybko stracił kontakt z Lewisem, ale poległ również w starciu z Verstappenem, na walce z którym upłynął mu wyścig. Ale o tym za chwilę.

Niebo i piekło
Póki co zajmiemy się bowiem Latającym Holendrem, który dał kolejną próbkę swojego niesamowitego talentu, udowadniając, że mimo „szczenięcego” wieku radzi sobie za kierownicą samochodu F1 jak mało kto. Przy okazji znowu zagrał na nosie Danielowi Ricciardo. Australijczyk nie tylko uległ Maksowi w wyścigu, ale po raz pierwszy musiał także uznać jego wyższość w trakcie kwalifikacji (trzeci czas). Verstappen, jak widać, uczy się piorunem i coraz lepiej wykorzystuje zalety swojego RB12.

Przykro oglądać Daniela ze smutną twarzą, ale wszystko wskazuje na to, że do takich sytuacji Kangur musi przywyknąć, gdyż Max jest piekielnie utalentowany i szybki. Zwłaszcza w wyścigach. Poza tym dysponuje jeszcze jedną gigantyczną zaletą – posiada lód w żyłach. Przynajmniej na razie. Czy to stała przypadłość, dowiemy się bowiem dopiero wtedy, kiedy Holender pozna piekło bycia tym, którego inni chcą strącić z piedestału. Nieważne, czy chodzi o szczyt w F1, czy tylko lub aż o pozycję w ekipie. Póki co może cieszyć się komfortem, jakiego nigdy później mieć nie będzie.

Będą fajerwerki
Co innego Ricciardo, który znajduje się w zupełnie innym punkcie swojej kariery. Każda kolejna porażka z rąk młodszego kolegi podważa jego status. Verstappen jest niewątpliwie największym wyzwaniem w dotychczasowej karierze Daniela. I żeby pokazać mu, kto tu rządzi, Australijczyk musi nie tylko w pełni wykorzystywać własne atuty, ale również punktować – na każdym kroku – słabe strony Maksa. W przeciwnym razie Verstappen zgotuje mu piekło. Jaki będzie wynik tego starcia? Zobaczymy. Pewne jest jedno: fajerwerków nie zabraknie.

Na Silverstone pojedynek Maksa z Danielem zszedł jednak na dalszy plan. Stało się tak dlatego, że 18-latek poszedł krok dalej i rzucił wyzwanie Nico Rosbergowi, wykorzystując jego piętę achillesową, czyli mizerną jazdę w zmiennych warunkach. Krótko po ostrym starcie bezczelny młodzian bezlitośnie ośmieszył lidera generalki, objeżdżając go po zewnętrznej zakrętu Becketts.

Jak Mika czy Fernando
Potem, już na zupełnie suchej nawierzchni, bardzo długo stawiał Rosbergowi opór, sprytnie zamykając przed nim drzwi. Ostatecznie Niemiec zdołał wyprzedzić Holendra (wyprzedzanie na Silverstone nie należy do łatwych, mam jednak nieodparte wrażenie, że Lewisowi poszłoby to trochę żwawiej), aczkolwiek po wyścigu, w związku z pomocą zespołu w sprawie skrzyni biegów i tak stracił drugą lokatę na rzecz Maksa. Koniec końców Verstappen został zatem nie tylko moralnym zwycięzcą tego starcia.

Kończąc wątek Maksa nie sposób nie zauważyć, że tych kilka sekund w Becketts przeniosło go w zupełnie inny wymiar. Odważny, przyspieszający bicie serca manewr, przeprowadzony w iście mistrzowskim stylu. Takich rzeczy się nie zapomina. Nigdy. W jednej chwili Holender, mający już zresztą na koncie znakomitą akcję po zewnętrznej Blanchimont, znalazł się obok Miki Häkkinena i jego słynnego wyprzedzania na trzeciego (Michaela Schumachera i dublowanego Ricardo Zonty) przed Les Combes, czy Fernando Alonso połykającego Schumiego po zewnętrznej 130R. Kwintesencja F1! Życie nie jest sprawiedliwe, niektórzy próbują zdobyć się na coś podobnego przez całą karierę i nic, a ten – ot tak – robi to.

Alibi brak
Tu miało być coś pozytywnego o stajni z Maranello, ale co można pisać po piątej pozycji Kimiego Räikkönena i dziewiątej Sebastiana Vettela? Jasne, że wiele zespołów po takim rezultacie skakałoby pod niebiosa, mówimy jednak o Scuderii Ferrari, którą interesuje walka o tytuły, a nie przyglądanie się sukcesom konkurencji, pocieszanie niższymi stopniami podium i robienie dobrej miny do złej gry.

Powiedzmy sobie szczerze – Włosi mieli kilka okazji, żeby wygrać, ale owe zwycięstwa stanowiłyby co najwyżej alibi dla Maurizio Arrivabene, którego czeka spowiedź z tego, co Vettelowi i Räikkönenowi udało się (albo raczej czego nie udało się) zwojować w 2016 roku. Ten sezon i tak jest już dla nich stracony i wiele wskazuje na to, że Scuderia może zakończyć rywalizację w mistrzostwach świata na trzeciej pozycji.

Nie ma jednak co załamywać rąk. Teraz trzeba skupić wszystkie wysiłki (co Ferrari zresztą robi) na przyszłości. Czy w Maranello wreszcie powstanie samochód na miarę aspiracji największej ikony F1? No cóż, czasy nie są łatwe, Mercedes łatwo skóry nie sprzeda, a podekscytowany nowymi przepisami Adrian Newey to nie jest dobry znak. Dla nikogo. Mimo wszystko, trzymam kciuki.

Rozczarowań ciąg dalszy
Problemy przeżywają też pozostałe legendy Formuły 1. O ile w przypadku McLarena, nieśmiało pukającego do środka stawki, nie jest to szczególna niespodzianka, o tyle dyspozycja Williamsa coraz bardziej niepokoi. W końcu stajnia z Grove zaczynała z zupełnie innego pułapu. Poprzednie dwa sezony Brytyjczycy kończyli na trzeciej pozycji w generalce, kolekcjonując miejsca na podium (zwłaszcza w 2014). W tym roku udało się to tylko raz i nic nie zwiastuje, żeby miało być lepiej.

Z Silverstone ekipa Williamsa wyjechała z niczym, gubiąc kilka oczek ze swojej przewagi nad Force India. Felipe Massa zmagał się z brakiem przyczepności, a pod koniec wyścigu musiał raz jeszcze zjechać po opony i wypadł z gry o punkty. Z kolei Valtteriemu Bottasowi kompletnie brakowało szybkości. Nie pomógł mu również poślizg w Vale.

Biorąc pod uwagę występy Sergio Péreza (w pięciu ostatnich wyścigach dwukrotnie oglądanego na podium) i może niezbyt spektakularne, ale jednak w miarę regularnie zdobycze Nico Hülkenberga, wkrótce ekipa z Grove może stracić na rzecz rywali z Silverstone czwartą lokatę w klasyfikacji konstruktorów.

Było, minęło…
Na koniec nutka nostalgii. Kolejna odsłona mistrzostw świata odbędzie się na Hungaroringu, gdzie dziesięć lat temu debiutował Robert Kubica. Wszyscy świetnie pamiętamy emocje i oczekiwania związane z tym startem. Wygrane z Nickiem Heidfeldem kwalifikacje, obfitujący w mnóstwo zdarzeń wyścig, finisz na siódmej pozycji i późniejszą dyskwalifikację. A potem następne występy i całą masę fantastycznych wspomnień, na czele z podium na Monzy, wygraną w Kanadzie, popisem na torze Fuji, niesamowite kwalifikacje w Monako. Ech, łza się w oku kręci.

Szkoda, że na drodze Roberta zabrakło kogoś, kto zdołałby mu w porę wyperswadować, że zabawa w rajdy nie jest najlepszym pomysłem dla kierowcy, przed którym rysuje się świetlana przyszłość w F1. Co krakowianin mógłby osiągnąć przez te pięć lat, które minęły od wypadku? Tego, niestety, nigdy się nie dowiemy. Dominujące na trybunach Hungaroringu byłyby jednak z pewnością biało-czerwone barwy.

22 KOMENTARZE

  1. Ciekawostka – po przeczytaniu paru figur stylistycznych aż musiałem sprawdzić kto jest autorem.

    Druga ciekawostka – na stronie wyliczającej ofiary wśród kierowców wyczynowych zwrot ‚rally’ występuje 160 razy, ‚open wheel’ – 155, ‚sports car’ – 130, ‚stock car’ – 107, ‚touring car’ – 105. Tak, że gadanie o rajdownych zagrożeniach komuś, kto się ściga w bolidzie jest co najmniej absurdalne, zwłaszcza że po doliczeniu kartingu ta kategoria ma więcej ofiar śmiertelnych. Jeśli już ktoś chce startować, ale sobie krzywdy nie zrobić, to powinien się zainteresować dragsterami (47 trupów), ew. wyścigami górskimi (15).

    I myślę, że najlepsze co jest w Robercie zobaczyliśmy dopiero po tym przeklętym wypadku.

    • Wytrwałość, cierpliwość, waleczność, odwaga, dążenie do perfekcji, nieodparta chęć osiągnięcia stawianego sobie celu bez względu na całą masę skomplikowanych przeciwności, w gronie zainteresowań tylko szczyty w królewskich kategoriach, ogromny dystans do siebie, poczucie humoru i niezwykły talent, a przy tym wszystkim wielka skromność. Człowiek wybitny, wzór do naśladowania. Marzę żeby go jeszcze zobaczyć za sterami bolidu, ale rozsądek podpowiada, że prawdopodobieństwo niestety jest nikłe. Forza Robert !

  2. Artur Janosz błyszczał na testach przed sezonem i gdyby walczył o tytuł GP3 to moze może mała szansa na angaż w F1 zawsze by się pojawiła. Ale niestety skończy się tak jak z Kubą Giermaziakiem w Porsche Super Cup 🙁 Ambicje były ale skończyło się ostatecznie bez tytułu.

  3. Przemko za bardzo się czepiasz. Bardzo fajny artykuł Roberta S.

    Tym bardziej gdy Mikołaj teraz bardo zajęty i nie nikt kto pisać takich podsumowań.

    Co do wypadku Roberta hmm trudna sprawa i łatwo się mówi po wypadku. Ale cos w tym jest ze dobrego zawodnika się ceni i nie pozwala na skakanie na linie z mostu. Czy ta liną były Rajdy ? Normalnie byśmy powiedzieli ze nie bo to w miarę bezpieczny sport. A to co stało się Robertowi musiało być pinane na Gorze ! Bo jak nazwać wypadnięcie z zakrętu tam gdzie akurat bariera była źle postawiona. A jakby było gdyby gdyby chyba nie ma co gdybać. Karawana idzie ma przód karuzela się kręci dalej. Dla mnie F1 nadal jest F1. To ze nie ma Polaka nic jej nie umniejsza a wręcz przeciwnie nie ma zbytniej podniety jak Malyszomania, Stochomania czy inna Kubicania.

    • Jeśli dokładniej się przyjrzysz, to zauważysz, że wcale nie czepiam się sposobu pisania tego artykułu. Za to z Twojej wypowiedzi wynika, że jednak można by się czepiać.

      A co do wypadku (i tego co piszą koledzy poniżej), w czasach, kiedy Robert jeszcze rajdował w stanie beztroski, padały pytania, po co on to robi. Pamiętam, że ekipa bodaj z BBC (czyli obecnie Sky) przytoczyła odpowiedź „żeby być lepszym kierowcą”. Zresztą, sam Robert wspominał (o ile wierzyć mediom), że w sytuacji, kiedy wszyscy kierowcy są na tym samym poziomie, trzeba było szukać czegoś, co cię wyróżni i da jakąś przewagę nad konkurencją. Plan był dobry, ale wypadków nie przewidzisz i tyle.

      • ..ale jednak mógłbyś przymrużyć oko i zapodać, z opóźnieniem co prawda, podsumowanie.
        Ciekaw jestem bardzo komentarzy co niektórych odnośnie kolizji tej wiadomo jakiej i wiadomo z czyjej winy hehe 😉
        pozdro

    • Cezary Gutowski nie opanował swojego fejsa, gdy zaatakował Lewisa 😀 Podejrzewam, że Robert też poszedłby tropem Cezarego i zrzucił całą winę na Lewisa, bo go po prostu nie lubią a nie, kto rzeczywiście był tam winny a kto nie 😛

      • Nie porównuj Panów którzy tu piszą do tej szumowiny i jego psełdodziennikarskich wymiotów, rzygać się chce od czytania bełtów tego pawiana. Pan Mikołaj powiedział obiektywnie w eleven co o tym sądzi a wiadomo też nie lubi Lewisa.

  4. „Szkoda, że na drodze Roberta zabrakło kogoś, kto zdołałby mu w porę wyperswadować, że zabawa w rajdy nie jest najlepszym pomysłem dla kierowcy, przed którym rysuje się świetlana przyszłość w F1.” – amen. Bo nic już więcej dodawać nie trzeba.

  5. „Szkoda, że na drodze Roberta zabrakło kogoś, kto zdołałby mu w porę wyperswadować, że zabawa w rajdy nie jest najlepszym pomysłem dla kierowcy, przed którym rysuje się świetlana przyszłość w F1.”
    Z tego co pamiętam to Robert podkreślał kiedyś, że rajdy to jego hobby, więc szczerze wątpię, by ktoś byłby w stanie Mu je wyperswadować. Pokazał to zresztą po wypadku prezentując postawę „Co mnie nie zabije to mnie wzmocni”. Podejrzewam, że gdyby jakaś stajnia zabroniła mu udziału w rajdach, szybko zmieniłby pracodawcę.

    • hyy……oczywiście, że był. Szef ówczesnego zespołu renault czy lotus, zależnie z kim podpisywał kontrakt, w którym to kontrakcie większość kierowców ma zapisane jasno, że takie nawet „poważne” rajdowanie jest forbidden. Jeden punkt w kontrakcie bardzo szybko by mu je wyperswadował i byłoby albo jeździsz dla nas tu w F1 albo idź sobie rajdować – tak w dużym uproszczeniu
      pozdrawiam

  6. Po pierwsze,to rajdy samochodowe to nie jest zadna”zabawa”,a dosc trudny,skomplikowany i ryzykowny sport.I na pewno RK to wiedzial,inaczej pewnie nie wsiadalby do rajdowki.Bo bawic to sie mozna w dziecinstwie samochodzikami czy tam lalkami…

  7. „Verstappen jest niewątpliwie największym wyzwaniem w dotychczasowej karierze Daniela”
    hmm …
    Pierwsza reakcja była – to 4 krotny nie był największym wyzwaniem ?
    No ale Dany zdominował Vettela i teraz porażka z młodym faktycznie może przyhamować jego karierę.
    Vettel jako 4 krotny miał okazję uciec po przegranej z partnerem zespołowym do konkurencyjnego zespołu.
    Riciardo przegrywając z Maxsem może nie mieć tyle szczęścia ale liczę że duet RedBula będzie toczył w 2017 piękną walkę o tytuł choć wolałbym ich widzieć w innym zespole.
    Ps. Riciardo gdyby nie SC walczył by z Maxsem a tak stracił z 10s i miał całkiem nudny wyścig

    • 4ro krotnie zrobiony z jego fartem i pomocą Ditriha i jakich tam jeszcze panów z Dojczenasz w Redbulu to by Maksa już dawno „rozjechał”.
      ..a co chodzi o fersztapena to chłopak ma jaja, to co robi na torze to niesamowite, aż ciężko mi to sobie wyobrazić że wsadzam gości 18lat do bolidu F1 i….. szok.
      super sprawa że co jakiś czas wypływają tacy kierowcy i cała stara gwardia czuje oddech młodzieży na plecach
      pozdro

      • Masz racje Vet miał WIEELKI fart wygrywając tytuły … np w 2012 – 7 pierwszych GP , i 7 innych wygranych , no tak , tyle że szczeście przy czymś takim to dodatek do talentu , bo skoro tak wyrównany był sezon – najbardziej wyrównany w tym wysiącleciu , to trzeba mieć talent , jaja i opanowanie żeby jednak to wygrać , a nie takie coś co teraz się mówi o „fakcie” merców które dominują 3x bardziej niż RB w 2010-2013 ..

        • także porównując trud zdobycia tytułu przez V w np tym 2012 jest zdecydowanie niż Ham w 2014, 2015 … i o tym nie ma co dyskutować , bo jednak Ham nie zdominował F1 w 2012 , a talent niby ten sam 😉
          Wtedy zwala się na to jaki RB był świetny a teraz o tym co robi merc to pod dywan ?:)

          • Bo Webber to żaden rywal był dla Seba i jeszcze wyraźnie wspierali Niemca w walce o tytuł, zawsze był nr 1, że ściągali jedyne skrzydło z bolidu Marka i instalowali u Seba. W 2010 roku zaryzykowali i obrócili tak strategię mimo, że Mark miał więcej pkt i miał większe szanse zdobyć tytuł. A Mercedes pozwala obu się ścigać, nie ma nr 1 i nr 2 i każdy ma równe szansę, że nawet mniej więcej w tych samych momentach wyjeżdżają na tor, mają tyle samo kółek do zrobienia. Inna sprawa, poza tym Nico jest lepszy od Marka, Lewis musi się napracować aby go pokonywać.

          • @ekwador15
            Dlaczego uważasz, że Webber jest gorszym kierowcą od Rosberga? Skoro, jak sam twierdzisz, RBR faworyzował mocno Vettela, a Mercedes jest wg Ciebie równy dla obu kierowców, to gdzie tutaj miarodajny argument przemawiający za tym, że Rosberg jest lepszym kierowcą od Webbera?

        • wszystko sié zgadza lecz fetel mimo tego ze razem z markiem mmieli bezkonkurencyjne bolidy (jak mercedes teraz) to prawie dwa tytuly przegral. mimo super samochodu popelnial sporo bledow i jak ekwador ponizej wspomnial bez wsparcia (kuzwa – faworyzowania ) fetele w redbulu to tytulow tylu by nie bylo. fetel jest za cienki w uszach i tyle – mowie to bo jakos przekonanie o jego talencie do mnie nie przemawia

          pozdrawiam

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here