A jednak to Lewis Hamilton został pierwszym kierowcą Mercedesa z tytułem mistrza świata F1 od czasów wielkiego Juana Manuela Fangio.

Nie wiem, co Wy sądzicie na ten temat, ale w moim przekonaniu Anglikowi należał się ten sukces bardziej niż Nico Rosbergowi (o tym w podsumowaniu sezonu). W Abu Zabi Lewis Hamilton jedenastym zwycięstwem w sezonie przypieczętował swój drugi tytuł mistrza świata Formuły 1 i tym samym został wielokrotnym czempionem. Przed nim podobnej sztuki dokonało jedynie trzech Brytyjczyków: Jim Clark, Graham Hill oraz Jackie Stewart, który trzykrotnie zdobywał koronę królowej sportów motorowych. Lewis znalazł się w wybornym towarzystwie.

Stracił moc
Anglik co prawda nie musiał w niedzielę wygrywać, ale ponieważ pojawiła się taka okazja, głupio byłoby z niej nie skorzystać. Kiepski start w wykonaniu Nico Rosberga stanowił jedynie preludium do tragedii, która sprawiła, że marzenia Niemca o tytule pękły jak mydlana bańka. Na 23 kółku pojawił się wyraźny sygnał (zblokowane koła i wycieczka na pobocze), że Srebrna Strzała #6 zaczyna gubić cel. Dwa okrążenia później Nico zameldował, że „jednostka napędowa traci moc”. Problemem okazał się szwankujący ERS, co wiązało się ze stratą około 150 KM. Czasy okrążeń w wykonaniu Rosberga pogorszyły się o kilka sekund i Niemiec zaczął spadać w otchłań stawki.

Pod koniec wyścigu problemy pogłębiły się. Do przejechania 51 rundy Rosberg potrzebował aż 2 minut i 7 sekund. – Nico nie stanowi już zagrożenia – skwitował przez radio inżynier Hamiltona. Anglik mógł zacząć świętować.

Dojrzewanie
Przed weekendem w Abu Zabi zastanawiano się, czy najgroźniejszym przeciwnikiem Lewisa nie będzie przypadkiem on sam. W końcu siedem lat temu dokładnie w taki sposób stracił tytuł na rzecz Kimiego Räikkönena, a rok później niemal udało mu się to powtórzyć w starciu z Felipe Massą. Na Yas Marina wszystko zagrało jednak jak należy, pewnie dlatego, że bardzo mocno – wręcz obsesyjnie – skupił się na dopięciu swego. Interesował go wyłącznie Nico. Cała reszta nie miała znaczenia. – Nie ścigam się z Massą – odparł Lewis, informowany, że zbliża się go niego Brazylijczyk. Dojrzał?

Ważne, jak się kończy
Olbrzymie emocje towarzyszące pojedynkowi z Hamiltonem sprawiły, że nienaganne maniery Nico Rosberga czasami trafiały w kąt. Koniec końców Niemiec zdołał się otrząsnąć. Nie dość, że po wszystkim pogratulował swojemu koledze tytułu, to zdobył się jeszcze na kilka ciepłych słów pod jego adresem. – Jestem bardzo rozczarowany, aczkolwiek muszę przyznać, że Lewis zasłużył na mistrzostwo świata. Spisywał się lepiej niż ja, zwłaszcza w wyścigach – podkreślił Nico, najwyraźniej znający wylansowane przez jednego z naszych lewicowych polityków powiedzenie, zgodnie z którym nie jest ważne, jak się zaczyna, tylko jak się kończy.

Pożegnanie z Ferrari
Weekend na wyspie Yas stał pod znakiem pożegnań. Wybrałem trzy z nich. Na początek zakończenie pięcioletniej przygody Fernando Alonso z Ferrari. Pewnie, że model F14T – delikatnie powiedziawszy – nie dotrzymywał czołówce kroku, trudno jednak pozbyć się wrażenia, że Hiszpanowi zabrakło (nie tylko zresztą na wyspie Yas) motywacji do wykrzesania z siebie choćby odrobiny zaangażowania. Fernando chyba tylko fizycznie siedział w kokpicie czerwonego samochodu z #14, bo myślami był już zupełnie gdzie indziej.

Danke
Drugie rozstanie? Oczywiście Sebastian Vettel i ekipa Red Bull. W ostatnim wyścigu dla zespołu z Milton Keynes czterokrotny mistrz świata nie powalił na kolana, ponownie przegrywając z Danielem Ricciardo, zdecydowanie lepszym w przekroju całego sezonu. W Abu Zabi obaj panowie startowali z alei serwisowej, gdyż po kwalifikacjach okazało się, że elementy przednich skrzydeł RB10 były zbyt elastyczne. Tyle tylko, że „pan uśmiechnięty” wspiął się na czwarte, a Sebastian tylko na ósme miejsce. Nic dziwnego, że po wyścigu Christian Horner rozpływał się w komplementach pod adresem Australijczyka. – Daniel pojechał niesamowity wyścig. Cały czas był szybki i popisał się kilkoma błyskotliwymi manewrami wyprzedzania – ocenił szef stajni. Czy tylko mi się wydaje, że w Red Bullu nie widać rozpaczy?

Rewolucja
Przy okazji w stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich ujawniono tajemnicę poliszynela. Najwyższy czas, bo saga o następcy Alonso zaczynała robić się już nużąca. Stajnia z Maranello oficjalnie potwierdziła podpisanie trzyletniego kontraktu z Vettelem. Co ciekawe, wraz z Sebastianem skład Ferrari zasili grupka inżynierów z Red Bulla. I na tym nie koniec, bo Włosi ściągają ludzi dosłownie zewsząd. W sumie około sześćdziesięciu osób. Zmiany sięgają samej góry, ponieważ Marco Mattiacciego w roli szefa zastąpi Maurizio Arrivabene. We Włoszech nazywają to restrukturyzacją. Aż strach pomyśleć, co określają mianem rewolucji! I kim, u diabła, jest ten poliszynel?

Plusy i minusy
Z cyklu pożegnania, kilka słów o Jensonie Buttonie. Wprawdzie McLaren nie potwierdził składu na kolejny sezon, ale wszystkie znaki na ziemi i niebie sugerują, że miejsce u boku Fernando Alonso utrzyma Kevin Magnussen. Czy słusznie? No cóż… Obaj panowie mają swoje plusy i minusy. Za Anglikiem stoją nie tylko lepsze wyniki w trakcie sezonu (w Abu Zabi był piąty), ale również doświadczenie, które w przypadku raczkującego projektu (a takim bez wątpienia jest McLaren-Honda) może mieć niebagatelne znaczenie. Za to Duńczyk jest młodszy, no i tańszy, a biorąc pod uwagę zatrudnienie Alonso, to może przesądzić sprawę.

Druga siła
Kierowcy Williamsa spisali się w Abu Zabi znakomicie, finiszując za Lewisem Hamiltonem. Pierwsze podwójne podium od dziewięciu lat potwierdziło, że brytyjska ekipa zakończyła sezon jako druga siła w F1, ostatecznie zajmując trzecie miejsce w mistrzostwach świata. Aż trudno uwierzyć, gdzie stajnia z Grove była rok temu. Dobrze, że to już przeszłość.

Na Yas Marina Felipe Massa zajął drugie miejsce, osiągając swój najlepszy wynik z sezonie. W końcówce wyścigu Brazylijczyk myślał nawet o walce o zwycięstwo, ale pościgu za Hamiltonem nie wytrzymały supermiękkie opony w jego samochodzie. Valtteri Bottas tym razem był trzeci. Dzięki szóstej wizycie na podium Fin awansował na czwarte miejsce w generalce, wyprzedzając na finiszu Vettela i Alonso.

Świetny pomysł
Na koniec jeszcze raz w kwestii podwójnych punktów. Felipe Massa zapytany po wyścigu przez Hamiltona, czy jego zdaniem był dobry pomysł, wypalił niczym prawdziwy mistrz… ciętej riposty: – Jasne, że tak, ale w 2008 roku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here