Gilles za kierownicą Ferrari 312T4 z sezonu 1979: mógł zostać mistrzem, ale honorowo przestrzegał ustaleń zespołu.

Śmierć towarzyszyła kierowcom F1 od zawsze. Wielu z nich straciło życie w momencie, w którym właśnie zmierzali na szczyt. Jednym z nich był niewątpliwie Gilles Villeneuve. 8 maja minęły 33 lata od śmierci Kanadyjczyka.

Gilles Villeneuve jest książkowym przykładem tego, że osiągnięcia mogą kompletnie rozmijać się ze skalą talentu danego kierowcy. W końcu klasa zawodnika jest tylko jednym z elementów układanki, która decyduje o sukcesie w F1, a w przypadku Kanadyjczyka te pozostałe czynniki często po prostu zawodziły. Stąd tylko sześć zwycięstw, ale również cała masa niezapomnianych „wrażeń artystycznych”, dzięki którym Gilles nigdy nie zostanie zapomniany. Zwłaszcza przez kibiców w czerwonych strojach z logo Wierzgającego Konia.

Villeneuve zdobył ich miłość nie tylko niesamowitymi występami za kierownicą szkarłatnych samochodów czy wyjątkowym zaangażowaniem, ale również nadzwyczajną lojalnością, jaką wykazywał się wobec włoskiego zespołu. W 1979 roku mógł zostać mistrzem świata, postanowił jednak dotrzymać zawartych wcześniej zobowiązań i podczas wyścigu we Włoszech grzecznie dotarł do mety za plecami Jody’ego Schecktera, odstawiając na bok własne ambicje. Gilles głęboko wierzył, że jego czas wkrótce nadejdzie.

Embed from Getty Images

Bardzo się mylił, bo w kolejnych dwóch sezonach Ferrari nie zdołało przygotować dla niego konkurencyjnego auta. Pomimo tego w 1981 roku Villeneuve odniósł dwa wyjątkowe zwycięstwa na torach w Monako i Jarama, prowadząc koszmarny model 126CK. – Nie potrafię nawet powiedzieć, jak słaby to był samochód. Miał jedną czwartą docisku Williamsa czy Brabhama. Pod względem czystych umiejętności Gilles był jednak na innej planecie niż pozostali – ocenił popisy Villeneuve’a Harvey Postlethwaite, który zaprojektował samochód na sezon 1982.

Embed from Getty Images

Ferrari 126C2 okazało się o niebo lepsze od swojego poprzednika. Wyglądało na to, że Kanadyjczyk wreszcie dostał do dyspozycji auto, które pozwoli mu zdobyć upragnione mistrzostwo świata F1. Początek sezonu nie ułożył się po myśli włoskiej stajni, ale w Grand Prix San Marino kierowcy Ferrari wywalczyli dublet. Sęk jednak w tym, że pierwsze miejsce zajął nie Villeneuve, lecz Didier Pironi, który pod koniec wyścigu złamał dżentelmeńską umowę, wyprzedzając Kanadyjczyka. Gilles poczuł się oszukany i postanowił dać swojemu nielojalnemu koledze nauczkę. Tyle tylko, że nie zdążył…

Embed from Getty Images

Dwa tygodnie później kierowcy zjechali do Belgii. Pod koniec kwalifikacji Villeneuve wyjechał na tor, żeby poprawić czas Pironiego. Za pierwszą szykaną Kanadyjczyk znalazł się za plecami wolno jadącego Jochena Massa. Niemiec dostrzegł jadącego z prędkością 210-220 km/h Gilles’a w lusterku i zjechał w prawo. Pech chciał, że Villeneuve zrobił to samo i z ogromnym impetem uderzył w tył auta Massa. Ferrari wzbiło się w powietrze, po czym kilkakrotnie przekoziołkowało. Ogromna siła wyrwała Kanadyjczyka z kokpitu i rzuciła w siatki okalające tor z drugiej strony jezdni. Obrażenia okazały się – niestety – śmiertelne.

Formuła 1 przedwcześnie straciła kierowcę, który mógł dorzucić swoje pięć groszy do rywalizacji Nelsona Piqueta, Alaina Prosta, Nikiego Laudy i młodziutkiego Ayrtona Senny. Pozostaje nam tylko żałować, że Kanadyjczyka zabrakło w tej konfrontacji. – Będzie mi brakować Gilles’a – powiedział Jody Scheckter po śmierci Villeneuve’a. – Po pierwsze dlatego, że był najszybszym kierowcą w dziejach sportów motorowych, a po drugie dlatego, że był najszczerszym człowiekiem jakiego znałem.

Embed from Getty Images

Który moment w F1 najlepiej ilustruje determinację, zaangażowanie i talent Gilles’a? Pierwsze co przychodzi mi do głowy, to jego szalony, zapierający dech w piersiach pojedynek z René Arnoux na torze Dijon w 1979 roku. Dlaczego? Bo takie chwile stanowią kwintesencję rywalizacji w F1. Dzięki nim kierowcy pokroju Villeneuve’a zyskują nieśmiertelność. Salut, Gilles!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here