Wszechobecna w Abu Zabi „44”, związana z rocznicą uzyskania przez Zjednoczone Emiraty Arabskie niepodległości, nie pomogła posiadaczowi identycznego numeru na samochodzie w zakończeniu sezonu 44. zwycięstwem w karierze. Na Yas Marina mistrz świata musiał uznać wyższość Nico Rosberga, który zgarnął trzecie zwycięstwo z rzędu i szóste w sezonie. Na pocieszenie Lewisowi Hamiltonowi pozostało najszybsze okrążenie – ustanowione na 44. kółku. Przynajmniej w tym przypadku magia liczb zadziałała!

Liczenie bez sensu
Nico Rosberg zakończył sezon w świetnym stylu, zdobywając sześć pole position i trzy zwycięstwa z rzędu. To w Abu Zabi było bodaj najbardziej przekonujące. W czasówce Niemiec pokonał swojego kolegę aż o 0,377 sekundy. Tak dużej przewagi w tę stronę (w drugą bywała i większa) nigdy wcześniej w tym roku nie było. Zdecydowana większość tej przewagi (0,288) zrodziła się w ostatnim, krętym sektorze Yas Marina. Dlaczego właśnie tam? Otóż Lewis wybrał starszą wersję przedniego zawieszenia, uważając, że pozwoli mu ona na lepszą kontrolę samochodu w tej sekcji toru. Jak się okazało, nie miał racji, a Rosberg nie zmarnował okazji.

Podobnie jak w niedzielę. Na supermiękkiej mieszance Nico zbudował nad Lewisem prawie pięciosekundową przewagę. Po założeniu miękkich opon zyskał jeszcze dwie sekundy, na jego przednich oponach pojawiło się jednak ziarno i po 30. okrążeniu obu panów dzieliła zaledwie sekunda. Rosberg złożył drugą wizytę w ale serwisowej, ponownie zakładając miękką mieszankę, natomiast Hamilton zaczął nakręcać kolejne okrążenia. Nie dwa, czy pięć, ale dziesięć. Jego opony były w coraz gorszym stanie, co odbijało się na czasach. 17 sekund, 14, 11, 8… Jego przewaga topniała w oczach. W międzyczasie Lewis rozpoczął zabawy matematyczne, zastanawiając się, czy zdoła dotrzeć do mety na tym samym komplecie opon. – Podaj mi liczby – poprosił Anglik. – Przeliczanie tego nie ma sensu – odparł Peter Bonnington. Ostatecznie Hamilton usłyszał, że dziewięć okrążeń przed metą straciłby prowadzenie. Co więcej, istniało ryzyko, że przed metą mógłby także przegrać z Kimim Räikkönenem.

Spuścił z tonu
Po 41. rundzie Lewis pojawił się zatem w alei serwisowej, zakładając na ostatni przejazd miękkie opony. Dlaczego nie supermiękkie, jak chociażby Sebastian Vettel? Zespół dał mu wybór, Hamilton pozostawił jednak decyzję Bonningtonowi i ten uznał, że lepszym rozwiązaniem będzie ogumienie z żółtym paskiem. Do mety pozostawało 14 okrążeń i 12 sekund do odrobienia. Dystans stopniowo malał, Rosberg posiadał jednak spore rezerwy. Lewis złapał się jeszcze za gierki z trybami pracy silnika, łudząc się, że mająca dwukrotnie większy przebieg jednostka Rosberga (3700 km) odmówi współpracy, ale zespół poskromił te zapędy. W końcu mistrz świata przyznał, że nie może jechać szybciej i rzucił ręcznik. – Sześć pole position i trzy zwycięstwa z rzędu to idealne zakończenie sezonu – cieszył się Rosberg na mecie. – Chciałbym, że kolejny rozpoczynał się już jutro.

No dobrze, a co właściwie stało za gorszą formą Lewisa Hamiltona w końcówce sezonu? Przyczyn, które się na to złożyły jest naprawdę sporo. Przede wszystkim, co podkreślał główny zainteresowany, rozwój samochodu rozjechał się z jego stylem jazdy. Kolejną sprawą były zmiany dotyczące ciśnień w oponach. W zdecydowanie mniejszym stopniu dotknęły one Rosberga, za to Lewis okazał się znacznie bardziej wrażliwy na nie, szczególnie w wolnych zakrętach. Zupełnie naturalne jest również to, że po zdobyciu tytułu mistrza świata Hamilton spuścił z tonu. Tak po prostu, bezwiednie, ponieważ główny cel został osiągnięty. Swoje bez wątpienia zrobiło także rozluźnienie swoistego reżimu, któremu poddają się kierowcy. Oczywistym tego przejawem były nocne popisy Anglika w Monako. W Abu Zabi doszły do tego jeszcze modyfikacje w ustawieniach przedniego zawieszenia, które okazało się zupełnie nietrafione. To musiało i odbiło się na formie Lewisa. Stąd brak błysku, błędy, wątpliwości co do strategii zespołu i jego priorytetów. Pytanie, czy to wszystko, czy jest może coś jeszcze?

Zaspany Kimi
Kimi Räikkönen zakończył sezon wizytą na podium. Fin zapewnił sobie tym samym czwartą lokatę w generalce. Po Brazylii „Iceman” tracił punkt do Valtteriego Bottasa, ale od początku weekendu w Abu Zabi spisywał się znakomicie i trzecią pozycję z czasówki w niedzielę zmienił w najniższy stopień podium. Na przeszkodzie nie stanęły mu nawet kłopoty z odkręceniem prawego przedniego koła w trakcie drugiego pit stopu. W tym momencie było już w zasadzie po sprawie, ponieważ Bottas jechał daleko z tyłu po przygodzie w trakcie pierwszego pit stopu. A Kimi? Nie licząc starcia z Pérezem po starcie, Fin przejechał wyścig samotnie. Vettel miał zbyt dużo do nadrabiania, natomiast Mercedesy były po prostu za szybkie. „Może ktoś powinien Raikkonenowi powiedzieć, że sezon rozpoczął się w marcu” – skwitował trzecie podium „Icemana” w sezonie komentujący dla stacji BBC David Coulthard.

Udany pościg Vettela
Nieco mniejsze powody do zadowolenia miał Sebastian Vettel. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że w czasówce w związku z „małym błędem, który skutkował wielkimi konsekwencjami” utknął w Q1. – Sądziliśmy, że czas z pierwszego przejazdu wystarczy, okazało się jednak, że nie – tłumaczył się czterokrotny mistrz świata z 16. pozycji startowej (ostatecznie zyskał lokatę kosztem Romaina Grosjeana). W niedzielę Vettel postawił na odwróconą strategię. Pierwsze okrążenie zakończył na 12. miejscu, a gdy rywale zaczęli pierwszą serię pit stopów, przez chwilę był nawet drugi. Po 23. kółku sam stanął po kolejny komplet miękkich opon i wrócił do walki na szóstej pozycji, przed Hülkenbergiem. Na ostatnią zmianę założył supermiękką mieszankę i skutecznie rozprawił się kolejno z Ricciardo i Pérezem, finiszując na czwartym miejscu, za swoim kolegą z Ferrari. – Czwarta lokata, wspaniale odrobiłeś straty, dzięki za sezon – usłyszał Niemiec przez radio chwilę po minięciu mety.

Kto nie lubi Seba?
Kończąc temat Vettela, jeszcze jedno pytanie. Kto stanowił w Abu Zabi jego największy problem? Fernando Alonso! Pomimo gigantycznych strat, Hiszpan długo nie mógł się zdobyć, żeby przepuścić swojego następcę w ekipie z Maranello. – On musi mnie naprawdę nienawidzić. Nie wiem, co jest z nim nie tak? – skwitował ze smutkiem czterokrotny mistrz świata. Jak to, co? A kto sprzątnął Fernando sprzed nosa, lekką ręką licząc, dwa tytuły? Mark Webber? To się nazywa zawiedzione ambicje, Seb.

Który już raz?
Zespół Williamsa mocno rozczarował swoim występem na Yas Marina. Bottas przyleciał do Zjednoczonych Emiratów Arabskich z jednym oczkiem przewagi nad Räikkönenem. To prawda, że przewaga sprzętowa leżała po stronie „Icemana”, ale szanse Valtteriego zrujnował Williams, popełniając karygodny błąd w alei serwisowej. Nie pierwszy zresztą raz… Tym razem Fin został wypuszczony wprost przed zjeżdżającego Jensona Buttona. Prawe tylne koło McLarena zdewastowało lewą stronę przedniego skrzydła Williamsa i nieszczęsny Bottas musiał przejechać całą rundę, żeby wrócić do alei serwisowej i zmienić uszkodzony nos. Co gorsza, za pomyłkę zespołu czekała go jeszcze 5-sekundowa kara. Było po sprawie. Ostatecznie Valtteri został sklasyfikowany na 13. pozycji.

Na pocieszenie punkty dla trzeciego zespołu sezonu zdobył Felipe Massa, zajmując 8. lokatę. Williamsowi zabrakło szybkości na więcej i Brazylijczyk podsumował rundę w Abu Zabi jako „słabe zakończenie sezonu, ale jednocześnie dobrą motywację, żeby w 2016 roku wrócić mocniejszym”.

Świetny „Checo”
Znacznie lepszy finał zaliczył zespół Force India. Sergio Pérez w pełni zasłużył na miano jednego z bohaterów rundy na wyspie Yas. Podczas kwalifikacji Meksykanin zaskoczył czwartym czasem, pokonując m.in. Daniela Ricciardo. Na starcie ostrzył sobie zęby na Räikkönena, ale Fin zdołał utrzymać trzecią lokatę, po czym zaczął się oddalać. Pérez błyskawicznie przestawił swój celownik na Vettela, ale z Niemcem także nie zdołał sobie poradzić. – Ostro cisnąłem, próbując pokonać Seba, lecz na supermiękkiej mieszance był on za szybki i nie zdołałem utrzymać go za plecami – wyjaśniał „Checo”, który od rundy w Belgii nie punktował jedynie dwa razy, wyraźnie dystansując swojego kolegę z ekipy.

Na usprawiedliwienie Nico Hülkenberga trzeba jednak zaznaczyć, że VJM08 w specyfikacji B znacznie bardziej pasował Pérezowi. W Abu Zabi było to widać zarówno w czasówce, którą Niemiec przegrał z „Checo” o 0,5 sekundy, jak i podczas wyścigu – tutaj straty wyniosły pół minuty. Na mecie obu panów przedzielił jeszcze Daniel Ricciardo, który przeskoczył Hülkenberga w trakcie pierwszej serii pit stopów.

Przegrał z Kwiatem
Trzeba przyznać, że w drugiej połowie sezonu Red Bull wykonał znakomitą robotę przy swoim samochodzie. W krętych częściach Yas Marina Circuit aerodynamiczne zalety RB11 były wyraźnie widoczne, nie mogły jednak w pełni zrekompensować niedostatków mocy silnika Renault. Po wywalczeniu piątej lokaty w czasówce Daniel Ricciardo liczył, że w niedzielę będzie w stanie rzucić wyzwanie Räikkönenowi. Niestety, na starcie jego plany mocno się skomplikowały. Australijczyk spadł za Hülkenberga i znalazł się przed nim dopiero po pierwszym pit stopie. W podobny sposób Red Bull chciał ograć Péreza, tyle tylko, że Ricciardo za dużo czasu spędził za Romainem Grosjeanem i skończyło się na szóstej lokacie.

A w generalce? Nikt pewnie nie ma najmniejszych wątpliwości, że lepszym z kierowców Red Bulla jest pogromca Sebastiana Vettela sprzed roku. Sęk jednak w tym, że w mistrzostwach świata wyżej wylądował Rosjanin, z przewagą trzech punktów. Bywa…

No właśnie, Daniił Kwiat. Podczas wyścigu w Abu Zabi zamiast na rywalach musiał koncentrować się na szwankującym sprzęcie. Co gorsza problem się pogłębiał. W drugiej połowie dystansu problemy z ERS sprawiły, że Kwiat stał się łatwym łupem i padł ofiarą Felipe Massy oraz szarżującego na supermiękkich oponach Grosjeana. – Biorąc pod uwagę problemy, z którymi się zmagałem, jestem naprawdę szczęśliwy – podkreślił Daniił po uratowaniu jednego punktu.

Czasami ty polujesz…
Kończący swój kilkuletni romans ze stajnią z Enstone (krótko pod szyldem Renault, a następnie, znacznie dłużej, pod nazwą Lotusa), Grosjean wywalczył w Abu Zabi dziewiąte miejsce. A w sobotę niewiele wskazywało na to, że dojedzie tak wysoko. Podczas Q2 w Lotusie zepsuła się skrzynia biegów i w związku z jej wymianą Francuz rozpoczynał wyścig z 18. pozycji. Po dwóch trzecich wyścigu (na miękkiej mieszance) Romain zajmował ósmą lokatę. Na ostatnią zmianę założył supermiękkie opony, rozpoczynając pościg z 11. miejsca. W końcówce uporał się z Sainzem i Kwiatem, ubarwiając ostatnie minuty tegorocznych mistrzostw świata. Dziewiąta lokata, dwa punkty. Całkiem nieźle!

W zgoła odmiennym nastroju Zjednoczone Emiraty Arabskie żegnał Pastor Maldonado. Na Yas Marina „Crashtor” zakończył występ już w pierwszym zakręcie. Nie! Nie z własnej winy, lecz niejakiego Fernando Alonso. No ale tak to już, Pastor, jest. Czasami ty polujesz, a innym razem na ciebie polują.

Bez punktów
Punktów w Abu Zabi nie udało się wywalczyć żadnemu z kierowców Toro Rosso. Dla Maksa Verstappena to nie był perfekcyjny weekend. W sobotę popełnił błąd i przegrał z Carlosem Sainzem miejsce w Q3. Podczas wyścigu był szybszy od swojego kolegi (korzystającego ze starego silnika), ponownie błyszczał pięknymi manewrami wyprzedzania, nie zabrakło jednak i błędów. I to kilku. Najpierw zablokował koła przed nawrotem, co zmusiło go do zmiany taktyki, potem zarobił karę za wyprzedzanie Jensona Buttona poza torem (po wcześniejszych przepychankach), a na deser kolejną, za przeszkadzanie ścigającemu lidera Lewisowi Hamiltonowi. Koniec końców z 12. pozycji został relegowany na 16. Dostał też trzy punkty karne i brakuje mu już tylko czterech do zawieszenia na jeden wyścig. No cóż, każdemu może się przytrafić gorszy dzień, zwłaszcza że mówimy o 18-latku.

Sainz na pierwszym okrążeniu zyskał trzy pozycje, w piękny sposób rozprawiając się z kierowcami Williamsa i Kwiatem. Potem nie było już tak dobrze, za co po części odpowiada mocno przykręcony silnik w STR10 Hiszpana. Z marzeń o zdobyciu choć jednego punktu brutalnie odarł go Grosjean.

Małe radości
Z pustymi rękoma wyścig na Yas Marina zakończył także McLaren. Pomimo tego Jenson Button stwierdził, że „był to prawdopodobnie jego najlepszy tegoroczny występ”. Powody? Po pierwsze w kwalifikacjach otarł się o awans do Q3, komentując swój rezultat wiele mówiącym „ałć”. A po drugi w niedzielę wreszcie mógł się pościgać – naprawdę fajnie było popatrzeć, jak były mistrz świata wyprzedza Marcusa Ericssona i walczy z Maksem Verstappenem. Niby drobna rzecz, a cieszy!

Jak dobrze, że to koniec
Co z Fernando Alonso? No właśnie. Póki co wiadomo tyle, że wokół Hiszpana dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy. W piątek Ron Dennis rozpuścił informację, że dwukrotny mistrz świata może sobie zrobić roczny urlop. Chwilę później pojawiło się stosowane dementi, absmak jednak pozostał. Nie ma się co oszukiwać, niektóre z tegorocznych wypowiedzi Alonso jeszcze długo będą się za nim ciągnęły, niosąc ze sobą nieprzyjemny fetor. A są tacy, którzy pewnych spraw nie zapominają nigdy.

Wróćmy jednakże do popisów dwukrotnego mistrza świata na Yas Marina Circuit. W pierwszym zakręcie kontakt z Felipe Nasrem, która wepchnął Fernando na kurs kolizyjny z Maldonado. W przeciwieństwie do Alonso, sędziowie nie mieli wątpliwości i wlepili Hiszpanowi karny przejazd przez aleję serwisową (wcześniej musiał zjechać po nowy nos). Po tej serii przygód jego los był przesądzony i w połowie dystansu Fernando stwierdził, że ma dość i „jeśli nie pojawi się samochód bezpieczeństwa, to on się wycofuje”. Mimo wszystko wytrwał do końca. Czy była jakaś reprymenda? Może i tak, choć Alonso chyba sam odnalazł radość z jazdy, bo na 52. kółku wykręcił trzeci najlepszy czas wyścigu, o 0,3 sekundy gorszy od wyniku Hamiltona. Tak czy siak, jestem pewien, że po przekroczeniu mety głośno westchnął, ciesząc się, że ma to już za sobą.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here