Jestem bardzo ciekawy postawy Lewisa Hamiltona w kwalifikacjach i wyścigu. Z jednej strony Circuit Gilles Villeneuve jest jednym z jego ulubionych torów: odniósł tu trzy zwycięstwa, w tym swoje pierwsze w Formule 1 – gdy osiem lat temu pokonał tu zespołowego partnera Fernando Alonso, zmagającego się z tajemniczymi problemami z hamulcami. Z drugiej po dwóch porażkach z rzędu z aktualnym kolegą z ekipy, Nico Rosbergiem, mistrz świata musi tu rozwiać wszelkie wątpliwości co do swojej aktualnej formy. Jak dotąd pokazuje szybkość, ale i popełnia błędy.

Ciekawe były tłumaczenia po wczorajszej przygodzie w drugim treningu, gdy Mercedes W06 pojechał prosto w nawrocie i uderzył przodem w barierę. Typowy przykład aquaplaningu, a Hamilton zarzekał się, że wyjazd na tor w takich warunkach nie był jego pomysłem. Skoro na torze pojawili się obaj kierowcy Mercedesa, to chyba można się domyślić, że taka była decyzja zespołu. Po co zatem podkreślać, że to nie Lewis wymyślił ten wyjazd? Wystarczy cofnąć się o dwa tygodnie, do Monako.

Tak jak pisałem na gorąco po wyścigu, Hamilton miał wielki udział w błędzie taktycznym, który kosztował go zwycięstwo. Zespół nie jest oczywiście bez winy, bo bez ich zgody kierowca nie zjechałby do alei serwisowej – ale pierwotny plan zakładał pozostanie na torze. To Lewis przekonał ekipę, że trzeba zmienić opony. Oparł się na tym, co zobaczył na telebimie: mechanicy Mercedesa wyszli przed garaż (normalna procedura, na wypadek rzeczywistej potrzeby zjazdu) i Hamilton doszedł do wniosku, że Rosberg zjechał na zmianę. Przestraszył się, że zespołowy partner wykorzysta świeże opony i go wyprzedzi. Powiedział przez radio, że lepiej zjechać, bo wszyscy będą mieli nowe, supermiękkie opony.

W tym momencie zespół ostatecznie uległ i ściągnął go na zmianę, chociaż trzeba było uspokoić kierowcę i kazać mu pozostać na torze. W Monako pozycja na torze jest wszystkim, a wyprzedzanie graniczy z cudem. Coś o tym wie na przykład David Coulthard, który w 2001 roku przez 44 okrążenia bezskutecznie próbował poradzić sobie z debiutantem Enrique Bernoldim w słabiutkim Arrowsie.

Na tym nie koniec: co by się stało, gdyby neutralizacja nie została zakończona? Do mety pozostawało niewiele okrążeń i wcale nie było pewne, czy po tak groźnie wyglądającym wypadku rywalizacja zostanie wznowiona. Mogło wszak dojść do uszkodzenia bariery przy Ste. Devote. Wówczas do wyprzedzania nie przydałby się nawet 1000-konny silnik, nie mówiąc już o komplecie świeżych opon.

Zawiodła przede wszystkim komunikacja. Potrafię sobie wyobrazić Michaela Schumachera w podobnej sytuacji. Można się założyć, że zamiast proroctw o tym, że każdy będzie miał teraz świeże opony, Niemiec zadałby swojemu inżynierowi konkretne pytanie: czy i kto zjechał na zmianę. To wystarczyłoby do rozwiania wątpliwości wokół domniemanego pit stopu Rosberga.

Mogę sobie też wyobrazić współautorów wielu sukcesów „Schumiego”: Ross Brawn czy Luca Baldisserri z pewnością przekazaliby swojemu podopiecznemu, że jego najgroźniejsi rywale zostali na torze.

W tej sytuacji decydowały rzecz jasna sekundy. Ostateczną decyzję podjęto 50 metrów przed zjazdem na pas serwisowy. Mimo to zespół i kierowca mogli wziąć pod uwagę jedną rzecz: Hamilton dogonił już samochód bezpieczeństwa i musiał jechać z jego prędkością, a nie narzuconym przez ECU tempem – wiadomo, że jest ono nieco szybsze, bo cała stawka musi koniec końców ustawić się w kolejce za Berndem Mayländerem. To sprawiło, że Rosberg i Sebastian Vettel znaleźli się bliżej niż wskazywał na to poprzedni pomiar czasu. Dane z GPS nie były dostępne, bo wysoka zabudowa w Monako utrudnia pracę tych systemów (swoją drogą to dobry sposób na urozmaicenie rywalizacji…). Do tego doszedł jeszcze dłuższy o 2 sekundy postój, bo trzeba było przepuścić jadącego aleją serwisową Saubera, i mamy już kompletną receptę na porażkę w Monako.

– Chyba pójdzie do domu – powiedział na okrążeniu zjazdowym Vettel – widząc, jak Hamilton zatrzymuje się w zakręcie Portier przed tunelem, skąd ma najbliżej do swojego apartamentu. W 1988 roku Ayrton Senna schował się właśnie w domowym zaciszu po tym, jak niemal w tym samym miejscu uderzył w barierę i przegrał wyścig, w którym 12 okrążeń przed metą miał prawie minutę przewagi nad Alainem Prostem.

Lewis zdołał się jednak przemóc i wziął udział w dekoracji na schodach przed lożą książęcą. Humoru oczywiście nie miał i już podczas konferencji prasowej przyznał, że odegrał swoją rolę w tej wpadce. Teraz odcina się już od tamtych wydarzeń i nie chce o nich rozmawiać, ale w podświadomości coś jednak pozostało, skoro tak zdecydowanie podkreślał, że wczoraj to nie on wpadł na pomysł wyjazdu na zalany wodą tor. Zobaczymy, w jakim nastroju będzie po kwalifikacjach i wyścigu. Może nie będzie musiał się tłumaczyć.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here