W padoku na Hockenheim nie milkną echa incydentu, do którego doszło pomiędzy Maksem Verstappenem i Kimim Räikkönenem podczas wyścigu na Węgrzech. Konkludując całą sprawę można wysunąć wniosek, że manewry Holendra na Hungaroringu były zgodnie z literą prawa, ale z duchem już (przynajmniej teoretycznie) niekoniecznie.

Niepisana reguła
Max Verstappen jest jednym z największych talentów, jakie w ostatnich latach objawiły się w F1. To nie podlega dyskusji. Jest szybki, jeździ widowiskowo, nie boi się atakować, potrafi również skutecznie bronić swojej pozycji. Kibice uwielbiają go za taki styl i nic dziwnego, bo  Holender tchnął mnóstwo świeżości w nieco zatęchłą atmosferę Formuły 1.

W czym zatem problem? Burzę wywołał oczywiście incydent z udziałem Kimiego Räikkönena, do którego doszło na Hungaroringu. Po incydencie „Iceman” był wściekły, zarzucając swojemu młodszemu koledze nieczystą grę. Sprawą zajęli się sędziowie, ale uznali, że Verstappen nie złamał przepisów. – Naszym zadaniem Max nie wykonał dwóch ruchów, jak podkreślają niemal wszyscy, a w przepisach nie ma zakazu zmiany kierunku w strefie hamowania, choć większość kierowców przestrzega tej niepisanej zasady – wyjaśnił Charlie Whiting. – Z pewnością się tym zajmiemy.

Bez szans
Decyzja nie zamknęła oczywiście dyskusji. Cała sprawa nie dotyczy bowiem wyłącznie samego incydentu (który niewątpliwie ją sprowokował), ale również, a może przede wszystkim tego, w jaki sposób kierowca Red Bulla bronił się przed Finem w pierwszym zakręcie. Konkretnie, czy nie za późno zmieniał linię jazdy. Chodzi o moment, w którym Verstappen odbija lekko w lewo, a następnie już w strefie hamowania skręca w prawo. – On celowo zwlekał z obroną i wybierał stronę dopiero wtedy, gdy widział moją decyzję. W takiej sytuacji nie miałem żadnych szans na reakcję – podkreślał po incydencie rozwścieczony „Iceman”.

Opinię Fina podzielił Jenson Button. – Tego rodzaju manewry w strefie hamowania są najgorszą rzeczą, jaką może wykonać kierowca, ponieważ jadący za tobą facet pędzi 300 km/h. I prawdopodobnie jeszcze nie zwolnił – orzekł Jenson Button, pytany o ocenę zachowania Verstappena. – Rozumiem frustrację Kimiego – dodał Anglik.

Niebezpieczna zabawa
W podobnym tonie wypowiadali się również inni kierowcy. – To było trochę poza limitem – stwierdził Felipe Massa, a Sergio Pérez dodawał: – No cóż, w strefie hamowania było zdecydowanie za dużo ruchu. Takie rzeczy w ostatniej chwili są po prostu niewłaściwe – dorzucił Meksykanin.

Sam zainteresowany nie widzi w tym problemu. – Nie jesteśmy na niedzielnej przejażdżce, tylko walczymy. Sennie i Prostowi podobałoby się takie podejście – podkreślił Verstappen, przywołując ikony sprzed lat. Prawdę mówiąc co do tego drugiego, to mam nieodparte wrażenie, że Max się myli. Ale wolno mu, młody jest.

– Nie sądzę, abym zrobił cokolwiek niewłaściwego. Obok mnie nie było przedniego skrzydła czy czegokolwiek innego. Dla mnie wszystko było jasne. Zadziałał instynkt kierowcy wyścigowego – oznajmił Verstappen.

– Manewry w strefie hamowania to nie wyścigi. To niebezpieczna zabawa – skwitował Button. Trudno odmówić Anglikowi racji, ale czy nie tak samo postępowali Ayrton Senna i Michael Schumacher? Limity stanowiły ich wizytówkę i Max wpisuje się dokładnie w ten sam styl. Tyle tylko, że czasy trochę się zmieniły. Tak czy siak, spokojnie, tego instynktu nikt i nic nie zabije. A co go nie zabije, to wiadomo…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here