Lewis Hamilton uświetnił swój dwusetny start w Formule 1 fantastycznym zwycięstwem w Belgii. Dzięki wygranej zbliżył się na siedem punktów do prowadzącego w generalce Sebastiana Vettela. Niemiec nie był w stanie znaleźć recepty na Anglika i musiał się zadowolić drugą lokatą. W niczym nie zmienia to jednak faktu, że Mercedes był opałach na skrojonym pod siebie torze. Są powody do niepokoju.

Na legendarnym torze Spa-Francorchamps Hamilton i Vettel stoczyli walkę o zwycięstwo. Nie był to może szczególnej urody spektakl, ale trochę emocji w tej zabawie w kotka i myszkę. Przez chwilę zrobiło się nawet bardzo gorąco. Po neutralizacji Lewis znalazł się bowiem w sporych tarapatach, ponieważ nie wybrał właściwego trybu pracy jednostki napędowej, a do tego rywal miał szybsze opony. Mimo to sprytnym wybiegiem, delikatnie zdejmując nogę z gazu przed Eau Rouge i wyhamowując Sebastiana, Anglik wygrał zarówno sprint do Les Combes, jak i cały wyścig. – Było blisko – komentował na gorąco Niemiec. -Było blisko, bo odpuściłem – wyjaśniał z szerokim uśmiechem na twarzy Lewis.

Bez sentymentów
Trzykrotny mistrz świata pojawił się w Ardenach z jasno wyznaczonym celem – i w pełni udało mu się go zrealizować. Wygrane kwalifikacje z najszybszą rundą w dziejach Spa-Francorchamps (1.42,553) stanowiły udane preludium, lecz przewaga na poziomie 0,2 sekundy nad Vettelem stanowiła jasny sygnał, że w niedzielę będzie się musiał ostro napracować. Tak faktycznie się stało. Po starcie nie był w stanie odjechać od Niemca na więcej niż dwie sekundy, więc istniało ryzyko podcięcia. Z drugiej strony Mercedes musiał zatroszczyć się o to, żeby wstrzelić się w okienko i po pit stopie nie utknąć za Ricciardo. Tutaj wszystko zadziałało idealnie, tyle tylko, że Hamilton miał przed sobą Kimiego Räikkönena. Ferrari dłużej zatrzymało „Icemana” na torze w nadziei na to, że uda mu choć na chwilę przystopować Anglika. Lewis nie bawił się jednak w sentymenty i oczyścił przedpole za Raidillon, psując szyki włoskiej stajni.

Pomysły Allisona
Pomimo tego zmiana opon na miękkie wprowadziła w szeregi Mercedesa lekką nerwowość. Wyglądało bowiem na to, że Ferrari lepiej radzi sobie z osiągnięciem ich optymalnych osiągów i Hamilton nadal jechał pod presją. Znowu pojawiło się ryzyko podcięcia i Lewis został poproszony o podkręcenie tempa. – Próbuję – odparł, ale efekty były żadne, ponieważ Vettel nie zmniejszał się szczególnie w jego lusterkach.

Problem podcięcia (lub ewentualną próbę przejechania dystansu na jeden pit stop) rozwiązała kolizja kierowców Force India, po której zarządzono neutralizację. Została ona wykorzystana na wizytę w alei serwisowej, w trakcie której Lewis otrzymał świeży komplet miękkich, a Sebastian ultramiękkich opon. – Ferrari miało jeszcze jeden komplet świeżych ultramiękkich gum, my nie, bo wykorzystaliśmy je w kwalifikacjach. Zdaniem Jamesa Allisona w naszym przypadku lepszym rozwiązaniem była miękka mieszanka na finisz. Warunkiem było jednak to, żebyśmy przetrwali restart – wyjaśniał wybraną strategię Toto Wolff.

Ustąpić, żeby wygrać
W przypadku Lewisa plan się powiódł, choć Anglik znalazł się po restarcie w poważnych opałach. Jadąc z niewłaściwym trybem pracy jednostki napędowej, Hamilton poczuł gorący oddech Vettela na swoich plecach. Znalazł jednak sprytne rozwiązanie. – Na wyjściu z pierwszego zakrętu Sebastian był tuż za mną, więc na zjeździe do Eau Rouge wciskałem przepustnicę na jakieś 90 procent, żeby stracił impet. Za szczytem wdepnąłem gaz do dechy i wtedy musiał zza mnie wyjechać. Mogłem być z tego zadowolony – przyznał Hamilton po piątym zwycięstwie w sezonie i 58. w karierze.

Wewnętrzny spokój
Warto przy okazji po raz kolejny zaznaczyć, że trzykrotny mistrz świata prezentuje się w tym sezonie dużo dojrzalej niż w minionych latach. Jest bardzo mocno skoncentrowany na tym co chce osiągnąć, podkreśla, że zależy mu „na ostrej, ale czystej walce”, nie pozwala się wyprowadzać z równowagi, za każdym razem – nawet, gdy wygrywa – zaznacza, że nie mogą sobie z ekipą pozwolić nawet na chwilę wytchnienia.

Myślę, że wpływ na tę metamorfozę ma atmosfera panująca w zespole, odmienna od dychotomii, którą mogliśmy obserwować w poprzednich trzech latach, gdy w składzie znajdował się Nico Rosberg. Pozycja Niemca była niezwykle silna, więc rywalizacja między nim a Lewisem wprowadzała napięcie oraz generowała konflikty.

Z Bottasem sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Lewis czuje, że zespół jest scementowany i stoi za nim murem, co zapewnia mu jeszcze większą pewność siebie – a wiadomo, że wewnętrzny spokój zawsze wpływał na niego pozytywnie. Nie bez znaczenia w rywalizacji z Vettelem może być także to, że Bottas prezentuje się solidniej niż Räikkönen (choć na Spa było akurat odwrotnie). To wszystko sprawia, że Hamilton ma w swoim ręku sporo atutów, żeby wyjść zwycięsko z pojedynku z Sebastianem Vettelem i zdobyć swój czwarty tytuł.

Z drugiej strony uważnym obserwatorom nie umknęło, że Mercedes po Belgii ma pewne powody do zmartwień. Wszyscy spodziewali się bowiem łatwego sukcesu, tymczasem Ferrari postawiło trudne warunki. Włosi nie przespali wakacyjnej przerwy, wyraźnie poprawiając osiągi SF70H na torze z założenia stanowiącym domenę Srebrnych Strzał. Można z tego wyciągnąć wniosek, że stajnia Ferrari (przynajmniej na razie) wygrywa z dręczącą ją od lat zmorą, czyli klęskami na polu rozwojowym. Czy tak pozostanie do końca, zobaczymy. Jakkolwiek nie skończy się jednak ta rywalizacja, emocji chyba nam nie zabraknie.

Prawie jak Mika
Valtteri Bottas wypadł w Belgii zdecydowanie poniżej oczekiwań. Prawdę mówiąc przez cały weekend stanowił jedynie tło dla poczynań Hamiltona i Vettela, ale na tym nie koniec. W jego przypadku plan Jamesa Allisona spalił na panewce, ponieważ Fin nie przetrwał restartu, tracąc przed Les Combes aż dwie pozycje. Z lewej objechał go Ricciardo, natomiast z prawej Räikkönen, którzy zrobili świetny użytek z ultramiękkich opon. – Cieszę się, że ten weekend jest już za mną. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego poszło mi tak słabo – przyznawał Valtteri w rozmowach z żurnalistami.

Jeśli chodzi o Fina z Ferrari, to koniec końców nie skończyło się źle. Mimo 10-sekundowej kary (plus 3 punkty karne) za zignorowanie żółtych flag wywieszonych po awarii Verstappena, Kimi finiszował na czwartej pozycji. – Samochód Maksa co najmniej w połowie znajdował się już za barierami, więc doszedłem do wniosku, że zwolnienie nie jest konieczne – wyjaśniał później. Po restarcie „Iceman” w pięknym stylu rozprawił się z Bottasem, nieomal kopiując słynny wyczyn swojego rodaka Miki Häkkinena. Atak na trzeciego przyniósł jednak tylko połowiczny sukces – Valtteriego udało się wyprzedzić, Daniela już nie.

Ściga się z Alonso
W przypadku Red Bulla panujące w ekipie po wyścigu nastroje stanowiły mieszankę bardzo skrajnych odczuć. Z jednej strony Ricciardo po raz szósty w sezonie stanął na podium. Z drugiej na mecie – też po raz szósty – zabrakło Maksa Verstappena. Po świetnej sobocie, niedziela przyniosła 19-latkowi gorycz porażki. Tym razem w jego Red Bullu zastrajkowała jednostka napędowa.

– Jestem bardzo rozczarowany ze względu na kibiców, którzy wydają masę pieniędzy na bilety. Na początku myślisz sobie – pech, zdarza się, ale teraz w zasadzie ścigam się z Alonso w kategorii, który z nas częściej odpadnie z wyścigu. To po prostu niewiarygodne – złościł się Max, do awarii figurujący na piątej pozycji.

Na wojnie
Wyścig przyniósł kolejną wojnę w ekipie Force India, zakończoną interwencją Otmara Szafnauera. – Jeżeli nie potrafią się ze sobą ścigać z korzyścią dla zespołu, to więcej nie będą mieli okazji tego robić – grzmiał 53-letni szef operacyjny Force India, poproszony o komentarz do spięcia pomiędzy Sergio Pérezem i Estebanem Oconem. Poprzednie, w Baku (nieporozumienia zaczęły się w Kanadzie), kosztowało zespół podium i mnóstwo punktów. Tym razem też uciekło kilka cennych oczek. Panowie nie oszczędzają się – w Belgii dwukrotnie znaleźli się na kursie kolizyjnym na zjeździe do Eau Rouge. W pierwszym przypadku obaj jakoś to jeszcze przetrwali, w drugim już nie. Ocon stracił nos swojego samochodu, natomiast w bliźniaczej maszynie Péreza doszło do przebicia prawej tylnej opony.

– Sergio przycisnął mnie do muru, gdy pędziliśmy 300 km/h, bez powodu narażając moje i swoje życie – skarżył się Francuz, który ostatecznie ocalił dla ekipy dwa oczka. Całkiem inny pogląd na kolizję miał Pérez. – Esteban okazał się zbyt wielkim optymistą, tam nie było miejsca dla dwóch samochodów – bronił się Meksykanin, świadomy faktu, że jego rywalizacja z depczącym mu po piętach Oconem przybiera formę być albo nie być.

Kto zawinił? Myślę, że obaj. Pérez co prawda widział swojego kolegę i zamknął przed nim drzwi, ale Ocon też powinien był lepiej przygotować atak. Nie jestem pewien, czy była szansa na to, by wyprzedzić Sergio przed Eau Rouge. Esteban mógł poczekać na prostą Kemmel, otworzyć tylne skrzydło i zostawić kolegę w tyle, a tak – wyszło jak wyszło. Trudno w tej sytuacji dziwić się, że zespół stracił cierpliwość do wybryków swoich kierowców i zagroził, że następna kolizja zakończy się ich zawieszeniem.

Jeden wielki żal
W McLarenie bez niespodzianek, czyli katastrofalnie słabo. Sobotnia wpadka z systemem hybrydowym w samochodzie Fernando Alonso po raz kolejny obnażyła profesjonalizm japońskiej firmy. Wyścig zakończył się jeszcze jednym blamażem. Po świetnym starcie i awansie na siódme miejsce Hiszpan systematycznie tracił pozycje, co wywołało u niego rosnącą (i zrozumiałą) frustrację. Jego męki zakończyła kolejna awaria jednostki napędowej – tak przynajmniej zdradził czekającym na niego dziennikarzom, uprzednio spoglądając znacząco w niebo. Stoffel Vandoorne? No cóż, Belgowie, podobnie jak ich sąsiedzi zza miedzy, nie mieli okazji na ochy i achy. Stoffel dotarł wprawdzie na metę, no ale za 14. miejsce punktów w Formule 1 nie przyznaje się.

11 KOMENTARZE

  1. Kurcze, jeśli merc się nie ogarnie, to straci tytul w tym roku. Ferrari było niespodziewanie mocne w tym wyścigu. Widac robią ogromne postępy, ciekawe na ile opony zawazyly tutaj na wyniku. Gdyby merc nie miał Hamiltona to ciężko by im było wygrywać w tym roku. Teraz dokładnie widać jakie ogromne znaczenie ma kierowca kiedy technika u konkurencji stoi na podobnym poziomie.

  2. Dobrze ze mamy Pereza i Ocona. Oni to potrafią zapewnić emocje 🙂 Szkoda mi Maxa, szczęście mu nie sprzyja, ale moze te awarie to w jakimś stopniu jego zasługa. Moze robi coś nie tak? Podobno odpalili bez problemu ten silnik.
    Ferrari powyżej oczekiwań, Mercedes poniżej. Hamilton i Vettel byli klasą dla siebie. Bottas i Raikkonen nie ta liga. Nie wiem czy Ferrari dobrze zrobiło zatrzymując Raikkonena. Lubię go, ale moze już czas na emeryturę a za niego Leclerc albo Verstappen.
    Teraz Monza!!!!!

    • Co może Kimi ? Bronić i osłaniać Seba nic więcej … Takie ma zadanie i więcej nawet przy dubletach Seb zawsze musi być pierwszy,każdy punkt się liczy.A mówienie że w czwórkę mają rywalizować , niczym Perez z Oconem bez przesady.Nie Ci ludzie to wyjątkowe osoby SEB,LEWIS,KIMI , doświadczenia i ogłady nabiera Valteri i tak ma zostać w tych zespołach.To jest polityka.

    • W Ferrari jest podział na kierowcę nr 1 i nr2. Myślisz, że Verstappen by się na to zgodził? On nie jest jak Raikkonen czy Barrichello.

  3. Mam wielką nadzieję, że Merc jednak obroni oba tytuły.
    Mam też nadzieję, że będzie to okupione bardzo dużym wysiłkiem.

    A w przyszłym roku byłoby wyśmienicie, gdyby podgryzał ich jakiś trzeci zespół i regularnie sprzątał punkty…! 😀

    • Obroni jeśli sprowadzi Bottasa do roli kierowcy numer 2 i jeśli Bottas będzie tak pomagał Lewisowi jak Kimi Vettelowi, inaczej nie będzie 4 mistrza dla Hamiltona. Bottas pierdzielił o walce o mistrza ale teraz powinni go sprowadzić na ziemię. Merc musi się ogarnąć i postawić na Lewisa. Durne było oddanie pozycji Bottasowi na GP Węgier i tych 3 punktów może zabraknąć. Bottas nie potrafi nawet 2 miejsca zająć aby Vettelowi punkty odebrać. Merc już nie walczy tylko sam z sobą i zmiana ich filozofii jest konieczna! Oby nie było już za późno.

  4. Tekst na poziomie… silnika Hondy 😀 rwie się, zacina i robi duzo szumu przy małej wydajnosci… szkoda że MS dopuszcza do takiej sytuacji…

  5. Panie Kapica , proszę bzdur nie opowiadać o alkomacie i badaniu Kimiego bo spotka się Pan w sądzie ?.Fakty a nie bzdury wyssane z palca, proponuje samemu się przepadać i sprawdzić czy z głowa wszystko w porządku.
    Jest Pan największym nieszczęściem stacji?.Bym zabrał akredytacje i zakaz wstępu dożywotnio na GP.

    • Podzielam zdanie mam nadzieje że nie dostanie przedłużenia kontraktu. Ten Pan Kapica nie potrafi zachować się nawet w studio rozmawia jakby był w barze przy piwku. Jego miny śmiechy są żałosne. Sorry ale to nie te klimaty. Jak go widzę lub słyszę to aż zaczynam tęsknić za Andrzejem B. 🙁

    • Kapica to jest dramat, nie wiem, czy ma jakieś chody u Mirosłwskiego, czy co, ale trzymanie go nadal w roli komentatora F1 psuje każdy wyścig.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here