– Valtteri potrzebował pewności siebie i to właśnie zalecił mu lekarz – komentował żartobliwie Toto Wolff zdobycie przez Valtteriego Bottasa pole position przed wyścigiem o Grand Prix Rosji. Fin jeszcze nigdy nie przegrał w Soczi czasówki ze swoim zespołowym kolegą i wczoraj tradycji stało się zadość. Bottas wygrał kwalifikacje, pokonując o 0,145 sekundy Lewisa Hamiltona, który na decydującym okrążeniu przesadził w siódmym zakręcie i musiał dać za wygraną.

Przed rokiem Valtteri sięgnął w Rosji po swoje pierwsze zwycięstwo w Formule 1. Czy szczęśliwy dla niego obiekt nad Morzem Czarnym pozwoli mu odblokować się i odnieść pierwszy tegoroczny triumf? Cóż, o wszystkim mogą zdecydować zespołowe ustalenia, ale przekonamy się o tym już za kilka godzin. Tak czy owak, biorąc pod uwagę słabiutką dyspozycję Ferrari (przynajmniej wczoraj) i start Red Bulli z końca stawki, walka o zwycięstwo zapowiada się na wewnętrzną rozgrywkę Srebrnych Strzał.

Mercedes zdominował wczorajsze kwalifikacje w Rosji, nokautując swoich rywali. Wysiłki mające na ceku wyeliminowanie słabych stron Srebrnej Strzały (jak przegrzewanie tylnych opon) przynoszą piękne owoce. Nie jest to pozytywna informacja dla wszystkich tych, którzy liczą na walkę o tytuły do samego końca mistrzostw świata, ale wszystko – niestety – wskazuje na taki właśnie scenariusz.

Pierwsze starcie (pole position) wygrał Valtteri Bottas, który w piątek usłyszał, że idzie mu tutaj tak dobrze, iż tor powinien nosić jego imię. Fin do końca zachował zimną krew, złożył dwa najszybsze okrążenia czasówki i po raz drugi w tym sezonie sięgnął po pierwszą pozycję startową. – Idealnie trafiliśmy z ustawieniami, swoje zrobiły także wprowadzone przed weekendem poprawki [m.in. nowe mocowanie tylnego skrzydła]. Nie wiem, co stało się w drugiej próbie z Lewisem, ale pewnie opuścił okrążenie – mówił chyba jednak odrobinę zdziwiony swoim sukcesem fiński zdobywca pole position.

Pstryczek w nos
A Lewis? No cóż, tym razem czterokrotnemu mistrzowi świata zabrakło precyzji, bo na swoim najlepszym okrążeniu popełnił błąd. – Za szeroko wjechałem w piątkę. Opony zebrały trochę kurzu i w siódmym zakręcie zabrakło mi przyczepności – wyjaśniał Anglik, który po pierwszym sektorze jechał o 0,3 sekundy szybciej niż Bottas w pierwszej próbie. – Od początku weekendu drugi sektor jakoś mi nie leżał, byłem za to najszybszy w pierwszej i trzeciej części toru. Wiedziałem jednak, że Valtteri na drugim kółku podniesie poprzeczkę, więc musiałem naciskać. Moje ostatnie dwa kółka nie były szczególnej urody, ale przynajmniej jestem w grze – zaznaczył lider mistrzostw świata, który chyba otrzymał od losu delikatnego pstryczka w nos za dumę z faktu, że w „przeciwieństwie do Vettela nie popełnia błędów”.

Dzisiaj kierowcy Mercedesa staną przed świetną okazją, żeby pognębić rywali z Maranello. Doświadczenie z Rosji uczy, że kluczem sukcesu może okazać się start i pierwsze okrążenie. Ekipa Toto Wolffa wyciągnęła odpowiednie wnioski z katastrofy Ferrari na torze Monza, bo w niedzielę rano skrupulatnie przedyskutowano z kierowcami taktykę, szczególnie na początek wyścigu. Kluczową z punktu widzenia interesów Hamiltona i zespołu sprawą będzie oczywiście zamknięcie drogi przed Sebastianem Vettelem i Kimim Räikkönenem. – Po zdobyciu pole position niełatwo będzie powiedzieć Valtteriemu „nie możesz się z nim ścigać” – oświadczył szef stajni z Brackley, sugerując pewne rozwiązania. – Myślę, że Valtteri wie, że jeśli chce pokonać Lewisa musi wykrzesać z siebie absolutnie wszystko – dorzucił.

Bez odpowiedzi
Ferrari nie miało wczoraj absolutnie żadnej odpowiedzi na tempo Srebrnych Strzał. Szybszy z kierowców stajni z Maranello Vettel stracił do zdobywcy pole position ponad pół sekundy i musiał zadowolić się trzecią lokatą. Räikkönen był czwarty, z deficytem sięgającym 0,850 sekundy. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że taki układ jeszcze bardziej komplikuje i tak już trudne położenie Vettela. – Sądzę, że wszędzie byli od nas szybsi. Mam nadzieję, że to kwestia kwalifikacji, a nie toru – pocieszał się Niemiec, który przed rokiem startował w Soczi z pole position.

Pamiętając o dobrych startach Ferrari, ale mając także na uwadze doświadczenia z poprzedniego sezonu, Vettel będzie szukał swojej szansy w pierwszym okrążeniu. – Przypomniałem Valtteriemu, co wykonał tutaj rok temu. Być może zdołalibyśmy w ten sposób coś zmienić. Start jest istotny – podkreślił Sebastian, który nie może sobie pozwolić na dalsze straty, jeśli jeszcze w ogóle myśli o tym, żeby powalczyć z Hamiltonem o tytuł.

Musztarda po obiedzie?
Dobry start czy nawet przejęcie prowadzenia to jedno, ale najważniejsze będzie to, kto będzie miał najlepsze tempo w wyścigu, na co złoży się m.in. zarządzanie oponami. A w tej kwestii lepiej wygląda Mercedes. Być może lepsze nagumowanie i poprawa przyczepności zmieni nieco te proporcje, ale czy je odwrócić? Chciałbym się mylić, mam jednak wrażenie, że szanse Ferrari w tym pojedynku są nikłe.

Chaos panujący we włoskiej stajni nie pomaga, Sebastian nie może też za bardzo liczyć na Kimiego. Fin w piątek co prawda deklarował, że „jedzie dla siebie i zespołu”, tyle tylko, że to już wygląda na musztardę po obiedzie.

Sztuka przebijania
Z niecierpliwością czekam na występ kierowców Red Bulla, którzy w związku z wymianą jednostki napędowej (powrót do wersji B, zdaniem Maksa Verstappena lepszej w konfiguracji wyścigowej) i skrzyni biegów startują z końca stawki. W piątek kierowcy ekipy Christiana Hornera imponowali czasami dłuższych przejazdów i wyglądali na najgroźniejszych rywali Mercedesa. Co więcej, podczas Q1 świętujący dzisiaj 21. urodziny Max błysnął czasem, który dałby mu piątą lokatę startową. A przecież tor był wtedy wolniejszy niż w Q3, nie mówiąc już o tym, że wiedząc o karze, Red Bull od początku weekendu pracował nad tempem wyścigowym.

W tej sytuacji należy żałować, że zamiast walczyć w czołówce Daniel Ricciardo i jego holenderski kolegą będą przebijać się z końca stawki. Większość kierowców narzeka, że wyprzedzanie w Soczi jest trudne, ale znając temperament i umiejętności obu panów chyba możemy zacierać ręce i spodziewać się widowiska. Wczoraj Max wyartykułował ambicje na dzisiejsze popołudnie. – Celem jest powrót na piąte i szóste miejsce. To jest najbardziej realne założenie. Musimy wybrać jak najlepszą strategię i dużo wyprzedzać – oznajmił dzisiejszy jubilat.

Ciekawe, na jaką strategię zdecyduje się ekipa Hornera. Czy pójdą raczej w standardowym kierunku (ultramiękkie na start i potem miękkie), czy odwrotnie? Przeciągnięcie przejazdu na gumach z żółtym paskiem mogłoby skutkować założeniem najszybszej mieszanki na finisz. Jest to ryzykowne założenie, ale nie jest wykluczone, że warunki panujące na torze pozwolą na taki manewr. Czas pokaże. W każdym razie Verstappen i Ricciardo mogą nam dzisiaj dostarczyć sporo wrażeń.

Zaskoczony
W walce o miano najlepszego z reszty Estebana Ocona i Charles’a Leclerca pogodził wczoraj Kevin Magnussen, który sięgnął po piąty czas. Powtórzył tym samym swoje najlepsze tegoroczne wyniki z kwalifikacji, z Australii i Niemiec. – Nie sądziłem, że dysponujemy takim tempem. Myślałem, że różnice miedzy nami i kierowcami Force India czy Saubera będą mniejsze – przyznawał zaskoczony Duńczyk.

Do trzech razy sztuka? Zobaczymy, bo dwa wspomniane wyżej przypadki nie były dla Kevina zbyt szczęśliwe. Teraz walczącej z Renault o czwartą lokatę w klasyfikacji mistrzostw świata ekipie Haasa punkty by się bardzo przydały. Do odrobienia jest 15 oczek. Na jakieś zdobycze liczy także startujący z dziewiątej pozycji Romain Grosjean. Lekki ból głowy stanowi dla nich zapewne to, że podobnie jak rywale z Force India i Saubera startują na szybko degradujących hipermiękkich oponach. Jeśli dodamy do tego masę problemów w trakcie piątkowych treningów, które znalazły odzwierciedlenie w fatalnych wynikach wyścigowych symulacji, właściwie trudno ocenić, na co będzie ich dzisiaj stać.

Wybieg Renault
No właśnie, Renault. Francuzi wykazali się wczoraj nie lada sprytem. Zdają sobie sprawę, że Carlos Sainz i Nico Hülkenberg nie zwojują zbyt wiele w trzeciej części kwalifikacji, odpuścili Q2. W związku z planowanymi przesunięciami Red Bulli i Pierre’a Gasly’ego, mogli sobie pozwolić na taki wybieg, ponieważ mieli zagwarantowaną jedenastą i dwunastą pozycję na starcie, a co za tym idzie, pełną swobodę strategii. – W pierwszym segmencie czasówki zorientowaliśmy się, że nasze problemy są tak duże, że nie jesteśmy w stanie powalczyć o piąte czy szóste miejsce. Odpuszczenie walki o najlepszą dziesiątkę było najlepszym wyjściem, aby zwiększyć nasze szanse w wyścigu – wyjaśniał Sainz.

Jak można się domyślić, kierowcy Renault wystartują na ultramiękkiej mieszance (chyba, że odwrócą strategię), która powinna zapewnić im przewagę nad kierowcami rozpoczynającymi przed nimi rywalizację na oponach z różowym paskiem. Pytanie brzmi, czy to wystarczy, żeby zniwelować słabsze tempo żółtych maszyn i nawiązać walkę z zawodnikami Haasa, Force India i Saubera? No i czy problemy z degradacją w pojazdach rywali faktycznie będą aż tak dotkliwe?

Siła spokoju
Niektórzy nie mają aż tak dużych obaw w tej kwestii. Przykładem jest ekipa z Hinwil, która zaliczyła wczoraj nie tylko najlepsze tegoroczne kwalifikacje, ale również najbardziej udaną sobotę od rundy w Chinach w 2015 roku, kiedy Felipe Nasr i Marcus Ericsson zamknęli najlepsza dziesiątkę czasówki. W Soczi Ericsson wywalczył dziesiątą lokatę, natomiast Leclerc, dla którego piątkowe treningu okazały się koszmarem, w sobotę sięgnął po siódmy rezultat. – Cieszę się z siódmej lokaty, bo to moje najlepsze osiągnięcie w kwalifikacjach. Moja radość jest tym większa, że w piątek miałem gigantyczne problemy, żeby znaleźć ustawienia pod mój styl jazdy – mówił Leclerc, podkreślając że mimo strategicznej sztuczki Renault nie widzi powodów, dla których nie miałby utrzymać się przed nimi.

Jego optymizm podziela Marcus Ericsson. – Samochód jest dobrze zbalansowany i spisuje się dobrze. Wczoraj dobrze czułem się na oponach hipermiękkich. Nie doświadczałem na nich przesadnej degradacji, więc czuję się pewnie – dodał Szwed, dla którego dziesiąta lokata jest wyrównaniem jego najlepszego kwalifikacyjnego wyniku w karierze (w Malezji w 2015 startował oczko wyżej, ale dlatego, że przesunięto Grosjeana).

Radość życia
Po sprowokowanej przez Sergio Péreza katastrofie w Singapurze, w punkty celują dzisiaj także także kierowcy Force India. Wczoraj kolejny znakomity występ odnotował Esteban Ocon, który w rywalizacji o szóste miejsce pokonał o 0,006 sekundy Leclerca. – Staram się czerpać jak najwięcej radości z ostatnich wyścigów. Jeżdżę niesamowitymi samochodami, żyję chwilą i ignoruję negatywy. Wszystko czego chcę, to jazda w F1, i nawet jeśli w przyszłym sezonie będę musiał zaliczyć przerwę, wierze, że Toto i zespół pomogą mi – wyznał Francuz.

Dwie pozycje za nim ustawi się dziś Pérez, który w 2015 roku finiszował w Soczi na trzeciej pozycji. Tym razem na taki sukces się nie zanosi, ale Meksykanin będzie chciał powiększyć swoją kolekcję i pozostać w generalce przed Oconem (dzieli ich punkt).

Bez komentarza
Na koniec kilka słów od Fernando Alonso, które mówią wszystko na temat tego, dlaczego McLaren rozstaje się ze Stoffelem Vandoorne’em. – Jechałem ze skręconym silnikiem, miałem dwa cele: zmieścić się w 107% i pociągnąć za sobą Stoffela w strudze. W ogóle nie walczyłem o czas – oznajmił Hiszpan, na najlepszym okrążeniu szybszy niemal o pół sekundy od Belga.

6 KOMENTARZE

  1. Pstryczek w nos, że w przeciwieństwie do Vettela nie popełnia Hamilton błędów? Zepuscie drugiej próby w Q3, która nie zmieniła jego pozycji, przed błędem i po błędzie był na P2 porównujemy do tego, jak Seb w jedynej miarodajnej sesji treningowej nr 2 w Singapurze, sam się wyeliminował z dalszego zbierania danych, co musiało miec odbicie w kwali i wyscigu. Albo porównujemy do wypadki z GP Niemiec albo z przestrzelenia hamowania w GP Baku, GP Francji. Rzeczywiście pstryczek w nos. Nadal nie mogę zrozumiec jak na blogu Mikolaja pisze ktoś inny niż Mikolaj i zaniza poziom tego portalu?

  2. Posłuchaj wyrocznio. Sam zaniżasz poziom. Materiał jest świetny, w przeciwieństwie do Twojego marnego komentarza.
    Nie podoba się, nie czytaj.
    Czepiasz się określenia, sugerując porównania, których tam nie ma. Głupie, ale rozumem, że myślenie boli. Kompleksy też.

Skomentuj ekwador15 Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here