Powrót Meksyku do Formuły 1 okazał się strzałem w dziesiątkę. Prawdziwa fiesta na trybunach, podwójne zwycięstwo ekipy Mercedesa, pogrom trzech mistrzów świata, no i punkty dla Sergio Péreza. A na koniec podium z Nigelem Mansellem przed szalejącą w części stadionowej publicznością. Z sombrero na głowach!

Do czterech razy sztuka
Ufffff, Nico Rosberg wreszcie mógł odetchnąć z ulgą. W Japonii, Rosji i Stanach Zjednoczonych niemieckiemu kierowcy nie udało się zmienić pole position w zwycięstwo. Dopiero czwarta wygrana z rzędu czasówka przyniosła Rosbergowi triumf. Być może z delikatną pomocą ze strony ekipy, która ściągnęła Lewisa Hamiltona na drugi serwis, choć mistrz świata nie miał ochoty iść w ślady swojego kolegi i zjeżdżać po drugi komplet pośrednich opon Pirelli. W końcu uległ perswazji zespołu i Grand Prix Meksyku padła łupem Rosberga. W połączeniu z brakiem Sebastiana Vettela na mecie sprawiło to, że Nico odzyskał drugą pozycję w generalce i przed dwiema ostatnimi rundami sezonu posiada nad asem Ferrari aż 21 punktów przewagi.

W sobotę Rosberg wygrał walkę o pole position, choć biorąc pod uwagę jego ostatnie występy, niczego mu to nie gwarantowało. Przede wszystkim nie mógł zawalić startu i to się udało. Lewis co prawda próbował ataku po zewnętrznej pierwszego zakrętu, lecz Rosberg utrzymał prowadzenie. Do pierwszej serii pit stopów różnica pomiędzy kierowcami Mercedesa oscylowała w okolicach dwóch sekund. Na 27. rundzie Nico założył pośrednie Pirelli. Lewis wytrzymał jeszcze dwa kółka i wrócił na tor trzy sekundy za swoim kolegą. Karty wydawały się rozdane, zwłaszcza, że główny rywal Rosberga w walce o wicemistrzostwo świata, czyli Sebastian Vettel, jechał z rundą straty w kanapce Mercedesów.

Ale dlaczego?
Na 47. okrążeniu sytuacja przybrała nieco inny obrót. Lider nieoczekiwanie złożył bowiem wizytę w alei serwisowej. Chwilę później o to samo został poproszony Hamilton, który jednak nie miał najmniejszej ochoty na kolejny serwis. – Mogę zapytać, dlaczego? – zdziwił się Lewis. – Chodzi o względy bezpieczeństwa, problemem okazały się kąty pochylenia kół. Pierwszy komplet był mocno zużyty – przekonywał Peter Bonnington. – Moje gumy są w porządku, nie chcę zjeżdżać – odparł Anglik, nie widząc potrzeby powtórnego zjazdu do boksu. Wbrew sobie po chwili zjawił się na stanowisku Mercedesa, wątpliwości jednak go nie opuściły. – Ten zjazd był błędem. Sprawdźcie, proszę, opony i dajcie mi znać, w jakim były stanie – poprosił po powrocie na tor wyraźnie skonfundowany Lewis.

Czy Mercedes faktycznie obawiał się o żywotność pośrednich Pirelli (tylna oś), czy po prostu dmuchał na zimne i wykorzystując półminutową przewagę nad Daniiłem Kwiatem, chciał po prostu zabezpieczyć wygraną Rosberga? Myślę, że chodziło o to drugie. Nie tylko dlatego, że Niemiec po prostu potrzebował tego zwycięstwa w kontekście jego rywalizacji o wicemistrzostwo świata. Do tego mamy jeszcze reakcję Hamiltona i dane dotyczące zużycia opon. Okazało się, że zarówno w przypadku Lewisa, jak i Nico po dwudziestu okrążeniach wynosiło ono 40%. To oznacza, że Anglik mógł dotrzeć na tym komplecie do mety. Widocznie nie o taki scenariusz chodziło.

Parę pytań
Na tym emocje się jednak nie skończyły. Błąd Vettela w końcówce doprowadził bowiem do neutralizacji. Cześć kierowców skorzystała z okazji, żeby zmienić opony na miękkie. Rosberg i Hamilton oczywiście pozostali na swoich gumach. Wszyscy zadawali sobie jednak dwa pytania: czy po restarcie Anglik spróbuje pozbawić Niemca pierwszej pozycji i czy Nico wytrzyma presję? Do mety pozostało 14 kółek. Finisz przyniósł sporo emocji. Panowie rozpoczęli pojedynek na najszybsze okrążenia. Obaj nie uniknęli zresztą drobnych potknięć, ostatecznie Nico utrzymał Lewisa w ryzach i sięgnął po swoje czwarte zwycięstwo w 2015 roku. Hamilton musiał się zadowolić drugą lokatą, na podium zdobył się nawet na komplementy pod adresem kolegi, ale po wszystkim z pewnością zadał szefom swoje ekipy parę trudnych pytań.

Mistrz dyplomacji
Dla Ferrari to była czarna niedziela. Żaden z kierowców stajni z Maranello nie dotarł do mety, co po raz ostatni zdarzyło się prawie dziesięć lat temu w Australii. Żal wśród kibiców włoskiej marki może być tym większy, że model SF15-T ustępował w Meksyku jedynie mistrzom świata. Każdy może mieć słabszy dzień. Sebastian Vettel i Kimi Räikkönen też, ale żeby tak tego samego dnia…

W czasówce Vettel ostrzył sobie zęby na walkę z Mercedesami, skończyło się jednak trzecią lokatą. Podczas konferencji prasowej czterokrotny mistrz świata żartował sobie, że Nico i Lewis mogliby w pierwszym zakręcie zając się sobą, żeby on mógł wyfrunąć do przodu. Pech chciał, że to jemu przytrafiły się kłopoty w Turn 1.

Kolizja z Danielem Ricciardo zaowocowała kapciem, który pogrzebał marzenia Seba o walce z duetem Mercedesa. Mimo to czterokrotny mistrz świata ciągle miał szansę na punkty, przydarzyły mu się jednak dwa poważne błędy w zakręcie numer 7. Najpierw wykonał piruet, spadając o kilka pozycji, a następnie wjechał w bariery, kończąc w ten sposób swój najgorszy występ w 2015 roku. – Problemy z samochodem? Nie, po prostu za mocno cisnąłem. Wykonałem dzisiaj g….. robotę – skwitował bez ogródek Seb. Jakakolwiek nie byłaby prawda, niektórzy mogliby się uczyć od Niemca dyplomacji.

Rewanż
Räikkönen odpadł z wyścigu w wyniku kolizji. Broniąc szóstej pozycji, „Iceman” próbował zamknąć drzwi przed nosem Valtteriego Bottasa. Sęk w tym, że jego młodszy kolega był już w progu i doszło do małego (przypadkowego) rewanżu za Rosję. W Ferrari złamało się prawe tylne koło i Kimi stanął na poboczu, natomiast Bottas pojechał dalej.

Na podium…
23 lata temu zespół Williamsa ustrzelił w Meksyku dublet. Tym razem na taki sukces szans nie było, aczkolwiek trzecia lokata Bottasa i szósta Felipe Massy też nie stanowi tragedii. 71 punktów przewagi nad Red Bullem oznacza, że stajnia z Grove ma już na wyciągnięcie ręki trzecie miejsce w klasyfikacji konstruktorów i stosowną do tego gratyfikację finansową.

W sobotę w wypowiedziach Bottasa i Massy można było wyczuć lekkie rozczarowanie. Zbyt niskie temperatury i kręta pętla w drugiej części toru sprawiły, że kierowcy Williamsa musieli uznać wyższość nie tylko Rosberga, Hamiltona i Vettela, ale także Kwiata i Ricciardo.

W niedzielę nadzieje stajni z Grove poszybowały w górę wraz z temperaturami. Na pierwszej rundzie Bottas zyskał pozycję kosztem Vettela, potem bardzo szybko zjechał po twardsze Pirelli (10 okr.). Po powrocie na tor przed Valtterim znalazł się Räikkönen, który od początku korzystał z pośredniej mieszanki. Lewe przednie koło Williamsa wytrzymało próbę sił z prawym tylnym Ferrari i Bottas przejął szóstą lokatę.

Po pit stopie Valtteri przesunął się na czwarte miejsce (Massa był piąty) i tak panowie podróżowali do przygody Vettela, po której do akcji wkroczył samochód bezpieczeństwa. O ile Bottas zdołał wykorzystać restart i wskoczył do trójki, wyprzedzając Kwiata, o tyle zachęcany przez zespół Massa nie zdołał znaleźć recepty na Red Bulle i finiszował na szóstej pozycji.

…i tuż za
Co by nie mówić, ekipę Christiana Hornera spotkała w Meksyku miła niespodzianka. Biorąc bowiem pod uwagę konfigurację pętli, zwłaszcza pierwszą sekcję z kosmicznie długą prostą, Red Bull nie mógł sobie obiecywać zbyt wiele. Okazało się tymczasem, że aerodynamiczne zalety RB11 (w piątek także kiepska przyczepność meksykańskiego toru, wynikająca z warunków atmosferycznych i świeżej nawierzchni) w znacznej mierze zrekompensowały deficyt mocy silnika Renault. W konsekwencji Kwiat i Ricciardo (w tej kolejności) wywieźli ze stolicy Meksyku 22 punkty.

W sobotę Rosjanin sięgnął po czwarty czas, ogrywając swojego australijskiego kolegę o jedną tysięczną sekundy. Nazajutrz też wypadł lepiej. Po starcie przejął trzecią lokatę i do wypadku Vettela wyglądał na pewniaka do podium.  Niestety, wyjazd samochodu bezpieczeństwa w końcówce wyścigu zniweczył jego wysiłki i Daniił przegrał z Bottasem pojedynek o trzecie miejsce.

Czy Ricciardo mógł wypaść w Meksyku lepiej? Możliwe. Przepychanki z Vettelem na początku wyścigu sprawiły jednak, że Dan miał kłopoty z przyczepnością tylnej osi i tracił dystans do Kwiata. W końcówce zdołał jednak utrzymać za plecami Massę i wywalczyć piąte miejsce.

Było warto
Czy warto było zamienić Peraltadę na krętą i wolną sekcję stadionową? Z punktu widzenia kibiców bez wątpienia. Wolno jadące samochody, a potem dekoracja najlepszej trójki stanowiły dla meksykańskich fanów nie lada atrakcję. Udało się przemycić trochę atmosfery ze stadionu Azteków, trochę z Plaza de Toros Mexico, gdzie odbywają się najsłynniejsze w meksykańskiej stolicy corridy. Szkoda tylko, że zabrakło jakiegoś rozjuszonego byka… Ale zostawmy to, w końcu sytuację ratował miejscowy matador, który w sekcji stadionowej „wyprzedzał” Carlosa Sainza i Maksa Verstappena. Publiczność była wniebowzięta! Kierowcy i zespoły zresztą też!

Sergio Pérez z pewnością liczył w swoim domowym wyścigu na więcej niż ósme miejsce. Meksykanin zaplanował jeden pit stop, licząc na strategiczne rozłożenie na łopatki kilku rywali. W realizacji tego celu przeszkodziła mu neutralizacja wprowadzona po kraksie Vettela, przynajmniej zdołał jednak ocalić pozycję (na bardzo starych oponach) przed zakusami Verstappena.

Lokatę wyżej finiszował Nico Hülkenberg, a czołową dziesiątkę na Autódromo Hermanos Rodríguez uzupełnili Verstappen i Romain Grosjean. Holender miał nadzieję na pokonanie kierowców Force India, lecz musiał obejść się smakiem ze względu na przegrzewający się w jego STR10 silnik.

Dla publiki
Na koniec McLaren. Fernando Alonso i Jenson Button już niemal tradycyjnie doczekali się kar za wymianę silnika oraz innych elementów jednostki napędowej. Hiszpan stracił 15, natomiast Anglik aż 70 pozycji. W niedzielę Alonso przejechał zaledwie jedną rundę. – Zrobiliśmy to dla publiczności, ponieważ wiedzieliśmy, że kłopoty z MGU-H są nie do rozwiązania – wyjaśnił dwukrotny mistrz świata. Jego angielski kolega osiągnął co prawda metę, lecz dopiero na 14. pozycji. Głównym problemem okazały się niskie prędkości rozwijane przez McLarena na prostych. Niemożność wyciśnięcia więcej z turbo sprawiła, że na leżącym na wysokości przekraczającej dwa tysiące metrów nad poziomem morza torze Honda zgubiła relatywnie więcej mocy niż jej rywale. Jedynym pocieszeniem był fakt, że samochód nieźle sobie radził w krętych częściach meksykańskiej pętli. Takie światełko w tunelu.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here