Nie wiem, czy ostatni sukces Sebastiana Vettela tak mocno zdopingował ekipę Mercedesa do pracy, ale faktem jest, że na Paul Ricard Niemiec otrzymał konkretną odpowiedź. Lewis Hamilton wygrał swoją trzecią czasówkę w sezonie, sięgając po 75. pole position w karierze, natomiast Valtteri Bottas uzupełnił pierwszą linię startową.

– Ten sport jest niczym emocjonalny rollercoaster. Po wycisku, jaki dostaliśmy dwa tygodnie temu w Montrealu, fantastycznie jest mieć dwa samochody w pierwszej linii – komentował sukces swoich podopiecznych Toto Wolff.

Zły na siebie
Poprawiona jednostka napędowa to jedno, ale od początku weekendu było wyraźnie widać, że Srebrne Strzały spisują się na torze Paul Ricard znakomicie. – Te opony [z cieńszym bieżnikiem] w połączeniu z takim rodzajem nawierzchni [gładka i przyczepna] wyjątkowo im leżą – celnie zauważył szefujący ekipie Red Bulla Christian Horner. Brzmi znajomo? Widzieliśmy już coś podobnego w Hiszpanii, gdzie Mercedes całkowicie zdominował weekend. Piątkowe analizy długich przejazdów sugerowały, że tym razem najlepsza trójka mieści się w przedziale 0,1 sekundy, tyle tylko, że to było w piątek.

Po rozczarowującym Monako i jeszcze słabszej Kanadzie, w której niemiłosiernie męczył się ze starym silnikiem, mocny występ we Francji potrzebny był Hamiltonowi niczym haust świeżego powietrza. Zdobycie pole position z kosmicznym czasem pierwszego i trzeciego sektora (co ciekawe, Lewis stwierdził, że to właśnie tam zgubił swoją przewagę!) oraz uzupełnienie braku w kolekcji (pole position na nowym torze i w nowym kraju) było satysfakcjonujące, aczkolwiek po wszystkim Anglik miał do siebie pretensje.

– Okrążenie z Q3 nie było idealne. Jestem oczywiście zachwycony pierwszą pozycją startową, ale zostawiłem na stole 0,3 sekundy. Przez całą sesję byłem o pół sekundy szybszy, więc 0,1 sekundy przy pole position nie wygląda dobrze w CV! – podkreślił wicelider generalki, który poczynił krok w stronę odzyskania utraconego w Kanadzie fotela lidera generalki.

As czy błąd?
Bottas znalazł się zaskakująco blisko swojego kolegi, lecz też nie był zachwycony swoją postawą. – Nie zdołałem złożyć perfekcyjnego okrążenia, choć pierwsza linia to świetny wynik dla ekipy – przyznawał Fin, optymistycznie zapowiadając w wyścigu walkę o zwycięstwo. Prawdę mówiąc, nie sądzę, żeby dla tak usposobionego Hamiltona Valtteri stanowił jakieś zagrożenie, ale kto wie?

Tak czy siak Anglik bardziej koncentruje się na tym, czy jakiegoś asa w rękawie nie kryje ekipa Ferrari. – Nie jestem pewien, dlaczego zdecydowali się na ultramiękkie opony [w przeciwieństwie do Mercedesa i Red Bulla, które postawiły w Q2, a co za tym idzie także na starcie na supermiękką mieszankę]. Albo wiedzą coś, o czym my nie mamy pojęcia, albo popełnili błąd – skonkludował Hamilton.

Za bardzo
Vettel nie był wczoraj w stanie wyczarować niczego ponad trzecią lokatę z trzema dziesiątymi sekundy deficytu do Hamiltona. – Trudno było znaleźć dobry balans. W ostatniej próbie postawiłem wszystko na jedną kartę i koniec końców myślę, że cisnąłem za mocno. Próbowałem urwać trochę tutaj, trochę tam, ale samochód ślizgał się. Gubiłem linię i ostatecznie zamiast zyskać czas, traciłem go – przyznał ze skruchą czterokrotny mistrz świata, dodając na swoje usprawiedliwienie, że po pierwszym okrążeniu w Q3 uznał, że „naprawdę niesamowite kółko” może przynieść mu sukces.

Dzisiaj Vettel będzie na starcie mocno osamotniony. Przed nim ustawią się bowiem dwa Mercedesy, natomiast za nim dwa Red Bulle. Wszyscy na oponach supermiękkich, o jeden stopień twardszych od jego ogumienia startowego. Nie chcę w żadnym razie przesądzać sprawy, mam jednak wrażenie, że dzisiaj jego głównym celem będzie ograniczenie strat. Na walkę z Lewisem o zwycięstwo i prowadzenie w mistrzostwach świata (dzieli ich tylko jeden punkt) się bowiem nie zanosi.

Jedno jest pewne – strategicznie nie należy spodziewać się cudów na miarę czterech pit stopów Michaela Schumachera z 2004 roku z Magny-Cours. Wszystkie znaki na ziemi i niebie (w tym zmniejszona do 60 km/h prędkość w alei serwisowej, wydłużająca czas przejazdu) wskazują na to, że wszyscy zaliczą po jednej wizycie w alei serwisowej. Na starcie Vettel będzie miał drobną przewagę, wynikającą z większej przyczepności opon, ale biorąc pod uwagę zespołowe gry Mercedesa, czy uda mu się to przekuć na jakieś realne zyski? Wątpliwie, choć jak wiadomo w F1 nigdy nie należy mówić nigdy.

Mocy brak
Red Bull osiągnął w sobotę trochę więcej, niż wynikałoby to z prostej kalkulacji. Max Verstappen i Daniel Ricciardo wykorzystali bowiem potknięcia Kimiego Räikkönena, sięgając odpowiednio po czwartą i piątą lokatę. Od piątku obaj panowie jeździli z różnymi konfiguracjami aerodynamicznymi – Holender z mniejszym, natomiast Australijczyk z większym dociskiem. Po zajęciach Australijczyk dał do zrozumienia, że plany na sobotę zakładały sprawdzenie rozwiązań, z których korzystał Max. Sęk w tym, że pokrzyżował je deszcz.

W efekcie Daniel pozostał przy swoich ustawieniach i pożałował tej decyzji. – Samochód był podsterowny, choć maksymalnie pochyliliśmy przednie skrzydło. Gdybym mógł, zdjąłbym trochę docisku z tylnego skrzydła – stwierdził piąty w wynikach Australijczyk. – Cała nadzieja w deszczu, bo jeśli będzie sucho, to na prostych będę bardzo wolny.

RB14 z dociskiem na poziomie tego ze Spa-Francorchamps w rękach Verstappena spisywał się lepiej, choć różnica w czasach pomiędzy Maksem i Danielem wyniosła jedynie 0,1 sekundy na korzyść Holendra. Głównym problemem Red Bulla pozostaje deficyt mocy, a kompromis w ustawieniach w żaden sposób nie jest w stanie go zniwelować, zwłaszcza że chodzi o tor z kilkoma bardzo długimi odcinkami pokonywanymi z gazem w podłodze. – Na prostych traciliśmy jakieś 0,7 sekundy [czyli tyle, ile Maksowi zabrakło do wyniku Lewisa] – argumentował Christian Horner.

W wyścigu szef Red Bulla nastawia się przede wszystkim na walkę z Ferrari. – Mercedesy są poza zasięgiem, walczymy jednak z Ferrari. Wybrali bardziej miękką mieszankę na start, z wyższą degradacją. Mam nadzieję, że to otworzy przed nami szansę. Lewa przednia opona jest tutaj mocno eksploatowana, więc jeśli wyjdzie słońce, ciekawie będzie przekonać się, która strategia jest lepsza – powiedział Horner.

Złodziej z Monako
Na słowa uznania niewątpliwie zasłużył wczoraj Carlos Sainz, który wywalczył dla ekipy Renault siódmy czas. Sobotni spektakl skradł jednak Charles Leclerc. Monakijczyk z z każdym weekendem czuje się coraz pewniej i zasłużenie zbiera komplementy ze strony mistrzów świata, wydeptując sobie ścieżkę do ekipy Ferrari, która rozważa rozstanie z Räikkönenem. Kwalifikacje na Paul Ricard przyniosły 20-latkowi bezprecedensowy sukces – Charles po raz pierwszy awansował do Q3, sięgając po ósme pole startowe!

Występ godny podziwu, zważywszy na to, że w piątkowych treningach nic na to nie wskazywało. – W piątek przytrafiła się nam katastrofa, ale na sobotę wszystko pozmienialiśmy i proszę. Brak mi słów, żeby opisać to, co czuję! – cieszył się Leclerc, którego od Räikkönena oddzieliły zaledwie dwie lokaty. Nie spekulując nawet co będzie dalej, przyznam tylko, że czekam na odpowiedź na pytanie, czy Charles po raz czwarty zdobędzie punkty, ucierając nosa takiemu Romainowi Grosjeanowi.

Co złego, to nie ja
A propos Francuza – kierowca Hassa nie tak sobie wyobrażał swój pierwszy domowy weekend F1. Gorycz jest tym większa, że w piątek Grosjean spisywał się znakomicie, kręcąc się w okolicach szóstej pozycji. W kwalifikacjach wystarczyło postawić kropkę nad i, tymczasem w decydującym momencie czasówki Romain po raz kolejny wpadł w tarapaty. Na wyjściu z trzeciego zakrętu tył VF-18 wymknął mu się spod kontroli i uderzył w bariery. – Punkt hamowania, prędkość wejścia, linia przejazdu były takie same, jak wcześniej, więc nie wiem, co się stało – relacjonował Grosjean, w zasadzie wykluczając własny błąd.

No cóż, bez względu na to, czy był to wilgotny krawężnik, nagły podmuch wiatru, czy jeszcze coś innego, notowania Romaina od jakiegoś czasu ostro pikują. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zamiast punktów Grosjean zapisuje na swoje konto jedynie kolejne potknięcia i wpadki. Na swoje szczęście już dziś będzie miał okazję do rehabilitacji. Może niczego nie zepsuje…

Weźmy takiego Kevina Magnussena. Facet nie poraża nikogo swoim talentem. Nie jest najszybszym kierowcą w stawce. Ba, nie jest ani drugi, ani nawet piąty, ale ma ogromną zaletę – przy ostatnich popisach Grosjeana wygląda na tytana solidności. Zdobywa punkty. Na razie zebrał ich 19, dzisiaj może zwiększyć jednak swój stan posiadania. Dziewiąta pozycja na starcie sprawia, że na horyzoncie pojawią się takie możliwości.

Kosztowne błędy
Kilka słów o Kimim Räikkönenie. Fin był ostatnim kierowcą, który zdobył pole position na torze Magny-Cours, wczoraj na Paul Ricard musiał się jednak zadowolić szóstą lokatą. Za sprawą błędów w decydujących momentach kwalifikacji, do czego swoją drogą trochę nas już przyzwyczaił, „Iceman” przegrał z kierowcami rywalizację z kierowcami Red Bulla.

Jego słaba postawa jest o tyle istotna, że osłabia pozycję walczącego o tytuł Vettela. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że dwa samochody dają Mercedesowi strategiczną przewagę nad jednym Ferrari. Sebastian potrzebuje wsparcia, a popełniający błędy Kimi coraz częściej nie jest w stanie temu sprostać (strategię Ferrari pominę milczeniem).

Bez sensacji
Na koniec krótko McLaren. Miało być lepiej, jest coraz gorzej. Wczoraj po raz pierwszy od ubiegłorocznej rundy w Azerbejdżanie wielokrotnych mistrzów świata zabrakło w Q2. Półtorej sekundy straty od korzystającej z tego samego silnika ekipy Red Bulla, pół sekundy za napędzanym jednostkami Hondy Toro Rosso Pierre’a Gasly’ego. Czy potrzebny jest tu jeszcze jakiś komentarz?

Zak Brown tłumaczył mętnie, że spadająca konkurencyjność MCL33 stanowi efekt „problemu lub problemów aerodynamicznych, których nie udaje się ekipie zdiagnozować”. Zaznaczył także, iż problem nie leży po stronie tunelu aerodynamicznego.

Sęk w tym, że trudno w tej sytuacji abstrahować od gęstniejącej wokół McLarena atmosfery. Napływające z Wielkiej Brytanii doniesienia są tyleż śmieszne, co przerażające – jeśli oczywiście są prawdziwe. Zakładam jednak, że jest w nich przynajmniej ziarno prawdy.

Odnoszę wrażenie, że Fernando Alonso, który w poprzedni weekend wygrał 24-godzinny wyścig w Le Mans, nawet nie jest już rozczarowany. Lukę tę wypełnił ironią, bo tak chyba należy odczytywać jego wczorajsze wypowiedzi. – Nic nie poszło źle. Tak wyglądają nasze osiągi. Jestem dwie dziesiąte sekundy przed jednym z najbardziej utalentowanych kierowców ostatnich lat, Stoffelem [Vandoorne’em], więc takie mamy tempo – ironizował Hiszpan. – To nie jest wielka sensacja. Samochód jest wolny…

3 KOMENTARZE

  1. Nie wydaje mi się, aby po starcie Vettel świadomie wjechał w Bottasa, bo po co niby? Jest komentarz – pretensja Laudy, czemu Vettel dostał tylko 5 sek. karę. Nie był w stanie wyhamować i zmieścić się w zakręt, który był ostrym skrętem, chyba grubo poniżej 30 stopni. Był przyblokowany przez Hamiltona i już nie miał czasu na reakcję, bo była za duża prędkość. Widział, że wjedzie w zakręt przed Bottasem, a gdy to się zmieniło nie miał już jak zareagować. Hamilton przyblokowując Vettela to spowodował i jego winiłbym za powstałą sytuację na torze. Wyhamowywanie przeciwnika przed zakrętem prostej startowej na wewnętrznej stronie toru może spowodować szkodę i tak było w tym wypadku. Moim zdaniem było to złośliwe, nie odpowiedzialne i niebezpieczne zachowanie Hamiltona. A Bottas powinien odpuścić zakręt, to nic by się nie stało. To się między nimi ciągnie od pewnego czasu. I będzie ciąg dalszy. A na mundialu jest 3:0, ale blamaż. Nie oglądam tego, trochę nasłuchuję. Powinni ich wysłać na pośredniak a wcześniej pozabierać pensyjki.

    • Hamilton zablokował, Bottas sie pownien odsunąć człowieku to ja proponuję natępnym razem podczas startu aby wszyscy ruszyli dopiero wtedy aż płaczący chłoptaś Vettel minie pierwszy zakręt

    • ….rozumiem, że ironizujesz, tak? Bo jak nie to gruuuubo pojechałeś z tą winą Hamiltona za kolizję z 1-ego zakrętu bo to fetel przesadził myśląc, że zmieści się w ten zakręt od wewnętrznej z taką samą prędkością jak botas od zewnętrznej.
      …a co do kopanej to szkoda słów, jak bym widział ekipę smudy z przed lat

      pozdrawiam

Skomentuj dasrup Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here