Sebastian Vettel nie bez przyczyny uchodzi za niekoronowanego króla ulicznej pętli w Singapurze. Niemiec wygrał czasówkę na Marina Bay i stoi przed szansą na piąte zwycięstwo w sezonie oraz odzyskanie straconego na Monzy fotela lidera klasyfikacji generalnej. Jego najgroźniejszego rywala w walce o tytuł, Lewisa Hamiltona, czeka trudne zadanie, ponieważ trzykrotny mistrz świata zakończył kwalifikacje z piątym czasem – za kierowcami Red Bulla i Kimim Räikkönenem.

Czterokrotny czempion poleciał do Azji w roli faworyta i czasówka na Marina Bay Street Circuit potwierdziła, że znakomicie radzi sobie z uliczną pętlą w Mieście Lwa. Co prawda treningi, a nawet początek czasówki, wprowadziły kibiców Ferrari w stan pewnego zwątpienia, ale w Q3, gdy miało to znaczenie, Vettel wspiął się na wyżyny, przejeżdżając jedno okrążenie w 1.39,491. Było szybko, nawet odrobinę zbyt szybko, gdyż lewe tylne koło Giny w pewnym momencie pocałowało ścianę. – Miałem szczęście. Na wyjściu z „dziewiętnastki” uderzyłem w mur. Pojechałem dalej, ale przed ostatnim zakrętem poczułem gigantyczne wibracje. Na szczęście przede mną był tylko jeden zakręt – przyznawał na gorąco wyraźnie rozdygotany Seb, celebrując swoje 49. pole position.

W wyścigu jego celem jest maksymalna zdobycz punktowa i wykorzystanie słabszej dyspozycji ekipy Mercedesa, która zgodnie z oczekiwaniami nie była w stanie dotrzymać kroku Ferrari i Red Bullom. Kluczem do zwycięstwa będzie naturalnie dobry start, co nie zmienia faktu, że strategów Ferrari czeka bezsenna noc. Po pierwsze na długich dystansach Czerwone Byki wyglądają na bardzo mocne, po drugie należy liczyć się z tym, że w trakcie wyścigu dojdzie do neutralizacji (do tej pory zdarzało się to w każdym z dziewięciu wyścigów na Marina Bay), co może postawić na głowie całą strategię. Tak czy siak, wszystko wskazuje na to, że zamiast bezpośredniej walki z Hamiltonem, Vettela czeka starcie z Maksem Verstappenem i Danielem Ricciardo.

Niedziela będzie dla nas!
Nie ma w tym najmniejszej przesady, że Red Bulle zaliczyły najlepszą czasówkę w tym sezonie (o Monzy zapomnijmy, bo tam rządziły loteryjne warunki). Ricciardo i Verstappen do końca podnosili ciśnienie zarówno na stanowisku dowodzenia Ferrari, jak i w kokpicie samochodu #5. 19-letni Holender błysnął najlepszymi czasami w dwóch pierwszych odsłonach sesji kwalifikacyjnej, rozbudzając nadzieję na to, że zostanie pierwszym nastolatkiem z pole position w dziejach F1. W Q3 nie zdołał jednak złożyć idealnego okrążenia i przyszło mu uznać wyższość Vettela, szybszego o 0,323 sekundy. – Szkoda, że nie udało się zdobyć pole position, ostatnie okrążenie nie było jednak najlepsze – przyznał Max.

Na otarcie łez zostało mu przynajmniej tyle, że o włos pokonał swojego australijskiego kolegę, dla którego była to niemiła niespodzianka. Ricciardo nie traci jednak dobrego samopoczucia i zapowiada walkę o zwycięstwo. – Dzisiaj muszę zaakceptować porażkę, ale jestem przekonany, że jutro sięgniemy po zwycięstwo. Mamy lepsze tempo wyścigowe – zadeklarował Dan, a Max celnie zauważył: – W wyścigu trudno będzie Seba wyprzedzić, więc musimy poszukać szansy na pierwszym okrążeniu.

Z wielkimi nadziejami czeka na wyścig Christian Horner, podkreślający, że jego podopieczni mają w rękach mocne karty. – Jeśli zdołamy dobrze wystartować, możemy Sebastianowi mocno skomplikować życie. Poza tym my nie mamy nic do stracenia, a on owszem – podkreślił szef Red Bulla. Z tym ostatnim Vettel bez wątpienia musi się liczyć, każdy incydent może go bowiem słono kosztować. Warto niewątpliwie zwrócić też uwagę na to, że Max i Daniel mogą próbować go rozegrać strategicznie, kombinując przy taktyce. To oczywiście w dużej mierze będzie zależeć od ich tempa wyścigowego, lecz jeśli Vettel nie odskoczy, chyba możemy zacierać ręce.

Lekka rezygnacja
Z zainteresowaniem rozwojowi sytuacji będzie się zapewne przyglądać Hamilton, ponieważ kierowcy Red Bulla mogą się jutro okazać jego największymi sprzymierzeńcami. Anglik (i cały Mercedes) spodziewał się co prawda, że Singapur przysporzy mu problemów, aczkolwiek podkreślił, że zaskoczyły go rozmiary porażki – Wiedziałem, że czeka nas trudne zadanie, nie przewidziałem jednak, że Ferrari okaże się aż tak mocne – podsumował 0,6 sekundy straty do Vettela. – Dałem z siebie wszystko, a nawet trochę więcej – dodał znacząco.

Z jego perspektywy niezwykle istotną rolę odegra start. Przypomnijmy, że oczko wyżej ustawi się Räikkönen (po czasówce „Iceman” mówił, że błąd na ostatnim okrążeniu kosztował go miejsce w pierwszej linii), którego pierwszoplanowym zadaniem będzie w niedzielę stworzenie bezpiecznego buforu dla Vettela. Jeśli Hamilton myśli o włączeniu się do walki o podium, musi jak najszybciej uporać się z Finem. Co będzie dalej, zobaczymy. Fundamentalne pytanie jednak brzmi: czy Lewis będzie w stanie dotrzymać kroku czołowej trójce? On sam nie jest co do tego przekonany. Prawdę mówiąc, po czasówce Anglik wyglądał na lekko zrezygnowanego, więc prawdopodobnie pozostanie mu minimalizowanie strat.

Przemawia za tym również i to, że Lewis nie będzie mógł zbytnio liczyć na Valtteriego Bottasa. Jego zespołowy partner wystartuje wprawdzie z szóstej pozycji, ale ponieważ przez cały weekend brakuje mu szybkości (w czasówce był prawie 0,7 sekundy wolniejszy od Hamiltona), trudno spodziewać się po nim cudów.

Ambitny cel
Kierowcy McLarena uczcili wiadomość o rozstaniu z Hondą świetną czasówką. Obaj weszli do Q3, potwierdzając potencjał drzemiący w nadwoziu MCL32. Dwukrotnie najlepszy na ulicach Singapuru Fernando Alonso wywalczył ósmą lokatę, natomiast Stoffel Vandoorne – podkreślający, że w Q3 McLaren stracił nieco szybkości – był dziewiąty. – Wiedzieliśmy, że na tym torze stać nas na dobry rezultat. Celem na jutro są dwa samochody w punktach – stwierdził Hiszpan, który wygrał wewnętrzną walkę o 0,2 sekundy. Jak na standardy Hondy cel jest ambitny, ale możliwy – o czym przekonaliśmy się na Węgrzech.

Pościg Renault
Przed McLarenami ustawi się jutro Nico Hülkenberg, który okazał się „najlepszy z całej reszty”. – Byłem bardzo zdeterminowany, żeby znaleźć się przed nimi i zająć siódmą lokatę. Jestem zachwycony, że udało mi się to osiągnąć – przyznał „Hulk” i dodał, że jego celem w wyścigu jest utrzymanie wywalczonej dzisiaj pozycji. Dzięki niej zespół Renault może bowiem awansować w klasyfikacji mistrzostw świata – przynajmniej o jedna lokatę, przed ekipę Haasa, która w Singapurze spisuje się słabo. Przy odrobinie szczęścia możliwe jest nawet przeskoczenie Scuderii Toro Rosso, posiadającej aktualnie sześć oczek przewagi. Przy założeniu, że coś dorzuci do puli jedenasty na starcie Jolyon Palmer (przed nim startuje Carlos Sainz, lepszy z dwójki Toro Rosso), sprawa jest jak najbardziej wykonalna.

Taki wynik pozwoliłby ekipie z Enstone zbliżyć się także do piątego w rankingu Williamsa, któremu wybitnie nie leży pętla w Singapurze (żadna niespodzianka). Odbijający się od barier Felipe Massa i Lance Stroll stanowili najlepszy komentarz do dyspozycji stajni z Grove. Chciałbym, żeby było inaczej, ale wygląda na to, że punkty mogą być jutro poza ich zasięgiem. Massa oświadczył tylko, że ze swojej odległej pozycji będzie kibicował kierowcom McLarena, mogącym odebrać punkty bezpośrednim rywalom Williamsa.

Statystyka nie kłamie
Nieco lepiej kształtują się perspektywy Force India. Sergio Perez (P12) narzekał na podsterowność, która przerodziła się w nadsterowność, z kolei Esteban Ocon (P14) na blokujące się hamulce. – Musimy jutro skupić się na odrobieniu strat. Zdobycie punktów nie jest wykluczone. Szansę może stworzyć samochód bezpieczeństwa, bez którego nie odbył się tutaj jeszcze żaden wyścig – przypomniał Francuz, który po kwalifikacjach świętował wypadające w niedzielę 21. urodziny.

Ustawienie na starcie: 1. Vettel; 2. Verstappen; 3. Ricciardo; 4. Räikkönen; 5. Hamilton; 6. Bottas; 7. Hülkenberg; 8. Alonso; 9. Vandoorne; 10. Sainz; 11. Palmer; 12. Pérez; 13. Kwiat; 14. Ocon; 15. Grosjean; 16. Magnussen; 17. Massa; 18. Stroll; 19. Wehrlein; 20. Ericsson (+5).

6 KOMENTARZE

  1. Niesamowite info, że Kubica będzie miał kolejny test ze Strollem :). Może Kubica pomoże podkręcić te Williamsy. Dziś wypady fatalnie nawet nie przeszli Q3.

    • Ciezka sprawa. Scinal bo wiedzial ze jesli nie zmusi Mad Maxa do zdjecia nogi z gazu i odpuszczenia wewnetrznej to go wariat staranuje w pierwszym zakrecie probujac sie wcisnac na chama. Ostatecznie sie to Vettelowi udalo ale ze Kimi znalazl sie tam gdzie sie znalazl to sie zrobila katastrofa.

      Wielu ekapertow po fakcie stwierdza ze Vettel nie musial tak agresywnie spychac Maxa, ale znajac ‚zwyczaje’ Maxa i sluchajac jego zapowiedzi ze jedynym sposobem na zwyciestwo jest wyprzedzic Vettela w pierwszym zakrecie, wcale sie Vettelowi nie dziwie.

Skomentuj Koto Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here